DARIUSZ BUGALSKI: – Z jakiej Ty właściwie jesteś bajki, Wojtku?
WOJCIECH PRAŻMOWSKI: – Fotografia to moja bajka. Przez wielkie B i wielkie F. W życiu można zełgać, a potem odkupić winy. A Pani Fotografii nie można oszukać. Nie obraz, tylko prawda.
Twoje zdjęcia to obraz: wyrafinowany, bogaty obraz...
– Jedno nie przeczy drugiemu. Prawda obowiązuje nawet gdy obraz jest „wyrafinowany” i „bogaty”.
Co byś zrobił na miejscu korespondenta wojennego, który widzi umierającego człowieka i...
– I fotografuje go, by pokazać prawdę? Twarz wykrzywioną grymasem cierpienia... Dla mnie to jest kradzież. Kradzież tej twarzy. Kradzież ludzkiej intymności. A kraść nie wolno. Nie wolno też kłamać. Ja nieprzypadkowo nie jestem na miejscu korespondenta wojennego. Nie wolno za tę cenę – za cenę wdeptywania kogoś w ziemię, wdeptywania w ziemię czyjejś twarzy – zbierać pokłonów.
Nie szkoda Ci zdjęć, które z tego powodu przepadły?
– Skłamałbym, gdybym powiedział, że nie. Szkoda.
Czego na przykład?
– Na przykład zdjęcia, które przedstawiałoby... Muszę zacząć od początku. Przez kilka lat fotografowałem głównie w Polsce, ale też na Ukrainie, bazary, a właściwie „stoiska” rozłożone na kocach, na ceracie, na papierach, na folii. Ale nie na gołej ziemi; to by oznaczało brak szacunku. Sceny jak z Kantora: najzwyklejsze, najbiedniejsze rzeczy, które dla sprzedających były skarbami. Śrubki, gwoździe, prymitywne narzędzia, stare książki, bibeloty, monidła. Tandetne, ale obdarzone jakąś godnością, czułością. Nie fotografowałem ludzi, tylko przedmioty. A może inaczej: ludzi wprawdzie nie było, ale przez obecność przedmiotów byli obecni jakoś...
POLECAMY
...intensywniej?
– Może i tak.
Co z tym nieistniejącym zdjęciem?
– Byłyby na nim cztery męskie nogi w walonkach, a na środku ryba, a właściwie rybka. Karaś. I tyle. Bo tyle mieli.
Smutne. Dwaj mężczyźni, którzy nie upolowali niedźwiedzia tylko rybkę.
– W dodatku nie złotą.
Szkoda. Dostałbyś nagrodę. Dlaczego właściwie to zdjęcie nie powstało?
– Bo oni się nie zgodzili.
A musiałeś pytać?
– Inaczej bym ukradł.
Mogłeś kupić rybkę, a przedtem zrobić zdjęcie. Wtedy by się zgodzili.
– Fotografii nie można kupić.
Jesteś mistrzem fotografii inscenizowanej, kreatywnej. Dlaczego poszedłeś akurat tą drogą?
– To się chyba bierze z kodów...
Jakich kodów?
– No, dom, rodzina, Polska...
Opowiedz o tych kodach.
– Opowiem o ludziach. Mój wujek, też Wojtek, wstąpił jako gimnazjalista do AK. Szukali go Niemcy i NKWD. Wujek znalazł się w RAF-ie, a po wojnie zamieszkał w Brighton. Po 56., kiedy można już było utrzymywać kontakty z rodziną z Zachodu, przysłał paczkę. Pamiętam, co w niej było: dla mamy nylonowe pończochy, dla babci Bronki moherowy szal, beżowy, brzydki dla ojca zestaw 10 żyletek, prawdziwe Gilette. I kakao – coś ohydnego. Ale z Anglii. Mogłem mieć 7–8 lat... Wyskoczyłem na podwórko i krzyczałem: „Wujek jest w Anglii!”. Jak mnie babcia złajała!... Miałem żal, że chowali przede mną te dokumenty, listy, ale takie były czasy. Mieszkaliśmy w Częstochowie, w końcu małym mieście. Mężczyźni...