Pełni sprzeczności w nieprzewidywalnym świecie. Czym grozi upraszczanie siebie, innych i świata, w którym żyjemy

Na temat

Upraszczamy na wiele sposobów siebie i świat. Mamy w tym pomocników: przywódcy duchowi głoszą jedynie słuszne prawdy, a coachowie wskazują, jak należy żyć. W rzeczywistości kryje się za tym pragnienie sprawowania kontroli. Aby jednak naprawdę zrozumieć siebie, ludzi i świat, musimy skonfrontować się z ich złożonością i nieprzewidywalnością.

Motyw „prostego człowieka” jest dobrze ugruntowany w literaturze pięknej. Znajdziemy tu nowotestamentowego „bożego prostaczka” – dobrego człowieka, skromnego i empatycznego. Nieuchronnie trafimy na prostomyślnego i szlachetnego Kubusia, bohatera rozprawki Kubuś Fatalista i jego pan Denisa Diderota. Napotkamy też Prostaczka Voltaire’a, szlachetnego amerykańskiego Indianina Hurona. O prostym człowieku przeczytamy u Edwarda Redlińskiego i Czesława Miłosza (Który skrzywdziłeś człowieka prostego…). Jednym z największych literackich terytoriów „prostego człowieka” są bajki i opowiastki dla dzieci. Schemat na ogół jest podobny: prosty to niewykształcony człowiek, zazwyczaj niezbyt mądry, ale za to dobry. Widzę w tym projekcję marzeń autorów – tak by się chciało, żeby wszystko było proste, przewidywalne, stabilne, powtarzalne. No i dobre! Żeby człowiek był prosty i łatwy w obsłudze, podobnie świat – prosty oraz zrozumiały bez zbędnego wysiłku. Tak bardzo by się chciało, że niekiedy wydaje się nam to nawet możliwe.

Nieprosty prosty człowiek

Pragnienie prostoty ludzkiej natury dotyczy jednak dwóch kwestii: prostej struktury umysłu („tak – nie”, „0 – 1”) i przewidywalności ludzkich odruchów („jeśli A to B”) z jednej strony, z drugiej zaś dotyczy jednoznaczności moralnej i niechęci do wszelkich relatywizmów („prawda jest jedna i niepodzielna”).
Problem jednak w tym, że ani człowiek (nawet ten najprostszy), ani świat (nawet ten najbardziej uproszczony) nie mogą być proste z wielu powodów.
Pierwszy z nich, dla którego człowiek nie może być prosty, wynika z faktu dwoistości ludzkiej natury – biologicznej i symbolicznej. Kiedyś mawiano, że człowiek jest ciałem i duszą; dziś powiemy, że człowiek to ciało i psyche. Jedno i drugie jest skomplikowane. Wystarczy przypomnieć sobie złożoność ludzkiego mózgu porównywalną ze złożonością wszechświata. Wystarczy przypomnieć sobie rozliczne funkcje spełniane przez organizm. Tymczasem wiadomo, że im systemy są bardziej złożone, tym większe jest prawdopodobieństwo pojawiania się w nich zakłóceń i szumów losowych, a więc odstępstw od rutyny. To sprawia, że nie wszystko jest i może być powtarzalne, stabilne, przewidywalne. Ponadto, ciało determinuje funkcjonowanie psychiczne, co dla wszystkich jest oczywiste, ale i psyche wpływa na funkcjonowanie ciała, co dla wielu bywa zaskoczeniem. Nie dziwi nas, że kiedy jesteśmy zmęczeni lub chorzy, wtedy mniej sprawnie myślimy czy pamiętamy, ale zaskakuje nas, że w tajemniczy sposób możemy mieć wpływ na datę własnej śmierci. Obie zależności są dobrze udokumentowane.
Powód drugi bierze się stąd, że nawet najprostszy człowiek się uczy, gromadzi dane, porządkuje je. Tworzy kategorie, pojęcia, konstruuje obraz świata i własnej osoby. Często jest tak jak z kroplą atramentu, która trafi do butli mleka. Jedna mała kropla zmienia barwę tysięcy kropel. Oczywiście, nie jest tak, że jedna wiadomość zawsze burzy obraz świata, ale każda wiadomość może być przesłanką zmiany. 
Powód trzeci jest taki, że choćbyśmy stanęli na głowie, nie mamy tylko jednego „ja”. Poza „ja” realnym, „ja” idealnym i „ja” powinnościowym, poza „ja” przeszłym są jeszcze – między innymi „ja” możliwe i „ja” chwilowe. Te dwa ostatnie są w kontekście tych rozważań kluczowe. Pierwsze jest tworem ludzkiej wyobraźni, a ta od dziecka produkuje obrazy rozmaitych stanów możliwych. Takich, że można latać bez użycia maszyn, i takich, że zamieniamy się w nietoperza albo kwitnącą lipę, albo wyruszamy właśnie w podróż kosmiczną. Drugie jest związane z faktem, że nie żyjemy w próżni (ani fizycznej, ani społecznej). Dziś wiemy wiele o tym, jak środowisko fizyczne zmienia zachowanie oraz doświadczenia emocjonalne. Wiemy, że hałas odbiera nam ochotę do pomagania, choć przecież zazwyczaj jesteśmy dość prospołeczni. Wiemy, że temperatura wzmaga gotowość do agresji, choć na co dzień jesteśmy łagodni i spokojni. Wiemy, że słoneczny dzień poprawia nastrój, a listopadowa słota nastrój pogarsza. Rzadziej myślimy o tym, że – jak dowodził William James, jedna z największych postaci w historii psychologii – mamy różne twarze na użytek różnych grup społecznych. Inną w świątyni podczas obrzędów, inną na dyskotece. Inną, gdy idziemy z przyjaciółką pod prysznic, inną zaś na 90. urodzinach babci. Inną u lekarza, inną u fryzjera. Dotyczy to wszystkich – bez wyjątku. Nie może być inaczej.

POLECAMY

Porządki w głowie

Powód czwarty związany jest z robieniem porządków w głowie. A jest ich kilka. Ten, który dotyczy gromadzonych informacji. I ten, który odnosi się do emocji. Ten, który ma na uwadze zasady etyczne. I ten, który wiąże się z rolami społecznymi, jakie pełnimy. I ten wreszcie, który pod uwagę bierze zachowania. Popatrzmy na nie kolejno.
Wszyscy mamy skłonności do prostych przeciwstawień: duże – małe, czarne – białe czy wysokie – niskie, ale większość z nas nie dzieli rzeczy na dwie przeciwstawne kategorie, tylko patrzy na nie jak na pewną ciągłość. Bo oprócz dużego widzi jeszcze wielkie, ogromne, gigantyczne, ale dostrzega też malutkie, drobne, mikroskopijne i tak dalej, o średnim nie wspominając. Większość z nas potrafi z powodzeniem umieścić jakąś rzecz w wielu kategoriach, a nie w jednej. Słowik jest ptakiem, ale też kręgowcem. Co więcej, słowik śpiewa podobnie jak inne ptaki, ale do grupy śpiewających należy też Sting czy Anna Netrebko. Należy też ten słowik do ulubionych rzeczy w naszym ogrodzie, obok lilii martagonów i pięknego korzenia wyrzuconego przez morze. Chcemy czy nie, tworzymy skomplikowane i wzajemnie przenikające się siatki kategorii.
Podobnie rzecz się ma z emocjami. Większość z nas potrafi wymienić kilkadziesiąt różnych emocji i podzielić je na różnorodne grupy, np. na pozytywne i negatywne, na aktywizujące lub zżerające zasoby, na trwałe i chwilowe. Większość z nas potrafi też odkryć, że niejedna z emocji znajdzie swoje miejsce w każdej klasyfikacji. Na przykład depresję postrzegamy jako emocję negatywną i długotrwałą, pozbawiającą zasobów i… tak dalej.
Co więcej, kumulacja pobudzenia emocjonalnego może sprawić, że dochodzi do wybuchu, do eksplozywnego rozładowania napięcia i utraty kontroli nad zachowaniem. Uległe i spokojne dziecko całymi miesiącami znosi dokuczanie, aż któregoś dnia wybucha. Upokarzana kobieta znosi to w milczeniu, ale pewnego dnia nożem kuchennym, który ma w ręku, bo właśnie kroi chleb, zabija swojego prześladowcę. Przysłowiowa kropla goryczy się przelewa, ludzie tracą kontrolę, a po ochłonięciu nie potrafią zrozumieć tego, co zrobili i dlaczego.
Porządkujemy także różne stany rzeczy na wymiarach wartościujących: coś mieści się na wymiarze „dobry – zły”, ale zarazem lokuje się na wymiarze pragmatycznej użyteczności jako w różnym stopniu użyteczne czy przydatne. Coś lub kogoś możemy lubić bardziej lub mniej, albo się go bać. Coś lub ktoś może być mniej albo bardziej piękny itd.
Złożoność ludzkiej osobowości jest też pochodną ról, jakie przychodzi człowiekowi pełnić. I dlatego, że role te mają skomplikowane przepisy, i dlatego, że istnieje konflikt między pełnionymi rolami życiowymi. Doświadcza tego wiele kobiet, które obok roli matki pełnią też rolę partnerki seksualnej, rolę opiekunki swoich starych rodziców, a zarazem – na przykład – rolę lekarki odpowiedzialnej za los słabych i chorych ludzi. Jest pewne, że co jakiś czas musi dojść do konfliktu między rolami. Trzeba wybierać.
Osobną kwestię stanowią zachowania. Mogą być realizowane według prostych automatyzmów, nawyków czy innych nieskomplikowanych zasad. Wedle reguły ewolucyjnej, zwanej „uciekaj albo walcz”, wedle biblijnej zasady „oko za oko, ząb za ząb”, ale też wedle bardziej racjonalnych przepisów: „zastanów się najpierw, a potem rób”, czy „to nie jest na tyle ważne, żeby się tym przejmować”, albo wreszcie „można to przecież wybaczyć”.

