Przyszłam na tamte zajęcia z filozofii bez specjalnych emocji. Co prawda, kończył się semestr i wykładowca miał obwieścić komu da zaliczenie, ale byłam totalnie pewna swojego. Brałam, jak to się mówi, aktywny udział w zajęciach, nie opuszczałam ich, czyli spoko. Tymczasem profesor Jacek Szymura, który na psychologii UJ prowadził zajęcia z filozofii właśnie, oświadczył, że zaliczenie na semestr dostają wszyscy… poza dwoma osobami. Dyskretnie ziewnęłam. Pierwszą z osób był chłopak, który opuścił chyba wszystkie zajęcia poza pierwszymi. Drugą byłam… ja. Zastygłam. Co proszę? Ja? Wygadana po kokardy, z piątkami ze wszystkich przedmiotów, miałam dostać zaliczenie warunkowe? Zbiegłam szerokimi, kamiennymi schodami Collegium Novum i zdążyłam, zanim profesor wyszedł z budynku. – „Pani Natalio. Pani dużo się wypowiada, ale to są pani osobiste poglądy, mało w nich jest dialogu z treścią tekstów, które czytamy”. Nie pamiętam, co odpowiedziałam. Ale dzisiaj myślę, że była to najważniejsza dwója w moim życiu. Kiedy w czerwcu w wielkim przejęciu zdawałam egzamin na koniec roku, powiedziałam profesorowi, że zrozumiałam, że naprawdę nic nie wiem. „Oj, to piątka to chyba za mało” – zażartował.
POLECAMY
Pokora. Wielu rzeczy nie wiem. Moje osiągnięcia są jakąś moją zasługą, ale też wyrazem splotu szczęśliwych okoliczności i wysiłków ludzi wokół mnie. Nie jestem fundamentalnie lepsza ani fundamentalnie gorsza niż inni. Przymierzam te zdania i patrzę, jak na mnie leżą. Jestem zwykła. Kiedy mówię to zdanie, czuję, że moje ciało reaguje spokojem i ulgą, jak gdyby ktoś je odbarczył z ciężaru, którego nie chce nieść. Czuję, że nie chcę być special. Zresztą, jeśli każdy jest special, jak mówią nasi przy...