Wojtek miał 10 lat, chodził do IV klasy szkoły podstawowej. Od pewnego czasu wychowawca klasy zgłaszał, że „z uczniem coś się dzieje”. Wojtek dał się poznać jako dziecko zdolne i bystre, teraz coraz częściej otrzymywał słabe oceny. Widać było, że bardzo go to frustruje. Po rozmowach z uczniem i obserwacjach, zdiagnozowałam Syndrom Nieadekwatnych Osiągnięć. Zaprosiłam na rozmowę rodziców. Wojtek wychowywał się w rodzinie pełnej, jednak najwięcej czasu spędzał z matką. Matka reprezentowała postawę nadmiernie chroniącą, być może spowodowaną przewlekłą chorobą chłopca (nawracające zapalenie oskrzeli). Ojciec, zajęty pracą i karierą zawodową, nie poświęcał mu wiele czasu.
Między rodzicami chłopca panowały dość oschłe relacje, czasami sprawiali wrażenie osób, które robią sobie na złość. Każdy przypadek SNO ma swój początek w sytuacji domowej. Można wyróżnić dwie kategorie sytuacji sprzyjających powstawaniu tego zjawiska. Pierwsza wynika z pułapki rozpieszczania. Nadmiar opieki ze strony domu może prowadzić do poważnych zaburzeń w kształtującej się dopiero osobowości, które uwidaczniają się właśnie w okresie szkolnym. Dotyczy to głównie tych dzieci, którym rodzice przypisują wyimaginowane zdolności intelektualne i za wszelką cenę starają się je rozwijać.
Tymczasem dzieci, od których wymaga się zbyt wiele i zbyt szybko, nie wykazują entuzjazmu z powodu rozpoczęcia nauki szkolnej – naukę kojarzą wyłącznie z ciężką pracą. Dzieci takie rozwijają się nierównomiernie, owszem, więcej wiedzą od rówieśników, ale upośledzona jest ich sfera funkcjonowania społecznego, dlatego że do tej pory, zamiast bawić się z rówieśnikami, większość czasu musiały poświęcać na naukę. A przecież szkoła to nie tylko nauka, ale przede wszystkim przerwy, które tworzą atmosferę – przyjemną dla dziecka bądź nie. Tacy uczniowie mają kłopoty z odnalezieniem własnej tożsamości w roli ucznia.
Do drugiej kategorii należą niewłaściwe sytuacje wychowawcze panujące w domu, m.in. pasywno-agresywne wychowanie. Na przykład, gdy dominujący mąż ignoruje prośby i polecenia żony w obecności dziecka, w ten sposób pokazuje mu, że można „zapominać” o swoich obowiązkach. Feministyczną wersją tej sytuacji jest (jak ją określił Ryszard Praszkier) „bimbanie sobie z tatusia” – lekceważenie współmałżonka w obecności i przy cichej akceptacji ze strony dziecka. Zachowania domowe dziecko przenosi na grunt szkoły, gdzie lekceważy nauczycieli i reguły postępowania, co prowadzić może do utraty motywacji osiągnięć. W ostatecznym rozrachunku manipulacji podlegają też sami rodzice. SNO może być także efektem rozwodu rodziców, którzy stawiają dziecko w konflikcie lojalności: z kim się identyfikować? Jest to sytuacja szczególnie trudna dla chłopców, gdyż w ich rozwoju nie powinno brakować męskich wzorów.
Wojtkowi brakło zdrowej miłości, która by mu dała siłę do radzenia sobie z trudnościami. Matka bardzo go kochała, ale jej nadopiekuńczość nie pozwalała synowi na psychiczne oddalenie się od siebie, nie pozwalała i nie stwarzała okazji do stawiania samodzielnych kroków. Ojciec nie był najlepszym wzorem, nie pokazywał chłopcu, jak mężczyźni radzą sobie z różnymi trudnościami. Splot tych okoliczności sprawił, że sposobem na przetrwanie wybranym przez chłopca było coraz mniejsze angażowanie się w naukę szkolną. Dzięki temu ściągnął na siebie uwagę matki i – od czasu do czasu – ojca, któremu żona przekazywała złe wieści: Wojtek dostał kolejną słabą ocenę...
Zachowania wyuczone
Dzieci cierpiące na SNO można wyleczyć. Najskuteczniejszym sposobem terapii jest podejście całościowe, a to oznacza, że muszą w nim aktywnie uczestniczyć: dom, szkoła i samo dziecko. Trójczłonowy model terapii zaproponowany przez Sylwię Rimm zakłada, że zachowania charakterystyczne dla SNO zostały wyuczone w taki sam sposób, jak nauczyliśmy się chodzić czy jeść. Można tu znaleźć analogie do teorii modyfikacji zachowań podanej przez Harvitta i Lovinga, według których przyjmujemy do swojego repertuaru tylko te zachowania, które były wystarczająco silnie wzmacniane przez otoczenie. Dlatego w terapii muszą uczestniczyć wszystkie osoby, z którymi dziecko ma ko...
Gdy z uczniem "coś" się dzieje
W każdej szkole znajdzie się grupa zdolnych uczniów, którzy osiągają zdecydowanie gorsze wyniki aniżeli mogliby. Nauczyciele mówią o nich "zdolne lenie" i łamią sobie głowę, jak zmotywować ich do nauki. Okazuje się, że ich brak motywacji do osiągnięć nie jest zwykłym lenistwem.