Pełni sprzeczności

Można powiedzieć, że nawet prosty człowiek jest jednak skomplikowany i złożony, a co więcej – pełen sprzeczności. I nie może być inaczej. Ta złożoność ma swoje liczne zalety, z których jako najważniejsze można wskazać dwie. Po pierwsze, złożony obraz siebie samego i świata jest prawdopodobnie trafniejszy niż obraz uproszczony czy prymitywny. Po drugie, układy złożone są bardziej generatywne, co oznacza, że mają większą zdolność tworzenia wyobrażeń różnych nowych możliwości. O „ja” możliwym była już mowa, ale dotyczy to przecież w zasadzie każdego elementu otoczenia. W miarę skomplikowania ludzkiej natury rośnie potencjał innowacji i twórczości. Jeśli jednak złożoność jest zbyt wielka, może to doprowadzić do inercji w działaniu. Dobrymi tego przykładami są Obłomow, bohater powieści Iwana Gonczarowa czy Herzog, bohater powieści Saula Bellowa. Nadmierna złożoność umysłu utrudnia, a czasem uniemożliwia podjęcie decyzji, bo w każdym momencie pojawia się kolejna i kolejna przesłanka, co sprawia, że proces decydowania może nie mieć końca. Obłomow latami leżał na kanapie i rozważał, czy się ożenić, a po każdej „prawie decyzji” uświadamiał sobie, że czegoś jeszcze nie wziął pod uwagę. Herzog przemieszczał się po Ameryce z walizą pełną niewysłanych listów – od kobiety do kobiety, do których najpierw zdążał, a potem od nich uciekał. Nie mógł się zdecydować, więc one decydowały za niego.
Nawet prosty człowiek, być może z wyjątkiem dogmatycznej albo wręcz klinicznej skrajności, jest wewnętrznie sprzeczny. Jest i być musi. Musi, bo z jednej strony jest odrębnym indywiduum (myślącym o sobie „ja”), a z drugiej jest częścią takiej i/lub innej społeczności (z którą się identyfikuje i myśli: „my”). Dobrze wiemy, że interesy i dążenia osobiste wcale nie muszą się zgadzać z interesami wspólnymi. „Ja” może się zawzięcie kłócić z „my”. Musi także dlatego, że interesy ciała niekoniecznie zgadzają się z interesami ducha. Umysł by chciał, a ciało nie potrafi, albo odwrotnie: ciało by chciało, a umysł nie widzi w tym sensu. 
Musi też być wewnętrznie sprzeczny, bo stałość czy niezmienność są wprawdzie źródłem bezpieczeństwa, ale rychło przeradzają się w nudę. I nie chodzi tu o zwyczajowe przeciwstawienia. Raczej o współistnienie stanów sprzecznych – starego i znanego z nowym, prostego ze skomplikowanym, stałego ze zmiennym, przewidywalnego z kapryśnym i zaskakującym, pobożnego z grzesznym, mądrego z bezmyślnym, skąpstwa z rozrzutnością itd. Warto sobie przypomnieć o dialogach prowadzonych „w głowie”, o wewnętrznych kłótniach czy awanturach, które dokonują się w obrębie własnego „ja”, aby unaocznić sobie te sprzeczności. Warto przypomnieć sobie te wewnętrzne porównania różnych wersji „ja”, te „odkrycia”, że nie jestem taka/taki, jak powinnam/powinienem być albo że nie jestem taka/taki, jak pragnę być. Owocują one bolesnymi nieraz emocjami, by zobaczyć, że nawet najprostsze „ja” nie jest bynajmniej proste.
To wszystko sprawia, że nawet ktoś bardzo prosty (w najdosłowniejszym tego słowa znaczeniu) potrafi czynić i czyni rzeczy skomplikowane, a najbardziej skomplikowany nie tylko potrafi, ale nawet musi robić rzeczy proste, a nawet prymitywne.
Wygląda zatem na to, że uznanie kogoś za człowieka prostego lub skomplikowanego jest raczej związane z lokalnymi lub przejściowymi standardami kulturowymi niż z jakąkolwiek rzeczywistością, bo w rzeczywistości wszyscy (podkreślam: WSZYSCY!) jesteśmy skomplikowani na wiele sposobów.

