Zakład o zaufanie

Ja i mój rozwój Laboratorium

Komu ufać, gdy zawsze istnieje ryzyko, że ktoś to wykorzysta? Ale nie ufać nikomu, to dopiero byłoby ryzyko! Na czym więc oprzeć swoje zaufanie? Dlaczego my - Polacy - nie ufamy nikomu oprócz rodziny? I co tracimy, skoro najważniejsze według badaczy jest zaufanie wobec nieznajomych. Na te i inne pytania odpowiada prof. Piotr Sztompka


Dorota Krzemionka: Abyśmy się mogli spotkać, musiałam zaufać zarówno sobie jako kierowcy, jak i innym kierowcom pędzącym z naprzeciwka – że nie wykonają jakiegoś manewru, nie przekroczą dzielącej nas linii, gdy będę ich mijać. Zaufanie, jak Pan pisze, jest zakładem na temat przyszłych niepewnych działań innych osób.

Piotr Sztompka:– Całe nasze życie jest wielkim hazardem. Nieustannie spotykamy się z okolicznościami, których nie możemy przewidzieć. Są trzy orientacje, które pozwalają stawić czoło tej niepewności i ryzyku. Pierwsza to nadzieja, czyli pasywne, niedające się racjonalnie wytłumaczyć przeczucie, że sprawy potoczą się po naszej myśli. Na przykład, mamy nadzieję, że staniemy się bogaci, chociaż nic nie robimy w tym kierunku. Kolejną orientacją jest przekonanie, czyli w pewnym stopniu uzasadniona wiara, że zdarzy się coś dobrego. Wierzymy, że polityk dotrzyma przedwyborczych obietnic. Ale obserwujemy jedynie rozwój wypadków, nie towarzyszy temu zaangażowanie. Jeśli natomiast mimo niepewności i ryzyka musimy podjąć działanie, sposobem radzenia sobie z niepewną przyszłością staje się zaufanie. Już od urodzenia gramy w jakąś grę, co oznacza, że mamy pewien wpływ na wynik. Są takie obszary naszego życia, które zależą od naszego działania, od przemyślanej, racjonalnej decyzji. W tysiącach małych i dużych spraw nieustannie podejmujemy ryzyko. Dotyczy to szczególnie okoliczności społecznych.


Zaufanie pozwala rozwiązać problem związany z ryzykiem i niepewnością co do zachowań innych. Jak mówi John Lehman, nie wyszlibyśmy rano z łóżka, gdybyśmy nie byli w stanie zaufać innym osobom.
– Musimy zaufać ludziom, bo są nam niezbędni. Wszystkie nasze istotne potrzeby zaspokajać możemy tylko dzięki innym, dzięki temu, że jacyś ludzie upieką nam chleb, inni wydrukują gazetę, zrobią nam kolację, gdy wracamy po pracy do domu, w pracy współpracują z nami, a jeśli odmówią, to doświadczymy tego boleśnie. W Japonii jedną z najdotkliwszych kar dla pracownika jest ignorowanie go i niepowierzanie mu żadnego zadania. Siedzi w pracy i nie ma nic do roboty
– to prawdziwa udręka. Nie da się uniknąć ryzyka, nawet pozostawanie w łóżku jest ryzykowne, bo w ten sposób odcinamy sobie możliwości realizowania ważnych spraw. Zaufanie jest jak most nad rzeką niepewności. Staramy się, żeby ten most był możliwie solidny, to znaczy podejmujemy racjonalne, myślowe operacje, które zmniejszają ryzyko.

W jaki sposób można zmniejszyć to ryzyko?

– Próbujemy ocenić wiarygodność adresata naszego zaufania. Można na przykład trochę cynicznie zastanowić się, czy spełnienie naszych oczekiwań leży w jego własnym interesie? Russell Hardin określa to jako „projekcję interesu partnera”. Na przykład: w prywatnym warsztacie samochodowym mamy podstawę sądzić, że właścicielowi zależy na klientach, będzie więc dbał o jakość usług i nie odkręci nam silnika.

Trudniej o takie zaufanie w dużych, autoryzowanych stacjach obsługi...
– Tak, bo łatwiej pojawia się syndrom free rider, czyli pokusa, by załapać się jako pasażer na gapę. Każdy myśli: przecież korporacja i tak ma wysoki prestiż i nawet jak coś zawalę, to nie padnie, bo inni pracują.

Pisze Pan o filarach zaufania. Na czym opiera się wiarygodność?
– Są trzy podstawy immanentnej wiarygodności adresatów zaufania: reputacja, osiągnięcia i wizerunek. Reputacja to wcześniejsze działania jakiejś osoby. Studenci, rozważając, czy zapisać się do profesora, pytają zwykle starszych kolegów, jak on wykłada. Podobnie pacjent dowiaduje się od znajomych, czy lekarz jest dobry. Można też poszukać opinii o danym lekarzu w Internecie. Symbolicznym sygnałem czyjejś reputacji są na przykład dyplomy, które wiszą na ścianie gabinetu lub warsztatu, i tytuły zawodowe: mistrz piekarski, profesor zwyczajny.

Można stwarzać pozory reputacji. Niektórzy wieszają na ścianie zaświadczenia z dwudniowych kursów.
– Są nawet firmy, które produkują tego rodzaju dokumenty. Jedną jest International Biographical Institute z siedzibą w mieście Cambridge, ale automatycznie kojarzy się z Cambridge University. Druga jest w Stanach, też blisko znanego uniwersytetu. Co jakiś czas dostaję od nich informacje: „Panie Sztompka, nasze międzynarodowe jury wybrało Pana...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI