Oczy za siebie i za brata

Reportaż

Poród był wspaniały, w terminie. Wszystko szło dobrze. Myśleliśmy, że nasz syn jest najpiękniejszy – miał taką opaloną skórę, piękne oczy. Po miesiącu podczas badań lekarskich pani doktor powiedziała, że dziecko ma zespół Downa. Nie pamiętam, jak wróciłam do domu.

Grzesiek Marciniak ma dziś 39 lat. 

POLECAMY

Wraz z rodzicami Wiesławą i Krzysztofem oraz bratem Andrzejem wystąpił w filmie Grzegorza Siedlec­kiego zatytułowanym „Gdyby nie był taki, jaki jest”. Choć film powstał ponad dwadzieścia lat temu, w Krzysztofie nadal budzi silne emocje: – Wtedy, po narodzinach Grześka, myśleliśmy z żoną, że nasze życie skończyło się… Byliśmy w szoku. Zastanawialiśmy się, co zrobić: oddać go?, zostawić?, podrzucić? Chciałem nawet wymienić upośledzone dziecko na zdrowe! Ale gdy w Domu Dziecka przy ul. Nowogrodzkiej usłyszeliśmy, że „to nie jest para bucików” – otrzeźwieliśmy.

Po projekcji filmu w telewizji Krzysztof odebrał wiele telefonów od rodziców innych dzieci, którzy mówili: „Myśmy mieli podobnie”. Mimo to wciąż odczuwa wstyd, że przyszło mu do głowy porzucenie syna: – W tym dwudziestominutowym dokumencie wystąpiliśmy jako rodzina, którą dotknęła tragedia. Ale choć tak trudno było zaakceptować niepełnosprawność własnego dziecka, to już od dawna wiem, że to nie był koniec świata. I dziś nie wyobrażam sobie, że Grzesiek mógłby być inny.

W 1980 roku, gdy Grzesiek miał cztery lata, Wiesława Marciniak urodziła drugiego syna. Mąż zadzwonił do niej do szpitala i zadał tylko jedno pytanie: jakie Andrzejek ma oczy? „Oczy ma za siebie i za Grześka” – usłyszał. 

Ta większa miłość

Pojawienie się dziecka niepełnosprawnego intelektualnie lub z przewlekłą chorobą jest zawsze wielkim wstrząsem dla rodziny. Przechodzi ona przez cztery stadia opisywanej przez psychologów sytuacji kryzysowej.

Pierwszy etap to szok oraz poczucie braku kontroli nad życiem – bliscy radzą sobie przy pomocy mechanizmów obronnych, takich jak zaprzeczanie, wyparcie lub racjonalizacja. Drugim etapem jest narastający lęk i bezradność. Trzecim – stopniowe wyzwalanie się od stresu i oswajanie z nową rzeczywistością, myślenie o przyszłości. Czwarty i ostatni etap to budowanie na nowo poczucia kontroli oraz własnej tożsamości.

Wspomniane etapy radzenia sobie w sytuacji kryzysowej u każdej osoby doświadczającej trudności przebiegają nieco inaczej. Krzysztof Marciniak od wielu lat działa w Warszawskim Kole Polskiego Stowarzyszenia na rzecz Osób z Upośledzeniem Umysłowym. – Mój związek emocjonalny z Grześkiem jest bardzo silny, żony również. Z Andrzejem też, ale to są inne miłości, bo to ten niepełnosprawny nieustająco potrzebuje naszej opieki.

Grzesiek od dzieciństwa jest centrum miniwszechświata rodziny, ale rodzice dbali też o więź między braćmi. – Chłopcy razem się bawili, chodzili na spacery, grali w piłkę. Na ursynowskim podwórku wszyscy ich znali.

W trzeciej klasie szkoły podstawowej młodszy syn Marciniaków odczuł na własnej skórze piętno posiadania brata, który jest „inny”. – Pytaliśmy, co się stało, ale on milczał – opowiada Krzysztof. 

– W końcu udało nam się z niego wydusić: „Nieważne, czy mam piątkę, czy dwójkę, ważne, żeby się ze mnie nie śmiali, że mam brata niepełnosprawnego”. 

Krzysztof poszedł do szkoły. Podczas zebrania wspólnie z rodzicami i wychowawczynią rozmawiali o niepełnosprawności, o tym, że dzieci trzeba od małego edukować, mówić im o ludziach niepełnosprawnych, starszych i ich potrzebach. – Potem już nikt nie dokuczał Andrzejowi.

W filmie dokumentalnym Krzysztof Marciniak tłumaczy, że jego zdrowy syn musi coś w życiu osiągnąć, bo wtedy ludzie nie będą na niego patrzeć przez pryzmat niepełnosprawnego brata. – Andrzej skończył szkołę sportową, osiągał sukcesy w zapasach. Wzmocnił się fizycznie i psychicznie. Widział swoją siłę, gdy kogoś na macie pokonał. Potem zmienił zainteresowania i obecnie jest fantastycznym informatykiem. Wszystko, co robi, robi do końca, nie odpuszcza.

Gdyby nie pani Englertowa…

Rodzice niepełnosprawnego intelektualnie lub przewlekle chorego dziecka zmagają się z codziennym lękiem o jego zdrowie i przyszłość. Żyją w ciąg­łym napięciu i chronicznym zmęczeniu.

Jak to się przekłada na relacje zdrowych i niepełnosprawnych dzieci w rodzinie? Ich więź może być przyjacielska, wroga, obojętna lub ambiwalentna. W budowaniu dobrych, bliskich relacji między rodzeństwem istotne znaczenie ma poziom wiedzy dziecka zdrowego o chorobie brata lub siostry – chodzi tu nie o wiedzę encyklopedyczną, lecz raczej o zrozumienie stanu, w jakim znajduje się rodzeństwo – a także stosunek rodziców do wszystkich dzieci. Wszelkie faworyzowanie i nadmierna koncentracja na dziecku niepełnosprawnym mogą spowodować wrogość między rodzeństwem. Dziecko zdrowe czuje się wtedy pozostawione samo sobie.

Najtrudniejszym momentem dla wzajemnej relacji rodzeństwa jest okres dorastania.

 

– Nie wiadomo, dlaczego Jacek jest upośledzony – opowiada Tomasz Pakulski o swoim starszym, dziś prawie 67-letnim niepełnosprawnym intelektualnie bracie. Wie natomiast, że jego nie byłoby na świecie, gdyby nie interwencja matki znanego aktora: – Moja mama bała się, że urodzi kolejne niepeł...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI