Ja jestem w porządku, ty jesteś w porządku
Adriana Klos charakter, Ja i mój rozwój Charaktery 10/2015
Chcesz być dobry dla innych? Zadbaj o dobre relacje z samym sobą. Bez rozumienia i akceptowania siebie trudno będzie Ci zrozumieć prawa innych i uszanować ich granice. Jak nauczyć się asertywności?

Asertywność często kojarzy się przede wszystkim z umiejętnością mówienia „nie”, ale takie potoczne rozumienie asertywności bardzo ją zubaża. Asertywność to również umiejętność przyjmowania informacji pozytywnych, udzielania pochwał innym, zdolność rozumienia i wyrażania emocji, reagowanie na krytykę i atak, wyrażanie oczekiwań. Wiąże się z poszanowaniem praw drugiego człowieka i naszych własnych – pomaga zatem nie tylko zachować dobre relacje z innymi, ale także realizować swoje cele życiowe.
Dobrzy dla siebie
Kiedy podczas warsztatów i treningów asertywności podkreślam, jak ważne jest bycie dobrym dla siebie, wiele osób uśmiecha się sceptycznie. Taka postawa kojarzy im się z egoistą, który myśli głównie o sobie, odmawia pomocy innym, dba tylko o własne interesy.
Nic bardziej mylnego. Postawa egoistyczna odzwierciedla przekonanie: „ja jestem w porządku, ty nie jesteś w porządku”, i zwykle wiąże się z agresją wobec innych. Postawa asertywna zaś to przekonanie: „ty jesteś w porządku, ja również jestem w porządku”. Szanujemy prawa innych osób, ale dajemy je także sobie. Gdy pytam moich klientów, czy uznają prawo do popełniania błędów, zwykle twierdzą, że tak. W dalszej rozmowie okazuje się jednak, że są o wiele bardziej wyrozumiali dla innych niż dla siebie – „moja siostra/mój szef/moje dziecko może się mylić, ale nie ja!”.
Brak sukcesów, pomyłki, uleganie słabościom powodują, że tracimy do siebie cierpliwość, strofujemy się w myślach, karzemy niepochlebnymi zdaniami na swój temat: „Jak zwykle musiałem coś schrzanić”, „Jestem beznadziejna, wciąż popełniam te same błędy”.
Traktując się w ten sposób, odbieramy sobie nadzieję i energię, skupiając się na niepowodzeniach, tracimy z pola widzenia nasze mocne strony. Asertywna postawa oznacza wspieranie siebie, dodawanie sobie otuchy, docenianie swoich sukcesów, stawianie sobie wymagań adekwatnych do możliwości.
Świadome kierowanie swoim wewnętrznym monologiem w taki sposób, by być dla samego siebie pomocnym, to umiejętność, której można się nauczyć. Bez niej trudno być naprawdę asertywnym, także wobec innych.
Nieuchronność zranienia
Często trudno jest nam zachowywać się w asertywny sposób, ponieważ blokuje nas przekonanie, że otwarte wyrażanie naszych uczuć i opinii może zranić inne osoby i zrazić je do nas. Wierzymy, że dla dobra relacji – zwłaszcza wtedy, gdy bardzo nam na kimś zależy – musimy zgadzać się na rzeczy, na które wcale nie mamy ochoty, lub przemilczać to, co chcielibyśmy powiedzieć.
Załóżmy, że przyjaciółka potrzebuje mojego wsparcia na ważnej dla niej imprezie. Nikogo tam nie zna, a chciałaby czuć się pewnie i swobodnie. Ze mną byłoby jej raźniej, ale ja nie mogę towarzyszyć jej w tym wydarzeniu. Tak, mam prawo zdecydować, że spędzę ten wieczór inaczej. Ale wiem też, że ona będzie rozczarowana i prawdopodobnie powie mi o tym. Tak, ma prawo być rozczarowana, może nawet zła na mnie, smutna, może być jej przykro. Liczyła na mnie, a ja nie mogę tym razem postąpić zgodnie z jej życzeniem.
Choć przyciągają nas do siebie podobieństwa, to jednak jesteśmy różni, mamy inne cele, potrzeby, plany, opinie. Prędzej czy później dochodzi więc do sytuacji, w której nie jesteśmy w stanie spełnić czyichś oczekiwań. Nie da się tego uniknąć, to naturalne doświadczenie w każdej relacji. Tym bardziej w relacji dwojga bliskich i ważnych dla siebie osób – wzajemne oczekiwania wzrastają, a tym samym wzrasta ryzyko zranienia, kiedy nie zostaną spełnione. W dobrej, bezpiecznej relacji możemy szczerze ujawnić siebie i liczyć na to, że nie zostaniemy odtrąceni.
