Życie jest piękne, zawsze

Ja i mój rozwój Wstęp

Bierzemy je serio lub z przymrużeniem oka. Odkładamy na później, potem naprędce nadrabiamy. Szukamy głębi, czasem dryfując na powierzchni. Ostrożnie smakujemy lub rwiemy pełnymi garściami. Choć się skończy. Aż się skończy. Bo się skończy. Marząc o pięknej puencie - żyjemy.

Michał uczy się zajmować synem. Nie chce mu zafundować wyłącznie męskiego świata. Oto Mateusz pakuje mu się na kolana. Boli go? Chce jeść? A syn chce się po prostu przytulić. Michał wciąż nie łapie tych rzeczy. Modli się do Basi, by mu pomogła. Czyta zapiski z ostatnich tygodni jej życia: „Miłość to nie słodkie wzdychanie, to konkret. Prasuj Mateuszowi ubranka”, „Jak będzie większy, chodź z nim w «kulturalne» miejsca, a czasem do knajpy”.

Krzysztof Kolberger gra z Małgorzatą Zajączkowską w „Kocham O’Keeffe”. Na przekór temu, że o ludziach z rakiem myśli się często jako o półumarłych. „Pan też przyszedł do mnie – mówi w rozmowie z Szymonem Hołownią – by porozmawiać o śmierci, zakładając, że ja noszę już jej piętno, że czułem już jej dotyk, że jestem bliżej niej niż pan. Tyle że pan też umrze. Więc zamiast wykonywać czcze akrobacje myślowe nad czymś, co nieuniknione, może lepiej poszukać dobrych stron w tym, co się teraz dzieje?”
Randy Pausch, profesor informatyki na renomowanym Carnegie Mellon University, w swoim ostatnim wykładzie (czytaj s. 16) opowiedział o tym, jak spełniał swoje marzenia. Dziesięć miesięcy później zmarł. Ale jego wykład wciąż brzmi w Sieci i słuchają go miliony ludzi.
Ostatni sylwester w domu Pauschów był pełen wzruszeń. Dylan, najstarszy syn, kończył sześć lat. Randy wziął go do kina na film o Mr Magorium, wytwórcy zabawek. Wytwórca dochodzi do wniosku, że czas umierać i przekazać sklep asystentce. Dylan nie wiedział, jak bardzo chory jest jego ojciec. Siedział mu na kolanach i płakał zrozpaczony, że pan Magorium umiera. Jedna kwestia szczególnie zapadła Randy’emu w pamięć. Asystentka prosi swego szefa: nie może pan umrzeć, musi pan żyć. A on na to: już to zrobiłem.

Jesteś piękne - mówię życiu
- Bujniej już nie można było.


Dwa przekonania wydają się nie budzić wątpliwości. Pierwsze, że życie jest wartością najcenniejszą, a zatem wymaga bezwarunkowej afirmacji. I drugie, że nieuchronna śmierć budzi powszechną trwogę. A jednak żadna z tych tez nie jest tak oczywista, jak by się zdawało. Zamachy na własne lub (częściej) czyjeś życie, wojny, samobójstwa i zbrodnie dowodzą, że coś innego może być cenniejsze niż życie. Nie ma tu afirmacji życia, raczej afirmacja śmierci. Do tego dochodzą rozliczne przykłady igrania ze śmiercią, ryzykowania własnym lub cudzym życiem: od szaleńczej jazdy samochodem poprzez branie środków odurzających albo uprawianie niebezpiecznych sportów ekstremalnych aż do głodzenia się w imię szczupłej sylwetki. Ani poszanowanie życia, ani trwoga przed śmiercią nie są powszechne, bezwyjątkowe, bezwarunkowe. Przeciwnie – w przedziwny sposób ujawniają się pod pewnymi warunkami. Bo nie każdym życiem chce się żyć, nie każda śmierć jest dramatem, budzącym niepohamowany lęk...
Sebastian Luty ma jedno marzenie: być tam, gdzie niebo i gorący piasek, prowadzić hotelik, a jeszcze lepiej szkołę kitesurfingu. A przecież tak już w jego życiu było. Zarabiał krocie w firmie ubezpieczeniowej, którą z kolegami założyli jeszcze na studiach. Wszystkie zarobione pieniądze wydawał na egzotyczne podróże i sporty ekstremalne, była wspinaczka i nurkowanie, było niebo i gorący piasek. Ale nie było w nim radości. Po kolejnym epizodzie depresji lękowej wylądował u psychiatry. Postanowił zwolnić, wyjechał na Hawaje. Tam poznał Myrę, zakochał się. Z nią chciał ułożyć sobie życie. Zamknął swoje sprawy w Polsce i z uczuciem, że po raz pierwszy robi w życiu to, co chce, że odzyskał nad nim pełną kontrolę, wrócił na Hawaje. Następnego dnia na plaży jak zwykle dał nura w wodę. Usłyszał chrupnięcie w kręgosłupie. Sparaliżowany leżał w wodzie, a przez głowę przelatywały mu obrazy z całego życia. „Dziś myślę, że te slajdy wyświetlają się dlatego, że człowiek szuka w swojej przeszłości pomysłu na to, co mógłby zrobić, gdy umiera...”
Randy Pausch miał 47 lat i dobry czas w życiu. Na uniwersytecie realizował swoją pasję, tworzył wirtualne światy. Późno, bo tuż przed czterdziestką, spotkał Jai, kobietę swego życia. Cieszył się rodziną, jego córka Chloe – najmłodsze, trzecie dziecko – skończyła roczek. Poproszono go, by wygłosił „ostatni wykład”; na jego uczelni był obyczaj, że wykładowcy mieli pomyśleć o swoim nieuniknionym zejściu i zastanowić się, co ma dla nich największą wartość. Jaką mądrością chcieliby podzielić się ze światem, gdyby wiedzieli, że jest to ich ostatnia szansa?
Randy Pausch zgodził się przygotować taki wykład. Zbiegło się to w czasie z wykryciem u niego raka trzustki.

Szarpię życie za brzeg listka:
Przystanęło? Dosłyszało?
Czy na chwilę, choć raz jeden,
Dokąd idzie - zapomniało?


Są tacy, i tych jest pewnie przytłaczająca większość, którzy za wszelką cenę chcą żyć. Są i tacy, którzy żyć nie chcą. Jedni boją się śmierci, inni godzą się z nią, a jeszcze inni jej pragną. Żadna generalizacja nie jest możliwa. Potrzebne są rozróżnienia. Na przykład między śmiercią z wyboru i tą z konieczności. Czym innym jest uleganie niechcianej śmierci, czym innym pogodzenie się z nią, a czymś...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI