Spróbujmy więc tak: Czy kupując małą chatkę na wsi, odnajdę w sobie spokój i harmonię? Czy dam sobie radę z utrzymaniem w dobrej kondycji starego domu? A może stare poddasze w centrum miasta zagwarantuje mi to samo? Może chodzi tylko o przytulność i zaciszny azyl, a nie o starą chałupę? Czy wprowadzam się do nowoczesnej willi tylko po to, by zobaczyć w oczach przyjaciół uznanie i podziw? Dlaczego tak mnie przyciąga to mieszkanie w starej kamienicy w centrum miasta? A może indywidualny i niepowtarzalny projekt domu pomoże mi wyrazić siebie i tą odwagą zaimponuję wszystkim?
Pytanie, gdzie i jak mieszkać, w gruncie rzeczy nie jest tylko pytaniem o to, w jakim stylu chcemy mieszkać. To pytanie o najgłębsze potrzeby, pragnienia i tęsknoty. Czy jesteśmy ich naprawdę świadomi – my, klienci, i my, projektanci?
Poznawanie klienta
Jest takie zdjęcie, które lubię pokazywać na moich warsztatach dla początkujących architektów. Mała, cztero-, może pięcioletnia dziewczynka próbuje wspinać się po półkach dużego regału z książkami. Ma wyciągniętą ku górze rączkę, jakby starała się dosięgnąć czegoś, co stoi poza jej zasięgiem. Zadaję pytanie młodym adeptom sztuki projektowania: „Czego potrzebuje to dziecko?”. Szybko otrzymuję odpowiedzi: „Potrzebuje stołka!”; „Może mniejszego regału, bo chce ściągnąć książki z górnej półki”; „Potrzebuje drabinki, można zrobić taki regał z wbudowaną drabinką, żeby dosięgnąć książek”.
Na ogół w grupie znajdzie się jakaś młoda mama, która po kilkunastu technicznych rozwiązaniach zauważa, że czteroletnie dziecko raczej nie potrafi jeszcze czytać, więc chyba nie o książki i regał chodzi. Tu na ogół następuje przełom w naszej debacie na temat potrzeb dziewczynki. Ktoś wreszcie pyta: gdzie są jej rodzice?
Krążymy jeszcze przez chwilę wokół mojej zagadki, by w końcu dojść do f...