Mapa królestwa radości ujawnia jej złożony i subtelny charakter. Radość zawiera w sobie przyjemność płynącą z pomyślności innych, co buddyści nazywają mudita, ale także z ich nieszczęścia, co określamy niemieckim terminem Schadenfreude. Najwyraźniej to uczucie jest czymś więcej niż prostą przyjemnością i bliżej mu do poczucia ulgi, zachwytu i upojenia, jakiego doświadczają matki podczas porodu. Z całą pewnością radość obejmuje wszystkie powyższe emocje, ale trwała radość promieniejąca z arcybiskupa Tutu i Dalajlamy – radosny sposób bycia – najprawdopodobniej jest najbliższa temu, co można opisać jako promieniejące zadowolenie czy duchową jasność płynącą z głębokiej szczęśliwości i dobroczynności. (...)
POLECAMY
– Czy radość jest uczuciem, które pojawia się i nas zaskakuje? A może jest to raczej pewien świadomy styl życia? – zapytałem. – W przypadku was obu radość wydaje się znacznie trwalsza. Pogłębianie duchowości wpisane w waszą codzienność nie zrobiło z was ponurych ważniaków. Wręcz przeciwnie, daje wam jeszcze więcej radości. Jak zatem ludzie powinni kultywować radość jako sens istnienia, a nie po prostu chwilowe wrażenie?
Arcybiskup i Dalajlama popatrzyli na siebie. Gość wskazał na gospodarza, który uścisnął mu dłoń i zaczął:
– Tak, to prawda. Radość jest czymś innym niż szczęście. Kiedy mówię o szczęściu, w pewnym sensie mam na myśli zadowolenie. Czasem przechodzimy przez bolesne doświadczenia, ale mogą one, jak to unaoczniłeś na przykładzie porodu, przynieść ogromną satysfakcję i wielką radość.
– Pozwól, że cię zapytam – przerwał mu arcybiskup. – Ile już lat jesteś na wygnaniu? Pięćdziesiąt kilka?
– Pięćdziesiąt sześć.
– Pięćdziesiąt sześć lat z dala od kraju, który kochasz ponad wszystko. Powinieneś być zgorzkniały, smutny.
Gospodarz ujął swojego gościa za rękę, jakby to jego trzeba było pocieszać, i przywołał bolesne wspomnienia ze swojego życia. Kiedy okazało się, że jest inkarnacją dalajlamy, jako dwulatek został zabrany z rodzinnego domu w małej wsi na wschodzie Tybetu, w prowincji Amdo, do liczącego tysiąc pokoi pałacu Potala w stolicy kraju, Lhasie. Tam w bogactwie i odosobnieniu wychowywano go na duchowego i politycznego przywódcę jako inkarnację Awalokiteśwary, bodhisattwy współczucia. Po chińskiej inwazji na Tybet w 1950 roku Dalajlama, chcąc nie chcąc, został wrzucony w świat polityki. W wieku piętnastu lat, jako władca sześciomilionowego kraju, stanął w obliczu totalnej i rozpaczliwie nierównej wojny. Przez dziewięć lat próbował negocjować z komunistycznymi Chinami, aby zapewnić swoim ludziom spokój, szukał dyplomatycznego wyjścia z sytuacji, aż do momentu, gdy jego kraj został siłą wcielony do Chin. W 1959 roku, w trakcie powstania, które mogło doprowadzić do masakry, Dalajlama z ciężkim sercem postanowił udać się na wygnanie.
Szanse na udaną ucieczkę do Indii były przerażająco nikłe, jednak aby uniknąć konfrontacji i przelewu krwi, nocą w przebraniu strażnika opuścił pałac. Musiał zdjąć okulary – był w nich zbyt rozpoznawalny – i słaby wzrok tylko zwiększał strach i niepewność, gdy uciekinierzy przem...
Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.