Jakiś czas temu miałem okazję poznać trzylatkę imieniem Emilia i zadziwiający świat jej emocji. Emilia wyróżniała tylko dwie emocje. Pierwsza nazywała się „płaczę” i zawierała wszelkie formy dyskomfortu czy przykrości. Druga – uwaga! – nazywała się „płakałam” i zawierała w sobie nie tylko ulgę z powodu minionej przykrości, ale też wszelkie stany przyjemne. Życie emocjonalne Emilii było, jak widać, nadzwyczaj proste i uporządkowane, a co więcej – odwoływało się do najbardziej podstawowego mechanizmu emocjonalnego: do schematu „napięcie – ulga”. Nie wiem, w jaki sposób Emilia rozpoznawała te stany, ale i ona sama, i jej otoczenie świetnie porozumiewali się w tej kwestii.
POLECAMY
Najważniejsze więc, żeby jakoś nazwać swoje emocje, ale nazywanie poprzedzone być musi rozpoznaniem. I tu dotykamy kwadratury koła. Historia, ale też stan obecny psychologii to pasmo nieustających sporów dotyczących tego, jak emocje powstają i jak bywają identyfikowane. Jed...