Spędziłem na Uniwersytecie Sztokholmskim półtora roku. Państwo szwedzkie bardzo wspiera edukację – studia są darmowe dla wszystkich obywateli Unii Europejskiej, którzy przejdą rekrutację, czyli przedłożą przez Internet wymagane dokumenty i zostaną przyjęci. Dlatego studentów z zagranicy jest naprawdę wielu.
Polskiemu studentowi na początku przygody ze Szwecją najwięcej kłopotów sprawiają... relacje międzyludzkie. I nie chodzi o słynną skrytość narodów północy. Piętnaście lat w polskich szkołach skutecznie utrwala, że wykłada „pani profesor”, a ćwiczenia prowadzi „pan doktor”. W Szwecji do wszystkich mówi się po imieniu. Niby proste. Pamiętam jednak, że jeszcze na drugim semestrze studiów w Szwecji pytałem starszych kolegów, czy na pewno mogę rozpocząć mail do profesora od „Hej!”. Dopiero po dwóch latach przyzwyczaiłem się do nieformalnych form komunikacji, mówienia i pisania po imieniu do wszystkich, również do pracowników dziekanatu czy urzędu migracyjnego. Porzucenie tytułomanii jest nie tylko równościowe, ale też bardzo wygodne.
Fika i już!
Szwedzi nie lubią konfliktów i stresu, w każdej sytuacji starają się zachować spokój. Dosłownie. Powszechnie znana jest fraza ta det lugnt – „weź to na spokojnie”. Szwedzi wprowadzają te słowa w życie na każdym kroku. Numerki dla petentów w urzędach i wszelkich instytucjach zmieniają się powoli, a urzędnicy mówią spokojnym tonem. Myliłby się jednak ten, kto na podstawie takiego doświadczenia wyciągałby pogardliwe wnioski o „ślamazarnych Szwedach, którzy lekceważą robotę”. Sprawy urzędowe załatwiane są zawsze prawidłowo i do końca.
Przekonał...