W różnych aspektach życia, zwłaszcza w okresie edukacyjnym i dojrzewania do dorosłości, praktycznie na każdym kroku podlegamy mechanizmom porównań, a co za tym idzie – natychmiastowo radarowi oceny. Jeśli nie wypada ona dla nas pozytywnie, eskaluje i nie jest konstruktywna. A gdy dodatkowo cechujemy się dużą wrażliwością na informację zwrotną, prowadzić to może do obniżonej samooceny, zwątpienia w siebie oraz nadwerężenia poczucia własnej wartości. Jeśli narracja negatywna kierowana w naszą stronę zaczyna być dominująca, coraz trudniej może przychodzić złapanie zdrowego dystansu, obiektywne spojrzenie na sytuację, a w najgorszym razie zaczynamy sami wierzyć w to, co mówią o nas inni, i utrwalamy negatywny obraz siebie na poziomie własnych przekonań. Jakich? Narracja wewnętrzna działa jak „kotwica” i nie pozostawia nam złudzeń:
POLECAMY
- „Jestem nie taki(-a), jak trzeba”,
- „Nie nadaję się”,
- „Jestem beznadziejny(-a)”,
- „Nie jestem w porządku”,
- „Jestem niewystarczający(-a)”,
- „Na pewno mi się nie uda”,
- „Co powiedzą inni?”.
Nic więc dziwnego, że nasza energia życiowa traci wtedy wewnętrzne zasilanie, motywacja do działania i gotowość do podejmowania wyzwań spada, a strach przed porażką i kolejną oceną ma jeszcze większe oczy niż zwykle.
Jesteśmy tym, kim myślimy, że jesteśmy
Ludzie korzystają z coachingu najczęściej z potrzeby inspiracji albo w sytuacji desperacji. Patrząc przez pryzmat moich doświadczeń, mogę śmiało powiedzieć, że ten drugi wariant jest dużo częściej motorem napędowym do zmian. Dlaczego? Nadmierna koncentracja na naszych brakach, wadach, minusach, słabych stronach, deficytach wcześniej czy później może prowadzić do poczucia nieadekwatności, niekompletności, niedopasowania i utrwalania przekonania o byciu niewystarczająco dobrym, a w konsekwencji do stanów depresyjnych. O ile sytuacja nie wymaga wsparcia terapeutycznego, a osoba jest gotowa sięgnąć po pomoc, żeby poradzić sobie z tym, bywa, że sięga właśnie wtedy desperacko po pomoc trenera lub terapeuty. Na pierwszym spotkaniu często jest obecne z nami poczucie winy, wstydu i dezaprobaty dla samego siebie.
Na gruncie zawodowym to poczucie desperacji, konieczności „bycia naprawianym” jest tak samo dotkliwe, tylko dużo bardziej przyspieszone w czasie decyzją przełożonego. Pole do porównań zaczyna się już na etapie rekrutacji i dotyczy nie tylko poziomu kompetencji, ale również oceny potencjału osoby i przystawalności lub jej braku do kultury firmy. Łatwo wówczas o pułapkę menedżerską szukania osób podobnych do siebie oraz postrzegania różnorodności i odmienności jako zamachu na własną autonomię lub niepotrzebny kłopot w zarządzaniu. Jeśli firma nie może pochwalić się dobrymi praktykami kultury udzielania konstruktywnej informacji zwrotnej, na sesjach dla kadry zarządzającej przybywa sfrustrowanych osób, które pytają od drzwi: „Co ze mną jest nie tak?”. Jeśli z odmiennego niż nasz własny stylu myślenia i sposobu działania robi się „cel do poprawy”, to trudno mówić o szacunku dla wartości różnorodności w zespole i traci się niepowtarzalną okazję zbudowania z niej przewagi konkurencyjnej na rynku.
Akceptacja doskonałej niedoskonałości
Spośród wielu sesji jedna utkwiła mi w pamięci szczególnie mocno. Już na pierwszym spotkaniu usłyszałam: „Jestem świadomy swoich zalet i talentów, wiem, na czym mi zależy, w czym jestem dobry i na czym polega moja wartość. Chciałbym dowiedzieć się, jak najle...