Kiedy przed laty zapytaliśmy dużą grupę wrocławian, kiedy czują się szczęśliwi, nie mogliśmy ukryć zdumienia po zanalizowaniu wyników. Okazało się bowiem, że 96 procent jako źródło szczęścia wskazało okoliczności hedonistyczne – lenistwo i dolce far niente (najczęściej), przyjemności związane z seksem oraz przyjemności związane z jedzeniem. Tylko 2 procent wspominało o pracy.
Przypomniałem sobie Seymoura Glassa (bohatera opowiadań napisanych przez ekscentrycznego Jerome’a Salingera), który zastrzelił się drugiego dnia swego miesiąca miodowego, bo nie potrafił znieść szczęścia.
Co jakiś czas odzywa się w mojej głowie piosneczka Magdy Czapińskiej śpiewana przez Marylę Rodowicz o leżeniu pod gruszą na dowolnie wybranym boku. Ciągle wracają opowieści przyjaciela – wybitnego fizyka i brydżysty, który białe koszule potrafił przeciwstawić cierpieniom, jakie spotykają ludzi. Kiedy „oni” tonęli...