Trening bycia sobą

Czy asertywności można się nauczyć?

Trening psychologiczny

Wydaje się naturalne, że można ćwiczyć swój umysł, ciało, a nawet zmysły. Ale czy można ćwiczyć bycie sobą? Przecież sobą się po prostu jest. Czy na pewno?

Bycie sobą przejawia się na dwóch poziomach – intrapersonalnym (wewnętrznym) i interpersonalnym (w relacjach z innymi). Najpierw jest to, kim czuję się w środku, kim jestem, co mogę określić jako moje i nie moje. Następnie jak to komunikuję innym ludziom. Jak wyrażam to, co mam w środku i jak zaznaczam swoje granice. Jeśli to, kim naprawdę jestem w moich codziennych potrzebach, myślach, planach, chęciach i niechęciach, jest tożsame z tym, co pokazuję i komunikuję innym ludziom, i dodatkowo respektuję ich przestrzeń, można powiedzieć, że jestem asertywny lub asertywna. 
Wyrażanie siebie w sposób pełny i prawdziwy wymaga świadomości własnych potrzeb, emocji, myśli, czyli usłyszenia wewnętrznego głosu. Jest on często zagłuszany przez głosy innych ludzi, przez nasze automatyczne odruchy lub pisane i niepisane normy. Codzienny pośpiech również nie jest naszym sprzymierzeńcem. Do usłyszenia wewnętrznego głosu potrzebna jest przestrzeń. 

Siła nawyku

Jednym z hamulców naszej asertywności jest siła nawyku. To pewien automatyzm, którego używamy w interakcjach z innymi. Znajomy prosi nas o pomoc kolejny raz w tej samej sprawie, a my nie pytamy siebie, czy chcemy mu w tym momencie pomóc, tylko automatycznie kiwamy potakująco głową. Jakby nie było miejsca na inną odpowiedź. Czasami możemy też automatycznie kopiować zachowania innych. Wyobraźmy sobie, że ekspedientka zważyła klientowi przed nami 10 dag wędliny więcej, niż sobie życzył. Klient zgodził się wziąć nadwyżkę. Przychodzi kolej na nas, ekspedientka – mając już na wadze naszą wędlinę – pyta, czy to w porządku, że spakuje 30 dag zamiast 20 dag. Automatycznie zgadzamy się. Potem wracamy do domu i uświadamiamy sobie, że nie potrzebujemy takiej ilości i że biorąc ją, zrobiliśmy sobie problem – w końcu nie chcemy, żeby nadwyżka się zmarnowała. 
Jeżeli naszym nawykiem, pewnym schematem, jest godzenie się na wszystkie albo większość próśb, możemy czuć zmęczenie, przygnębienie, a także złość i żal do innych, że tak nas eksploatują. Możemy w ogóle nie dopuszczać do siebie myśli, że istnieje inna odpowiedź niż „tak”. Że mamy wybór. 
Zasadniczo automatyzmy są bardzo użytecznym sposobem adaptacji do środowiska, ponieważ dzięki nim ograniczamy wydatki energetyczne na myślenie o wielu rzeczach. Przykładowo: zmęczeni po pracy idziemy do sklepu spożywczego i kupujemy automatycznie „to, co zawsze”. I to się sprawdza. Jednak w przypadku asertywności te same mechanizmy mogą być zgubne. Bezwiedne zgodzenie się na coś, co jest wbrew naszym potrzebom i interesom, w dalszej perspektywie może nas kosztować bardzo dużo energii. Asertywne zachowanie, zgodne z nami, wymaga uważności.

Brak przestrzeni

W wielu sytuacjach nie udaje nam się postąpić w zgodzie ze sobą, bo czujemy, że jesteśmy przyciśnięci do muru i nie mamy miejsca na ruch. Obecnie to uczucie jest potęgowane przez szybkie tempo życia, dynamiczne następowanie po sobie zdarzeń. 
Są sytuacje, kiedy ktoś dzwoni do nas lub podchodzi z jakąś propozycją, prośbą lub oczekiwaniem i stwarza wrażenie, jakby nie mógł czekać na naszą odpowiedź. Wówczas w reakcji na pośpiech, który wyczuwamy u rozmówcy, sami zaczynamy się spieszyć, chociaż realnie nie ma ku temu powodu. Mamy poczucie, że musimy szybko coś odpowiedzieć. To właśnie wtedy zdarza nam się zgodzić na coś, na co normalnie byśmy nie wyrazili zgody. 
Wyobraźmy sobie taką sytuację: stoimy w sklepie w kolejce do kasy, przed nami jest jeszcze jedna osoba, za nami dwie. W pewnym momencie, nie wiadomo skąd, obok nas pojawia się mężczyzna i mówi: „Przepuści mnie pani? Mam tylko jeden artykuł”. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że wpuścimy tego mężczyznę przed siebie tylko dlatego, że zostaliśmy zaskoczeni. 

POLECAMY

Technika nadmuchiwania balonu

Wyobraźmy sobie, że kiedy usłyszeliśmy prośbę o wpuszczenie do kolejki, czas zatrzymuje się na parę sekund, a my szybko pompujemy przywierający do naszego ciała balonik. Jego ścianki coraz bardziej oddalają się od nas i jednocześnie odsuwają daną sytuację na tyle, że możemy się jej przyjrzeć z pewnej odległości. Jak dalekowidz, który odsuwa na odpowiedni dystans podsuniętą pod nos książkę, żeby móc coś odczytać. Wokół nas robi się przestrzeń, w swoim tempie możemy przeanalizować sytuację i odnieść się do niej. Może wówczas przypomnimy sobie, że w samochodzie pod sklepem czeka na nas ktoś bliski, może poczujemy zmęczenie, które daje się nam we znaki po spędzonym intensywnie dniu. Może zreflektujemy się, że ten mężczyzna jest młodym chłopakiem, który w koszyku ma wino, a za kasą czeka na niego grupka głośno śmiejących się znajomych. Może powiemy wtedy: „Nie, proszę pana, już tylko czekam, aż stąd wyjdę”.
Może gdybyśmy zobaczyli w koszyku pieluszki, a w młodym mężczyźnie ojca, na którego za kasą czeka razem z mamą coraz bardziej zniecierpliwione dziecko, zdecydowalibyśmy inaczej. Może wtedy ważniejsza od naszych potrzeb okazałaby się chęć pozytywnego wsparcia kogoś w tej sytuacji. W zupełnej zgodzie ze sobą, bez poczucia presji do czegokolwiek, odpowiedzielibyśmy: „Nie ma problemu, proszę stanąć przede mną”.
Prawda i wybór potrzebują przestrzeni. Możemy ją sobie dawać w relacjach z innymi poprzez krótkie, ale istotne komunikaty, jak np. „Momencik, muszę się chwilę zastanowić…” albo „Zaskoczył mnie pan, myślałam o czym innym…” i zawieszenie głosu. Potem w środku „pompujemy” swoją przestrzeń.
Tak naprawdę metody balonu możemy używać zawsze wtedy, kiedy potrzebujemy. Czas na zastanowienie się jest naszym absolutnym prawem. Warto zrobić taki eksperyment, w kt...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI