Morska piana i testosteron

Męskie gadanie

Zdawało się mi, że o ile męskość ma silny pierwiastek biologiczny, to kobiecość jest delikatna, koronkowa. Byłem zdumiony, że samcze zachowania moich kolegów wobec tych eterycznych kobiet przynoszą sukces. 

JACEK RAKOWIECKI: – Spróbuj przypomnieć sobie siebie w różnych etapach życia: czy i kiedy miałeś taki moment, w którym zobaczyłeś, zidentyfikowałeś siebie samego jako mężczyznę? Chodzi mi o chwilę, gdy pod wpływem otoczenia i samoobserwacji zacząłeś sobie stawiać pytania: co to znaczy, że jestem mężczyzną, czy z tego coś wynika, co wynika…

POLECAMY

ANDRZEJ SARAMONOWICZ: – Stawanie się mężczyzną to proces wieloetapowy. Za każdym razem, kiedy wydaje się nam, że przechodzimy przez punkt graniczny, okazuje się, że to tylko etap kolejnej formy „larwalnej”, która jednak nadal jeszcze nie jest imago [ostateczne stadium w rozwoju owadów – J. R.]. Pierwsza taka refleksja u mnie miała miejsce w okolicy 15. roku życia i wynikała głównie z obserwacji własnego organizmu i zmian, jakie w nim zachodzą. Na tym etapie wydaje się to wystarczające. W tym wieku dokonuje się po raz pierwszy przeglądu „arsenału” i rodzi się pewność, że już można definiować się jako mężczyzna. I musi minąć jeszcze trochę czasu, by do nas dotarło, że fizyczność jeszcze nic nie znaczy, bo to nie zarost i seksualna gotowość czynią mężczyznę. 

Kolejny etap uświadamiania sobie własnej męskości przypadł u mnie gdzieś na 20. rok życia. Wszedłem w silny konflikt z ojcem i uświadomiłem sobie, że jako mężczyzna chciałbym być kimś zupełnie innym niż on.

Widząc niedojrzałość ojca w kształtowaniu relacji z bliskimi, pojąłem, że chcę jej za wszelką cenę u siebie uniknąć. Jeszcze nie wiedziałem, jaki mam być, ale wiedziałem dobrze, jaki mam nie być. 

Kolejny moment…

– Nastąpił, kiedy jako 30-latek odchodziłem z „Gazety Wyborczej”, mojej pierwszej pracy, po pięciu latach ciężkiej i lojalnej harówy w redakcji. Trafiłem do „Wyborczej” trochę z przypadku, jak większość moich rówieśników, których życie zmieniło się w 1989 roku. Harowałem tam z niezwykłym oddaniem i, niestety, z coraz boleśniejszym przekonaniem, że moja miłość do „Gazety” nie jest odwzajemniona. Odchodziłem z redakcji ze smutkiem, ale bardzo świadomie. To ważny moment w mojej dojrzałości – pierwszy samodzielny krok zawodowy. Odchodziłem nie do lepszej pracy, ale z miejsca, które mnie rozczarowało i – choć zapewniało mi poczucie bezpieczeństwa – dusiło. A ja, co uświadomiłem sobie wówczas z całą mocą, dusić się nigdzie (nawet za cenę względnego komfortu) nie zamierzałem. Stało się dla mnie jasne, że mężczyzna musi być wolny. To była kluczowa decyzja w moim życiu zawodowym: porzuciłem bezpieczne gniazdko i skoczyłem w nieznaną przepaść, gdzie było znacznie lepiej. Wszystko, co w moim zawodowym życiu ważne, zdarzyło się po odejściu z „Wyborczej”. Trochę jeszcze trwałem w kokonie niedojrzałości, ale mniej więcej w wieku 33–34 lat byłem już gotowym konstruktem: świadomym siebie mężczyzną.

Świadomym, czego – w różnych aspektach: zawodowym, rodzinnym, w budowaniu relacji z innymi ludźmi – chcę. Świadomym w dużym stopniu tego, jakie są moje słabe str...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI