Najpierw był debiut „Pan Darcy nie żyje” - powieść nawiązująca do twórczości słynnej Jane Austen, potem trylogia kryminalna „Nic oprócz”, a równolegle z nimi ambitna i głęboko refleksyjna „Winda”, teraz czas na najnowszą książkę - „Klamki i Dzwonki”.
POLECAMY
Twoja twórczość to istna hybryda gatunkowa. Skąd się to bierze? Szukasz swojego miejsca w literaturze?
Magdalena Knedler: Oczywiście, że szukam. Obawiam się, co będzie, kiedy je znajdę. Szukanie zawsze prowokuje człowieka do wzmożonego wysiłku, stawiania sobie poprzeczki coraz wyżej, rzucania sobie nowych wyzwań. Zadajesz sobie pytanie - co by było, gdybym spróbowała tego? I oczywiście nie odpowiesz na nie, dopóki nie spróbujesz. Takie sposoby poszukiwania własnej drogi nie zawsze kończą się sukcesem, ale z pewnością pomagają unikać pokusy, by pójść na łatwiznę. U mnie literacka różnorodność gatunkowa może wynikać również z tego, że sama jestem typem czytelnika, który nie ogranicza się do jednego gatunku. Powiem więcej - czytam wszystko. Choć oczywiście mam swoje ulubione konwencje i motywy.
Co cenisz najbardziej?
Najwyżej chyba cenię gatunkowe hybrydy i bardzo mnie zawsze irytują wszelkie próby klasyfikowania i szufladkowania literatury. Przerobiliśmy postmodernizm i nawoływanie do zachowania czystości gatunkowej uważam za nieco anachroniczne. Oczywiście rozumiem, że książka jest także produktem i trzeba z nią trafić do konkretnego grona odbiorców. Trzeba ją umieścić na opatrzonej odpowiednią etykietką półce. Dlatego nie jest mi łatwo jako autorce. Wciąż brzęczy mi w uszach cytat z Carlosa Fuentesa, jednego z moich ulubionych pisarzy. „Nie klasyfikuj mnie, czytaj mnie. Jestem pisarzem, nie gatunkiem”.
Poruszanie się w granicach tej samej konwencji lub nawet kontynuowanie przez lata jednej serii wydawn...