Mojej przyjaciółce będzie przykro i może mi o tym powiedzieć. Ona daje mi prawo do odmowy, choć jest jej trudno, ja daję jej prawo do wyrażenia smutku, rozczarowania moją odmową. Nie mogę pójść z nią na przyjęcie, ale mogę jej wysłuchać i rozumiem, że to przyniesie jej ulgę. Ja pozostanę wierna swojej potrzebie i swoim planom, ale nasza relacja nie zostanie zburzona.
Pułapka bycia miłym
Od najmłodszych lat jesteśmy uczeni, że trzeba być miłym i dobrym dla innych, dogadywać się z ludźmi, aby nas lubili. Nie do końca jednak wiadomo, co to znaczy. Wielu z nas rozumie te słowa jako konieczność rezygnacji z siebie, ze swoich potrzeb. Dobro drugiej strony uznajemy za ważniejsze od naszego dobra, poświęcamy się, oczekując, że druga strona domyśli się, jakie są nasze potrzeby, albo odpłaci nam tym samym. Ciągłe odwracanie się od siebie sprawia, że rośnie w nas frustracja, poczucie bycia skrzywdzonym, czujemy gniew, coraz mniejszy szacunek do siebie i unikamy tych, wobec których nie potrafimy zachować się asertywnie. Tracimy relacje, poczucie własnej wartości i szacunek innych.
Nie zadowolimy wszystkich, bo każdy jest inny i czego innego potrzebuje. Budowanie własnej wartości na tym, w jakim stopniu spełniamy cudze oczekiwania, jest niebezpieczne. Wtedy każde odmienne zdanie, odmowę, przyjmujemy jako odtrącenie nas jako osoby. Kiedy jesteśmy nastawieni na zadowalanie innych, gubimy tak naprawdę siebie i swoje psychologiczne terytorium. Czujemy się skrzywdzeni i odrzuceni, oczekując od innych uznania, które nie każdy zechce nam dać.
Postawa asertywna zwalnia nas z obowiązku bycia miłym za wszelką cenę, zadowalania innych wbrew sobie i własnym potrzebom. Jedna z zasad asertywności sformułowanych przez Herberta Fensterheima, współautora książki Jak nauczyć się asertywności, głosi, że mamy prawo do zachowania swojej godności, do realizowania swoich celów w asertywny sposób, nawet jeśli to rani kogoś innego, choć nie jest to naszą intencją. Mamy prawo do przedstawiania swoich oczekiwań, dopóki uznajemy, że druga strona ma prawo nam odmówić. Mamy prawo różnić się i korzystać ze swoich praw. Zdarzają się sytuacje, w których prawa moje i drugiej osoby nie są oczywiste, ale zawsze możemy o tym ze sobą porozmawiać.
Kłopot ze złością
Zmuszanie się do zachowań, na które nie mamy ochoty, i niewyrażanie swoich prawdziwych poglądów sprzyja narastaniu napięcia i złości. Złość jest w takim przypadku naturalną emocją, jej pojawienie się jest wręcz pożądane i zbawienne, bo sygnalizuje nam, że coś nie przebiega tak, jak byśmy sobie życzyli. Daje nam energię do zmiany niekorzystnej sytuacji – tłumiąc złość w sobie nie dość, że nie przybliżamy się do rozwiązania naszego problemu, to jeszcze szkodzimy sobie i relacji. Długo tłumiona obciąża organizm i może przynieść konsekwencje somatyczne. Grozi też wybuchem agresji wobec drugiej osoby, często zupełnie niezwiązanej z naszym problemem. Takie zachowanie z kolei wzbudza w nas poczucie winy, bo tak naprawdę nie chcemy i nie lubimy ranić innych.
Zgodnie z zasadami asertywności mamy prawo wyrażać swoje niezadowolenie w sposób, który nie narusza praw innych ludzi. Nikt nie lubi być oceniany i krytykowany, każdy chce wyjść z konfliktu „z twarzą”, dlatego większe szanse na rozwiązanie problemowej kwestii daje mówienie o swoich odczuciach zamiast o intencjach drugiej strony. Jeśli zamienimy komunikat „Ty” na komunikat „Ja”, łatwiej będzie drugiej osobie zrozumieć nas i spełnić naszą prośbę. Zatem możemy powiedzieć koledze w pracy, żeby nie zwracał się do nas „Złotko”, bo tego nie lubimy, i wolimy, gdy nazywa nas po imieniu. Ale nie warto mówić mu, że to głupie zachowanie i że świadczy o braku kultury osobistej. Taka ocena jest daleka od asertywności. To już agresja i utrudnia osiąganie celów przy zachowaniu dobrych relacji z innymi.
Adriana Klos
jest psychologiem i psychoterapeutką w warszawskim Ośrodku Rozwoju i Psychoterapii „Strefa Zmiany”. Prowadzi treningi i warsztaty rozwojowe, grupy wsparcia, terapię par oraz DDA.