Nieprzewidywalny świat

I świat bynajmniej nie prosty. Taki świat to marzenie dogmatyków i autokratów. Być może dlatego tak chętnie biorą się do urządzania go po swojemu. Określenie „prosty” w ich wypadku oznacza: „prosty dla mnie”. Zapominają, że nawet biblijnemu Stwórcy to się nie udało. Krótko po zakończeniu aktu stworzeniu za sprawą Adama i Ewy doszło do pierwszych komplikacji, a potem nie miało to już końca. I nadal nie ma.
Ferdynand Magellan jako pierwszy w XVI w. opłynął świat. W tym czasie pierwsi kamedułowie eremici spędzali życie w zamknięciu, izolacji od ludzi i od spraw doczesnych. Obraz świata Magellana i jego towarzyszy musiał się różnić od obrazu świata eremitów. Ale otaczał ich ten sam świat rzeczywisty – tyle tylko, że pierwsi mieli z nim kontakt, widzieli go i smakowali, a drudzy żyli poza nim. Immanuel Kant wedle powszechnej opinii nigdy nie opuścił Królewca. Obrazy świata Kanta i Magellana też musiały się różnić. Ale czy rzeczywisty świat, w którym żyli Magellan i Kant, radykalnie różnił się od siebie? Pewnie tak, głównie z powodu upływu czasu i zmian dokonujących się między XVI i XIX w. Zapewne jednak był na swój sposób w równym stopniu skomplikowany i dla Magellana, i dla Kanta.
Świat jest pełen różnorodności, a przez to skomplikowany z wielu powodów: rasowych, etnicznych, językowych, ekonomicznych, politycznych, geofizycznych. Świat, co oczywiste, jest też zmienny. Albo przez rosnącą entropię, albo przez starania ludzi, aby tej entropii się przeciwstawić. 
Nigdy nie przekonywała mnie opowiastka miłośników teorii chaosu o europejskim motylu, który trzepotem swoich skrzydełek powoduje tsunami w Japonii. Trudno jednak zaprzeczyć, że rozległość powiązań i zależności jest w świecie trudna do wyobrażenia. Trudno też zaprzeczyć, że te zależności i powiązania, choć być może na mniejszą skalę, występują od dawna. Wędrówki ludów nie zaczęły się dziś. Ciekawość świata nie jest domeną współczesności. Wymiana handlowa toczy się od tysięcy lat. Uczenie się od innych przez obserwacje zauważymy już w świecie zwierząt. Człowiek te zależności i wzajemne powiązania w jakiś sposób zinstytucjonalizował. Dziś za sprawą rewolucji cyfrowej, jaka dokonała się w świecie, współzależności nabrały rozmiarów trudnych do wyobrażenia. Oczekiwanie przeto, że świat będzie zero-jedynkowy, przewidywalny i do końca kontrolowalny, jest zwyczajną naiwnością.

