Nie chciałbym być samcem

Męskie gadanie

Mnie akurat bardzo rozluźnia, że nie muszę być obowiązkowo taki męski, że mogę po prostu być człowiekiem, a nie mężczyzną. Choć przyznaję, że równocześnie wolałbym, żeby wszystkie kobiety były piękne i zadbane, żeby – jak mówił ksiądz Tischner – leżały i pachniały, a nie stawały się coraz bardziej męskie...

Jacek Rakowiecki: Moi dotychczasowi rozmówcy, a rozmawiałem z mężczyznami w różnym wieku i o różnych światopoglądach, mówili o tęsknocie za „dawnym” mężczyzną: odpowiedzialnym, dżentelmeńskim, opiekuńczym. Czy sądzisz, że coś jest na rzeczy?

POLECAMY

Jacek Żakowski: Wiesz... ja przede wszystkim nie czułem się mężczyzną... Ani przez chwilę.

Ale w społecznej roli mężczyzny, chcąc nie chcąc, musisz być. Od tego nie uciekniesz.

Tak, ale byłem też samotną matką, gosposią, kucharką... I nawet lepiej się w tych rolach czułem. Oczywiście seksualnie wybieram kobiety, ale ogólnie jestem chyba jakoś genderowo przeżarty. To zresztą chyba jest jakiś mój szerszy problem, bo nigdy nie czułem się też stricte warszawiakiem, Polakiem... To nie znaczy, że nie jestem warszawiakiem, Polakiem czy mężczyzną. Od tego bycia nie można uciec i nie ma powodu, by uciekać. Ale gdy ktoś mi mówi, że jako Polak muszę obowiązkowo kibicować kiepskiej drużynie piłkarskiej, a nie na przykład dobrej drużynie złożonej z obywateli Niemiec, w której zresztą jest wielu Polaków etnicznych, to przyznam, że mam z tym kłopot.

Ale funkcjonujesz w świecie męsko-kobiecym...

Tak. Wiem, że pewne rzeczy po prostu wypada mi robić. Gdy trzeba odkręcić słoik, to nie idę z tym do żony, tylko żona przychodzi do mnie. Taki jest podział ról. Przyjmuję to, nie buntuję się. Ale nie uważam, żebym musiał grać jakiegoś macho, chodzić na siłownię, „pakować” i tak dalej. Co nie znaczy, że jakieś elementy takiego świata we mnie jednak nie siedzą: gdy idę do restauracji z kobietą, to mam odruch, że to ja płacę, choć wiem, że to jest po prostu seksistowskie.

Czyli bez względu na naszą świadomość tkwimy w okowach rytuałów i obyczajów...

Dramat właśnie na tym polega, że pewne hegemonie kulturowe „przeczyszczają, nie przerywając snu”, więc często nie zdajemy sobie sprawy, że nasze zachowania są nieoczywiste. Choćby przepuszczanie kobiety przodem przez drzwi... Dlaczego to robimy? Żeby popatrzeć na nią od tyłu? Czym jest to zachowanie? 

Zachowaniem patriarchalnym: odebraliśmy kobiecie jej podmiotowość, ale w zamian dysponujemy zestawem gestów i rytuałów, które mają jej to zrekompensować, a nas usprawiedliwić.

Owszem. Ja zresztą takich zachowań w czambuł nie potępiam. Są tacy, którzy mają na ten temat poglądy bardzo radykalne, ale ja nie. Czasem tylko, ponieważ sam byłem „samotną matką”, drażni mnie pewien seksizm, ujawniający się w debacie. Na przykład przy okazji programu 500+ podnosi się krzyk, że dzieci samotnych matek pieniędzy nie dostaną... Ale nie słyszałem, by ktoś protestował, że nie dostaną ich też dzieci samotnych ojców...

Może dlatego, że ich jest mniej?

To chyba tym bardziej trzeba się o nich upomnieć, nie sądzisz? Jeśli wychodzimy od jakiejś lewicowej wrażliwości, to właśnie samotni ojcowie są mniejszością, której praw trzeba bronić. Choć czasem całkiem dzielnie sobie radzą.

A jaką przy tym wzbudzają sympatię, spacerując z wózkiem! Bo przecież samotna matka to standard, a samotny ojciec to wydarzenie: jak on się, biedak, poświęca!

Łza się w oku kręci.

Czy współczesny mężczyzna jest inny niż ten sprzed 20 albo prawie 50 lat – kiedy obaj zaczynaliśmy obserwować św...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI