Prawie rok temu, w marcu 2013, na stokach Broad Peak zginęli Maciej Berbeka i Tomasz Kowalski, w lipcu odpadł od ściany Gasherbrum I Artur Hajzer. W wielu górach świata znajdują się symboliczne cmentarze poświęcone tym, którzy pasję wspinania przypłacili życiem. Nie bez powodu alpinizm jest zaliczany do sportów ekstremalnych, czyli najwyższego ryzyka. „Śmierć i góry są nierozerwalnie ze sobą związane” – pisze w książce Przesunąć horyzont Martyna Wojciechowska, zdobywczyni Mount Everestu.
Strefa śmierci
Wielu doświadczonych alpinistów otarło się o śmierć. Wielu pozostało w górach na zawsze. Do 2005 roku podczas wypraw na ośmiotysięczniki zginęło 668 himalaistów, w tym najwięcej – 192 poniosło śmierć na Mount Evereście. Dalsze miejsca w śmiertelnych statystykach zajmują: Nanga Parbat (62 ofiary), K2 (60 ofiar), Annapurna (58 ofiar), Dhaulagiri (56 ofiar). Najwięcej ofiar, mniej więcej co trzecią, pochłonęły lawiny (233), drugą częstą przyczyną śmierci w górach są upadki z wysokości (185), upadki do szczeliny lodowcowej, błędy w asekuracji. O wielu osobach nie wiemy, co je zgubiło, zaginęły bez wieści. Wiele przypłaciło życiem przebywanie w nieludzkich warunkach, gdzie silny mróz i huraganowe wiatry testują wytrzymałość organizmu – ze statystyk wynika, że około 60 zmarło z wychłodzenia. Dla co jedenastej (77 zgonów) śmiertelna okazała się ostra choroba górska. Przebywanie na dużych wysokościach zagraża życiu. Z uwagi na rozrzedzenie atmosfery spada zaopatrzenie w tlen. Niedotlenienie organizmu pojawia się już na wysokości 2500–3000 metrów. Od 5000 metrów zaczynają się warunki ekstremalne, a powyżej 8000 metrów wkraczamy w tzw. strefę śmierci, gdzie grozi choroba wysokościowa, objawiająca się obrzękiem mózgu i płuc oraz powikłaniami zatorowo-zakrzepowymi.
Wiele śmiertelnych wypadków spotyka tych, którzy wspinają się na ośmiotysięczniki bez użycia tlenu. Pierwszego takiego wejścia na Mount Everest dokonali w 1978 roku Reinhold Messner i Peter Habeler. Do tego czasu ten styl wspinaczki staje się coraz powszechniejszy, używanie tlenu „wyszło z mody”. Nawet najwyższe szczyty Ziemi zdobywane są w stylu alpejskim. A skutek? Jak zauważa Józef Nyka w „Taterniku”, zaczęły się mnożyć „dziwne wypadki śmiertelne podczas powrotu ze szczytów”. Analiza wypadków tylko na dwóch ośmiotysięcznikach dowodzi, że rezygnacja z butli tlenowej znacznie zwiększa ryzyko śmierci. I tak statystyki wypadków śmiertelnych na Mount Evereście mówią, że było ich 1,6 proc. wśród osób używających tlenu i 7,4 proc. wśród tych, którzy go nie używali; na K2 śmierć poniosło 14,9 proc. wspinaczy bez tlenu, i ani jeden z tych, które mieli butle z tlenem.
Większość wypadków śmiertelnych nastąpiła w strefie wysokości 8100–8200 m, bezpośrednio po przymusowych biwakach. Ofiary prawdopodobnie znajdowały się w stanie deterioracji wysokościowej. Raymond B. Huey i Xavier Eguskitza z University of Washington pisząc w „Journal of Experimental Biology” o granicach wytrzymałości człowieka, wiążą ten rodzaj wypadków z upośledzoną kondycją psychiczną alpinistów, głównie z zaburzeniami krytycyzmu, trudnością oceny sytuacji oraz objawami ataksji, czyli zaburzeniem koordynacji psychoruchowej i równowagi. Nie bez powodu zdobywanie Mount Everestu bez tlenu ktoś nazwał „sztuką cierpienia”.
Na śmierć z powodu patologii wysokościowej narażeni są nie tylko himalaiści, ale także uczestnicy wysokogórskiego trekkingu. Chociaż zwykle nie przekraczają oni wysokości ekstremalnych, to może pojawić się u nich obrzęk mózgu i/lub płuc z powodu niedostatecznej aklimatyzacji. Matt Dickinson i współpracownicy opisali w „Thorax” siedem przypadków śmierci wśród turystów górskich w Himalajach. Ofiarami byli mężczyźni w średnim wieku. Trekking rozpoczęli zaraz po podróży samolotem, gdy trafili na dużą wysokość bez uprzedniej aklimatyzacji. Albo kontynuowali wyprawę mimo nasilonych o...
Cień wielkiej góry
George Mallory, brytyjski himalaista, na pytanie: Dlaczego ludzie chodzą w wysokie góry? powiedział po prostu: Bo są! Prawie nieosiągalne, wciąż fascynują. Często każą za to płacić najwyższą cenę. A zarazem uczą żyć.