Upraszczanie 

Nie ma więc żadnych powodów, aby sądzić, że człowiek czy świat cechują się prostotą. Nasze marzenia o prostomyślnym prostaczku i o świecie mającym strukturę kryształu spełniamy, jak się zdaje, w inny sposób. Znajdziemy liczne dowody na to, że z rozmysłem chcemy upraszczać człowieka i świat. Upraszczać tak bardzo, jak tylko jest to możliwe. I bynajmniej nie dlatego, żeby człowieka zrozumieć (choć jakże często słychać to uzasadnienie), ale dlatego, by nim sterować i zdobyć nad nim kontrolę. 
Podobnie jest z otaczającym światem. Trudno się oprzeć wrażeniu, że dążenie do „zrozumienia” (człowieka czy też świata) jest najczęściej parawanem mającym ukryć pragnienie sprawowania nad nimi władzy. Kiedy uwierzymy – słusznie czy nie – że coś lub kogoś rozumiemy, zaraz nabieramy krzepiącej pewności siebie i w tajemniczy sposób czujemy się upoważnieni do sprawowania kontroli i zmieniania stanów rzeczy. Katastrofa ekologiczna, jakiej doświadczamy obecnie, dobitnie pokazuje złudność takiego myślenia. 
W tym procesie upraszczania wszystkiego za wszelką cenę mamy rozlicznych pomocników. Z jednej strony rzeszę nauczycieli objaśniających, jaki jest ten świat; z drugiej rozliczni coachowie i liderzy, którzy sądzą, że posiedli wiedzę o tym, jak jest i jak w związku z tym należy żyć. Tu znajdziemy też polityków, którzy uważają, że „nie można mieć słońcu za złe, że kręci się wokół ziemi”, rozmaitych kreacjonistów, miłośników płaskiej ziemi, wyznawców prostych teorii spiskowych, wyjaśniających wszystko i natychmiast. 
W tym procesie upraszczania obecni są też duchowni i różnego rodzaju autorytety moralne głoszący jedyne słuszne prawdy i wyznaczający jedyną słuszną drogę postępowania.
Upraszczanie dokonuje się także na innej drodze. W obiegu społecznym krąży mnóstwo potocznych koncepcji natury ludzkiej i natury świata. Na przykład takiej, że ludzie z natury swojej są źli. Takiej, że ludziom za nic nie można zaufać, albo takiej, że ludzie nie zmieniają się. Także takiej, że fundamentalnym źródłem wszelkich ludzkich osiągnięć są zdolności czy talenty. Dotyczy to również koncepcji natury świata. Na przykład przekonania, że świat jest urządzony niesprawiedliwie, że życie jest grą o sumie zerowej, że bez rywalizacji nie byłoby postępu. I wielu innych. To nic, że setki badań naukowych jawnie przeczą tym podzielanym powszechnie koncepcjom. Jeśli fakty nie zgadzają się z potocznymi koncepcjami, tym gorzej dla faktów.
W opisywanym upraszczaniu udział biorą też, niestety, psychologowie. Przykładów jest bez liku, ale wspomnę o trzech. Pierwszy to powszechna wśród psychologów praktyków obsesja wysokiej samooceny, która napędza zachowania wielu ludzi na świecie. W efekcie prawie wszyscy mają wysoką samoocenę i niewiele z tego wynika. Drugi to niepozbawiona rysu myślenia magicznego propaganda inteligencji jako predyktora ludzkich osiągnięć i powodzenia w życiu. Tymczasem przewidywania sukcesów na podstawie wskaźników inteligencji są bardzo słabe i najczęściej dotyczą spraw drugorzędnych. Trzeci przykład dotyczy sposobów opisywania ludzkiej osobowości sprowadzonej do tak zwanych pięciu wielkich czynników, czyli inaczej do Wielkiej Piątki (obejmującej ekstrawersję, ugodowość, sumienność, neurotyczność i otwartość na doświadczenia). Trudno nie dostrzec, jak bardzo uproszczony obraz w ten sposób się proponuje, i trudno się dziwić, że wśród światłych psychologów (i nie tylko) budzi to spory sprzeciw.

Tak proste, jak to możliwe, ale nie prostsze

Jeśli uświadomimy sobie, że nie można zrozumieć zachowania człowieka, skoro ignoruje się wpływ otaczającego świata, a także że nie można zrozumieć współczesnego świata, jeśli pominiemy aktywność człowieka w tym świecie, to musimy skonfrontować się ze złożonością, nieprzewidywalnością, niekontrolowalnością. Złożoności zwykle nie można uprościć, a na pewno nie za pomocą zaklęć. Można co najwyżej dążyć do ograniczenia nieprzewidywalności, czy do powiększania zakresu kontroli. To jednak jest osiągalne nie przez tworzenie rozlicznych potocznych, odwołujących się do zdrowego rozsądku koncepcji i koncepcyjek, ale przez gruntowne poznanie, a więc poznawanie z użyciem wartościowych i wiarygodnych narzędzi. Jak dotąd wyniki poznania naukowego raczej nie pozostają w zgodzie ze zdrowym rozsądkiem. Znaczna część najważniejszych wyników badań psychologicznych (i nie tylko) pozostaje w jawnej sprzeczności ze zdrowym rozsądkiem i z koncepcjami, które do niego się odwołują. 
Na koniec pozostaje odwołać się do słynnego aforyzmu Alberta Einsteina: „Wszystko powinno być tak proste, jak to tylko możliwe, ale nie prostsze”.

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI