Paulina Pająk: – Kiedy słyszymy o dyskryminacji, myślimy często o jej najbardziej jaskrawych przejawach. O ludziach, którzy – z powodu różnych cech, uznanych w danej kulturze za stygmatyzujące – zostali skazani na los obywateli drugiej kategorii. Pani badania pokazują, że współczesna dyskryminacja ukrywa się za maską obojętności, a na dłoniach nosi białe rękawiczki.
Theresa Vescio: – Dziś mamy do czynienia z „lukrowaną dyskryminacją”, subtelną, mylącą i trudno dostrzegalną. W przypadku kobiet przyjmuje ona najczęściej postać patologicznego mechanizmu, dotyczącego oceny ich pracy i wynagrodzeń. Badania pokazują, że kobiety znacznie częściej niż ich koledzy otrzymują w pracy pochwały, a zarazem odmawia im się dostępu do cenionych zasobów finansowych czy wyższych stanowisk. Prof. Monica Biernat z University of Kansas zaobserwowała to zjawisko, analizując sposób, w jaki przełożeni oceniali pracę młodych pracowników instytucji finansowych skupionych wokół Wall Street. Okazało się, że choć kobiety znacznie częściej słyszały, że są wspaniałe i niezastąpione, to mężczyźni otrzymywali podwyżki i awansowali.
Lukier pochwał ma osłodzić kobietom nierówne traktowanie?
– Tak, ale większość pracodawców, którzy je w ten sposób dyskryminują, nie zdaje sobie nawet z tego sprawy. Jeśli spojrzymy na to z perspektywy prac Susan Fiske czy Mary Jackman, pochwały wydają się być wyrazem ciepła i życzliwości. A tymczasem maskują one tylko protekcjonalizm i skryte przekonanie, że kobiety są mniej kompetentne od mężczyzn. Rezultatem tego przekonania jest brak realnych korzyści dla kobiet z ich ciężkiej pracy. Ten rodzaj dyskryminacji jest więc „słodki”, czy „lukrowany” w odczuciu osób, które ją stosują. Natomiast dla tych, którzy doświadczają jej na własnej skórze, ma ona zdecydowanie
„gorzki” smak.
Jakie są inne przejawy tej „słodko-gorzkiej” dyskryminacji?
– Częstą strategią jest udzielanie kobietom niechcianej pomocy – ale uwaga, tylko tym, które doskonale radzą sobie w pracy albo właściwie skończyły już wykonywanie danego zadania. I znów „wybawiciel” – współpracownik czy przełożony – wydaje się mieć dobre intencje. Ale cała sytuacja jest absurdalna, bo przecież pomocy udzielamy tym, którzy sobie nie radzą.
Inny mechanizm pojawia się w stosunku do kobiet, które odnoszą sukcesy w dziedzinach stereotypowo uważanych za typowo męskie – technologii, biznesie czy inżynierii. Kobiety, które radzą sobie w nich lepiej od kolegów, często zostają sprowadzone do roli obiektów seksualnych. Dobitnie pokazuje to casus Sheryl Sandberg, pierwszej kobiety, która sprawowała funkcję dyrektorki operacyjnej firmy Facebook. Zajęła znaczącą pozycję w dziedzinie nowych technologii komputerowych, najbardziej zmaskulinizowanego obszaru rynku pracy w Stanach – jedynego, w którym liczba zatrudnionych kobiet nie wzrosła, lecz wręcz spadła. Kiedy więc Sandberg objęła stanowisko kierownicze, spotkała się z dużym oporem ze strony pracowników, w większości mężczyzn. Aby uspokoić nastroje Mark Zuckerberg, szef firmy, wygłosił przemówienie, w którym dokonał subtelnej seksualizacji nowej przełożonej. Powiedział, że pierwszą rzeczą, jaką dostrzegł w Sandberg, była jej piękna skóra i dodał, że jest pewny, że wszyscy będą nią zauroczeni.
Cóż, nie podejrzewam, że przedstawiłby w ten sposób nowego dyrektora...
– Jak do tej pory nie spotkałam się z takim przedstawieniem pracownikom przełożonego płci męskiej. Sandberg doświadczyła bardzo subtelnej dyskryminacji. Przecież usłyszała od Zuckerberga miłe komplementy. A jednak sprawiły one, że w centrum uwagi był jej wygląd, a nie kompetencje, dzięki którym otrzymała tak wysokie stanowisko. Zgodnie z teorią uprzedmiotowienia prof. Barbary Fredrickson i prof. Tomi-Ann Roberts, kobiece ciała są baczniej niż męskie oceniane i analizowane. Z moich badań wynika, że seksualizacja kobiety sprawia, że przestaje ona być postrzegana jako pełny, złożony człowiek, a zostaje sprowadzona przede wszystkim do swojego ciała. Co więcej, to ciało jest podobne do innych kobiecych ciał. Taka pracowniczka może więc być – oczywiście w odczuciu dyskryminujących pracodawców – z łatwością zastąpioną przez inną. Sprowadzenie kobiet do roli obiektów osłabia ich motywację, a przez to może odbijać się negatywnie na ich pracy.
A jak reagują mężczyźni, jeśli padną ofiarą „lukrowanej” dyskryminacji?
– Niedawno uzyskałam ciekawe wyniki w badaniach z użyciem technik neuroobrazowania. Uczestnicy badania – zarówno kobiety, jak i mężczyźni – doświadczyli ukrytej dyskryminacji. Wszyscy twierdzili, że odczuwają gniew. W ich relacjach powtarzały się stwierdzenia „otrzymuję pochwały, ale nic konkretnego”. Obserwowaliśmy aktywność obszaru kory czołowej odpowiedzialnego za motywację związaną z dążeniem do celu. Okazało się,
że na ogół gniew sprawiał, że aktywność tego obszaru rosła u mężczyzn, a malała u kobiet.
Skąd ta różnica?
– Kluczowe znaczenie ma to, że mężczyźni znacznie rzadziej doświadczają nierównego traktowania. Dlatego kiedy spotykają się z ukrytą dyskryminacją, ma ona dla nich zupełne inną wymowę. Czują się poniżeni, a to wzbudza w nich gniew i skłania do podejmowania prób zmian. Natomiast kobiety spotykają się z takim podejściem bardzo często, więc nawet subtelne przejawy dyskryminacji odczytują jako zwiastun problemów, nad którymi nie mają kontroli. T...
Słodko-gorzka dyskryminacja
- Pochwały wobec pracownic wydają się być wyrazem ciepła i życzliwości. A tymczasem maskują one tylko protekcjonalizm i skryte przekonanie, że kobiety są mniej kompetentne od mężczyzn. „Lukrowana” dyskryminacja tak naprawdę ma gorzki smak - mówi Theresa Vescio.
Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się.