Język w zalotach
Przemysław Narbutowicz Charaktery 7/2009

PRZEMYSŁAW NARBUTOWICZ: – Czy w ogóle jest coś takiego jak język flirtu?
MAŁGORZATA MAJEWSKA: – I tak, i nie. Teoria komunikacji wyraźnie mówi, że istnieje język pozyskiwania sobie partnera. Natomiast gdy podsłuchuję, jak Polacy zalecają się do siebie, to mam wątpliwości, czy w polskiej kulturze język flirtu funkcjonuje. Jeżeli tak, to chyba nie ma takiej formy, jakiej bym oczekiwała.
Dlaczego?
– Polskie słownictwo zalotów jest bardzo ubogie. Proszę zobaczyć, że gdy flirt zamienia się w regularne randki, partnerzy zaczynają zwracać się do siebie per „Misiaczku”, „Kotku”, „Myszko”. Język idzie wtedy w potwornie infantylnym kierunku, a chyba nie w takim powinien iść. Jedną z funkcji zdrobnień jest oswajanie przestrzeni. Jeśli kogoś, kto ma dwa metry wzrostu, chodzi na siłownię i jest łysy, nazwiemy Misiem, to staje się łagodniejszy niż rosły mężczyzna o poważnym imieniu Ryszard. Misiek
Kup najnowsze e-wydanie "Charakterów" z e-bookiem (pakiet Premium), a dostęp do tego artykułu oraz 7 tys. pozostałych tekstów na naszej stronie uzyskasz GRATIS! To się NAPRAWDĘ OPŁACA. Cena za miesiąc tylko 15 zł.
Zobacz pełną ofertę cyfrowych Charakterów