Mieszkam na wprost szpitala, po drugiej stronie dość wąskiej, osiedlowej ulicy i kiedy zawieje wiatr albo na liściach jest trochę mniej drzew, z parkingu dochodzi do mnie dziecięcy płacz, a zawsze – niezależnie od pory roku – sygnał karetek budzących nocą śpiących strażników przy bramie. Mój syn w przedszkolu tak często był chory na ostre zapalenie ucha, że byliśmy często nocą gośćmi tego parkingu przy szpitalu i kiedy się przeprowadzaliśmy, stanął na balkonie i powiedział: „Patrz mamo, teraz będziemy tak blisko, że nie będziemy musieli jeździć na pogotowie samochodem”.
POLECAMY
Często jednak, kiedy słyszę te odgłosy płaczu, czasem ostre hamowanie, myślę o osobności doświadczenia, o tym, że tuż obok, na tym parkingu, rozlewa się ból, gotuje się niepokój, zaczyna się żałoba. A ja pięćdziesiąt metrów dalej prowadzę swoje zwykłe życie. I...