Zdążyć przed rozwodem

Rodzina i związki Praktycznie

Małżonkowie zaczynają się od siebie oddalać. Pojawiają się wątpliwości: „Czy wyszłam za odpowiedniego człowieka?”, „Czy ona kiedykolwiek mnie kochała?”. Najprostszym rozwiązaniem wydaje się wtedy rozwód. Ale są i inne.

W kioskach pełno jest magazynów, a w Internecie stron z najnowszą modą oraz poradami, jak zorganizować ślub i wesele marzeń. W przygotowaniach nie można pominąć żadnego szczegółu – dodatków do sukni panny młodej, wizytówek na weselne stoły, pleneru pamiątkowej fotografii. Przemysł ślubny kwitnie, a przodują w nim Amerykanie. Co ciekawe, w żadnym innym kraju nie notuje się tak wysokich wskaźników rozwodów, jak właśnie w USA. Badacze przewidują, że jeśli liczby będą nadal rosły w takim tempie, to wkrótce 15. rocznicy ślubu doczeka garstka par, a o „na zawsze” będzie można w ogóle zapomnieć. I nikt już nie będzie pytał „czy”, tylko „kiedy” małżonków czeka rozstanie.

Do ołtarza pary wydają się iść przygotowane perfekcyjnie, a do małżeństwa? Biorąc pod uwagę plagę rozwodów – z tym jest gorzej. Zanim dostaniemy prawo jazdy, przechodzimy praktyczno-teoretyczne szkolenie, może więc takie samo powinno obowiązywać narzeczonych? – zastanawiają się amerykańscy terapeuci i zapraszają na specjalne kursy.

Aż 90 procent obywateli USA chce wziąć ślub. Nie zraża ich to, że obecnie niemal co drugie małżeństwo kończy się tam rozwodem. Po pierwszym niepowodzeniu Amerykanie zazwyczaj gotowi są na drugą próbę: aż trzy czwarte rozwodników pobiera się ponownie w ciągu 10 lat. Dlaczego Amerykanie zawierają związki małżeńskie, choć tak się nimi rozczarowują? Odpowiedzi na to pytanie szukał prof. Andrew J. Cherlin, socjolog z Johns Hopkins University, autor The Marriage-Go-Round: The State of Marriage and the Family in America Today.

Prof. Cherlin twierdzi, że tym, co charakteryzuje współczesne relacje, jest ich przejściowość, a „pod tym względem Ameryka zajmuje pierwsze, niehonorowe miejsce”. Według niego małżeńską karuzelę nakręcają dwa podstawowe czynniki. Pierwszy to coś, co badacz określa mianem M-Factor – obecna w Amerykanach ciągła tęsknota za doskonaleniem się, za osiąganiem czegoś nowego, lepszego, za poprawianiem życia. Drugim czynnikiem jest powszechna w tamtejszej kulturze idealizacja małżeństwa, ale i przyzwolenie na rozwody – wynikające z tradycji purytańskiej, która dopuszczała rozwody z powodu zdrady. „Chcemy partnerstwa i małżeństwa, ale po ślubie osądzamy nasze związki pod kątem osobistych potrzeb”, wyjaśnia prof. Cherlin. „Po ślubie ciągle pytamy siebie «Czy jestem szczęśliwy? Czy dostaję to, czego potrzebuję?». A gdy pewnego dnia odpowiedź jest negatywna, jesteśmy bardziej skłonni zostawić tę relację”.

Według Cherlina ślub nie jest dziś postrzegany jako fundament dorosłości, ale jedna z „opcji stylu życia”, którą można wybrać i porzucić w dogodnym momencie. To podejście powoduje, że fala rozwodów wcale nie zaszkodziła kultowi małżeństwa – nadal przypomina ono wisienkę na torcie, wieńcząc osobisty, życiowy sukces. Nie jest ono dziś początkiem nowego życia i zapowiedzią przełomowych życiowych wydarzeń: kupna domu, początku kariery zawodowej, stabilizacji finansowej, zapowiedzią dzieci... Małżeństwo co prawda niezmiennie odzwierciedla status społeczny, nadal więc jest atrakcyjne, ale w wyniku swoistej degradacji przestało być dla jednostki tak użyteczne, by traktować je jako coś stałego.

Dokonując zestawienia międzynarodowych danych, socjolog odkrył, że amerykańskie dziecko rodziców po ślubie ma większe szanse być świadkiem ich rozstania, niż dziecko ze Szwecji, którego rodzice żyją w w związku kohabitacyjnym. „Jako badacza interesuje mnie wpływ rotacji partnerów na dzieci” – mówił Cherlin w jednym z wywiadów. „One do prawidłowego, zdrowego rozwoju potrzebują stabilizacji, a struktura i dynamika relacji w naszych rodzinach sprawia, że otrzymują jej mniej, niż dzieje się w jakimkolwiek innym społeczeństwie”.
 

POLECAMY

Szkolenie po polsku

Szkolenie par pod kątem rozwiązywania konfliktów nie jest finansowane przez NFZ. Narzeczonym pozostają weekendowe katechezy lub tradycyjne, prowadzone w parafiach nauki przedmałżeńskie. Pary mogą ró...

Ten artykuł jest dostępny tylko dla zarejestrowanych użytkowników.

Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się.

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI