„Nie wiem, czego chcę, ale chcę tego bardzo”*
Dominik (imię zmienione) nie jest wysoki, nosi okulary, dużą uwagę zwraca na ubiór – lubi, gdy podkreśla jego szerokie bary i umięśnione ciało. Na tinderowym profilu zamieścił nagłówki z amerykańskich gazet. Ten z „The New Yorker” głosi: „To najzabawniejszy facet, jakiego znam!”, a ten z „The Washington Post” przekonuje: „Przy nim nie będziesz się nudzić!”.
– Znalazłem taką aplikację do autopromocji, pomyślałem, że dzięki niej wybiję się z „tłumu” – uśmiecha się 25-letni Dominik.
– Pomogło? – pytam.
– Dwie dziewczyny nawet się ze mną umówiły, ale spotkania okazały się niewypałem – opowiada Dominik. – Dały mi odczuć, że są mną rozczarowane. Po dwóch latach skasowałem profil na Tinderze. Miłość życia poznałem w realu.
„Szukam dziewczyny, która szuka chłopaka”
– Kobiety, których na Tinderze jest trzy razy mniej niż mężczyzn, mogą kręcić nosem i wybrzydzać – tłumaczy Tomasz Marzec, psycholog. – Jedna z moich pacjentek, atrakcyjna dziewczyna przed trzydziestką, w ciągu miesiąca dostała na aplikacji randkowej 3 tys. lajków! W tym samym czasie przeciętny mężczyzna może liczyć na zaledwie kilkadziesiąt polubień.
Wyobraźmy sobie teraz, że mojej pacjentce spodobał się co dziesiąty facet i zgodnie z regułami Tindera przesunęła ich profile w prawą stronę ekranu – opowiada Marzec. – Zachęceni tym mężczyźni zaczynają wysyłać do niej wiadomości. Ale większość tekstów jest oklepana i powtarza się: „Hej, co tam u Ciebie?”, „Ładna jesteś!”, „Jak minął ci dzień?”. Jeśli nadchodzą setki takich zagajeń, to nic dziwnego, że kobieta przestaje na nie reagować. Brak odpowiedzi z kolei wywołuje u wielu facetów frustrację. Znam mężczyzn, którym przez kilka lat nie udało się z nikim umówić. A są to fajni, normalni goście.
Zdaniem Tomasza Marca jeden z problemów polega na tym, że po zainstalowaniu Tindera aplikacja pokazuje przez pierwsze dni kilkaset topowych profili w danej okolicy. I niedoświadczony użytkownik przegląda piękne zdjęcia i nabiera przekonania, że zaraz kogoś pozna. Nie wie, że to pułapka, że to osoby, u których praktycznie nie ma szans.
– Właścicielki najpopularniejszych profili cieszą się tak wielkim zainteresowaniem, są zarzucone tyloma propozycjami, że nowy użytkownik Tindera się do nich nie dobije – wyjaśnia Tomasz Marzec. – Dociera to do niego po kilku tygodniach czy miesiącach, gdy większość kobiet go zbywa. I wtedy w tych mężczyznach zaczyna się kotłować. Jedni złość kierują ku sobie: „Jestem beznadziejny, nikt mnie nie chce, nigdy nikogo nie poznam”. Inni obwiniają aplikację: „Tinder nie działa, to jest tylko narzędzie do zarabiania kasy!”. Ale są też tacy, którzy frustrację odreagowują na kobietach i na swoich profilach dają upust rosnącej do nich niechęci. Postanawiają, że teraz to oni będę stawiali warunki i mówili, czego chcą.
– To stąd biorą się wpisy typu: „Brokatowym instalarwom o IQ polnej marchewki […] grzecznie i stanowczo mówię: Pa!” czy „Żadnych weganek i feministek”? To ma być odwet? – pytam.
– Na Tinderze pada dużo agresywnych, toksycznych słów. Nic tak przecież nie boli, jak zranione uczucia – mówi Tomasz Marzec....