Przytul, obejmij, pocałuj

Na temat

Znana psychoterapeutka Virginia Satir twierdziła, że „Potrzebujemy czterech przytuleń dziennie, by przeżyć; ośmiu, żeby czuć się dobrze”. Badania potwierdzają, że potrzebujemy dotyku od urodzenia do późnej starości. Wpływa on na naszą psychikę, odporność i długość życia. Żadna wirtualna relacja nie zastąpi realnego, cielesnego kontaktu z drugim człowiekiem.

W filmie „Nowy początek” dr Louise Banks, wybitna lingwistka, zostaje wezwana, by porozumieć się z wysłannikami innej cywilizacji. Ich gigantyczne pojazdy zawisły nad Ziemią. Nikt nie wie, w jakim celu przybyli.

Jak się z nimi porozumieć, skoro nie znamy ich języka? A jeden opaczny gest lub źle odczytane słowo może doprowadzić do tragedii. Dr Banks stoi bezradna przed szklaną ścianą, która oddziela ją od przybyszów.

POLECAMY

W pewnym momencie spontanicznie zrzuca hełm i skafander. 

„Muszą mnie zobaczyć” – mówi i kładzie rękę na szybie. W odpowiedzi obcy o siedmiu stopach przykłada swoją mackę do szyby i zostawia znak. „To jest właściwa prezentacja!” – stwierdza Louise, odżywa nadzieja na porozumienie. Wprawdzie nie zna języka przybyszów, ale pierwotnym i uniwersalnym językiem jest… dotyk.

„...o najprawdziwszy ty jedynie/potrafisz wypowiedzieć miłość/ty jeden możesz mnie pocieszyć /bośmy oboje głusi ślepi” – pisał o nim Zbigniew Herbert. Zmysłem nad zmysłami określał go już Arystoteles i poświęcił mu cały rozdział w traktacie O duszy. Wcześniej opisywano tylko cztery zmysły: wzrok, słuch, smak i węch, wszystkie powiązane z konkretnymi narządami. Dotyku nie potrafiono z niczym skojarzyć. Idąc za intuicją, Arystoteles uznał, że to, co pozwala odbierać doznania dotykowe, musi leżeć głęboko w nas; może jest to dusza, może serce… A skóra i reszta ciała jedynie pośredniczą w odbiorze doznań dotykowych. Coś z tej intuicji pozostało do dziś, gdy o poruszających zdarzeniach czy słowach mówimy: „dotknęło mnie to do żywego”.

Matka wszystkich zmysłów

Dotyk nazywany jest „matką wszystkich zmysłów”, gdyż jest pierwotny ewolucyjnie – niewiele organizmów ma wzrok czy słuch, ale większość reaguje na dotyk, nawet te najprymitywniejsze, jak ameba. Jest również pierwotny w naszym rozwoju – jeszcze w łonie matki dziecko odczuwa dotyk i ruch. Skóra reaguje na bodźce, gdy embrion ma zaledwie 8 tygodni i niecałe 1,5 cm długości. Po narodzeniu, gdy jest czule przytulane i kołysane, dziecko ma wrażenie, że wciąż jest w brzuchu matki, co zapewnia mu poczucie ciągłości i bezpieczeństwa. 

Noworodek poznaje świat głównie poprzez dotyk. Dzięki niemu uczy się rozróżniać siebie od świata, poznaje swoje ciało i jego granice. Z czasem doskonali percepcję czuciową i integruje ją z innymi doznaniami zmysłowymi. 

Dotykamy i czujemy, że jesteśmy dotykani. Zmysł dotyku jako jedyny ma zarówno aspekt bierny, jak i czynny. Jeśli chcemy doświadczyć czegoś poprzez dotyk, musimy wykonać ruch, podjąć aktywność. Z drugiej strony świat reaguje i odpowiada na nasz dotyk. Dotknięty przedmiot może się odkształcić, a w drugiej osobie nasz dotyk może pozostawić ślad na zawsze.

Dotyk jest percepcyjnym tłem dla wszystkiego, czego doświadczamy. Decyduje nie tylko, co czujemy, ale też kim i jak się czujemy. Opisane są przypadki pacjentów, którzy w wyniku uszkodzenia receptorów czucia powierzchniowego i głębokiego pozbawieni zostali zmysłu dotyku – w efekcie utracili kontakt z własnym ciałem i ze światem. Nie potrafią chodzić ani siedzieć; nie panują nad mimiką, a niekontrolowane grymasy ust nie pozwalają im się wysłowić. Nie czują nawet, że leżą. Dopiero gdy otwierają oczy, wraca im świadomość, że istnieją.

Silniejsza od głodu 

Potrzebujemy dotyku nie mniej niż tlenu i jedzenia. To nasza pierwotna potrzeba, związana z wieloma innymi potrzebami, np. stymulacji, bezpieczeństwa, kontaktu, intymności i poznania, stąd bywa trudna do odróżnienia. Podobnie jak w przypadku innych potrzeb podstawowych, deprywacja dotyku może spowodować poważną chorobę, a nawet śmierć. W latach czterdziestych XX wieku austriacko-amerykański psychoanalityk Rene Spitz obserwował, co się dzieje z dziećmi – ofiarami wojennymi, które w sierocińcach pozbawione były częstego bliskiego kontaktu fizycznego z opiekunem. Opisał objawy tzw. depresji anaklitycznej (znanej jako choroba sieroca czy hospitalizm) i jej brzemienne skutki w postaci poważnych zaburzeń rozwoju. 

Eksperymenty amerykańskiego psychologa Harry’ego Harlowa na młodych rezusach wykazały, że potrzeba dotyku u naczelnych bywa silniejsza nawet niż głód! W jednym z badań małe małpki odłączono od biologicznych matek i umieszczono w klatkach, gdzie miały zastępcze „matki”, czyli atrapy. Jedna była kanciasta, druciana, druga zaś miękka, owinięta przyjemną w dotyku tkaniną. Losowo małpki przydzielono do dwóch grup. W pierwszej grupie mleko dostarczała miękka „matka”, w drugiej ta druciana. Przez pięć miesięcy mierzono, ile czasu małpki spędzają w kontakcie z każdą z nich. Okazało się, że niezależnie od tego, która „matka” dawała mleko, wszystkie małpki niemal cały czas przywierały do tej miękkiej, przyjemnej w dotyku. Niektóre nawet podczas ssania mleka od matki drucianej wciąż trzymały się tej miękkiej. Szczególnie gdy zostały czymś przestraszone, zawsze przywierały do miękkiej „matki”, nawet jeśli były karmione wyłącznie przez drucianą. Co więcej, choć małpki jadły tyle samo i miały podobną wagę, te karmione przez „matkę” drucianą gorzej trawiły mleko i często miały biegunki. Wydaje się, że brak miękkiej „matki” budził silny stres. Harlow dowiódł, jak istotny jest kontakt fizyczny i możliwość przytulenia się dla rozwoju przywiązania między małymi małpkami i ich „matkami”. 

Potwierdzają to badania nad dziećmi z rumuńskich...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI