Wiele głosów we mnie

Ja i mój rozwój Laboratorium

Zrobię to, dam radę – myślę sobie. Czy aby na pewno? – wątpi ktoś we mnie. A ktoś inny przypomina, ile razy noga mi się powinęła. Ale zaraz odzywa się kolejny głos, że tym razem będzie dobrze.

Ile postaci zamieszkuje w naszym wyobrażonym świecie? W świetle badań Johna L. Caugheya, profesora antropologii Uniwersytetu Maryland, w społecznym świecie przeciętnego współczesnego Amerykanina istnieje 200–300 osób, wśród nich rodzina, przyjaciele i znajomi. Jego zdaniem, podobnie lub może nawet więcej postaci przebywa w wyobrażonym świecie każdego z nas.

Flirt z gwiazdą, dyskusja z politykiem
Są wśród nich osoby z mediów, postaci czysto wyimaginowane – wykreowane w marzeniach i fantazjach oraz wyobrażeniowe repliki naszych rodziców, przyjaciół i osób kochanych. Potrafimy z nimi rozmawiać, jak gdyby były rzeczywiście obecne. Pablo Casals, światowej sławy wirtuoz wiolonczeli, kompozytor i dyrygent, mawiał do swoich słuchaczy, że Bach jest jego najlepszym przyjacielem. Średniowieczny poeta Francesco Petrarca pisał listy do wybitnych przedstawicieli starożytnego świata. Według Caugheya, te wyobrażone dialogi i interakcje pozostają w stałym związku z tym, co się dzieje naprawdę w naszym życiu. Dlatego właśnie skłonni jesteśmy kontynuować w myślach przerwaną inspirującą dyskusję z mentorem albo kłótnię ze współmałżonkiem. Potrafimy rozmawiać z bliską osobą zmarłą, stojąc nad jej grobem, albo wypróbować siłę własnych argumentów w wyobrażonej rozmowie z szefem na temat swojego awansu. Jesteśmy również w stanie wejść w wyobrażony dialog z postaciami, których osobiście nie znamy – polemizować z politykiem na temat jego programu wyborczego czy flirtować z gwiazdą show-biznesu.

Oprócz wewnętrznych dialogów „z innymi”, niejednokrotnie możemy też doświadczać dialogów z samym sobą. Bywa, że nasze dobre ja spiera się np. ze złym ja w kwestii moralnej, ja entuzjastyczne próbuje zachęcić do działania ja bierne, a ja idealistyczne usiłuje przekonać do swoich racji ja oportunistyczne. Przykłady obu typów wewnętrznych dialogów – tych z innymi i tych z samym sobą – można znaleźć w literaturze pięknej, szczególnie często u Dostojewskiego lub Hemingwaya. Wydaje się nawet, że zjawisko wewnętrznych dialogów zostało wcześniej dostrzeżone przez pisarzy niż badaczy psychiki.

Głos nie trafia w próżnię
W psychologii jeszcze do niedawna problematyka wewnętrznych dialogów istniała marginalnie. Wprawdzie jej prekursorów można znaleźć już w początkach XX wieku w osobach George’a Herberta Meada, amerykańskiego filozofa, socjologa i psychologa, autora społecznego behawioryzmu, Lwa Wygotskiego, rosyjskiego psychologa i pedagoga, twórcy teorii transmisji kulturowej czy Carla Gustawa Junga, jednego z najwybitniejszych przedstawicieli psychoanalizy. Jednak równie często lokowano ją na granicy pomiędzy psychologią a psychiatrią, tłumacząc zjawisko w kontekście zaburzeń.

Wydaje się, że sytuacja zaczęła się istotnie zmieniać dopiero w latach dziewięćdziesiątych XX wieku za sprawą koncepcji dialogowego Ja Huberta Hermansa, holenderskiego psychologa, emerytowanego profesora Uniwersytetu w Nijmegen. Jego zdaniem, wewnętrzne dialogi nie tylko są czymś normalnym, ale wręcz stymulują rozwój. To, z czym mamy do czynienia w przypadku patologii, nie jest dialogiem, a jedynie może go czasem przypominać. Zaburzenia manifestują się albo kakofonią nieskoordynowanych głosów, albo absolutną dominacją jednego głosu, przy całkowitym stłumieniu innych. Ewentualnie kolejne głosy zastępowane są przez inne, nic o sobie nawzajem niewiedzące.

Zdrowe głosy wewnętrzne są natomiast wzbudzane i wyciszane intencjonalnie. Posiadamy nad nimi kontrolę, czyli decydujemy o wymianie między nimi. Oznacza to, że żaden głos nie trafia „w próżnię”, że głosy odnoszą się do siebie wzajemnie. Trzeba również dodać, że w sytuacji zdrowej aktywności dialogowej – inaczej niż w patologii – fizycznie niczego nie słyszymy, dialog bowiem toczy się jedynie w naszej wyobraźni. Stosowane tu pojęcie „głosu” zostało zaczerpnięte z prac wybitnego rosyjskiego literaturoznawcy Michaiła Bachtina, gdzie oznaczało „mówiącą osobowość”, czyli subiektywną perspektywę mówiącego, z jego horyzontem pojęciowym, intencją i światopoglądem.

Jak więc rozumieć dialogowe Ja? (Ja pisane wielką literą oznacza ośrodek intencjonalności, który wybiera pozycję i nadaje jej głos, ja pisane małą literą odnosi się do konkretnych perspektyw, z jakich Ja widzi świat, np. ja sceptyczne, ja – żona). Hermans posługuje się tu metaforą umysłowej przestrzeni, pełnej dostępnych nam punktów widzenia, pomiędzy którymi przemieszcza się Ja będące ośrodkiem intencjonalności. To ono jest odpowiedzialne za przyjmowanie lub odrzucanie poszczególnych spostrzeżeń na poziomie uwagi oraz za dokonywanie wyborów, to ono decyduje, co określimy jako nasze ja, a co jako nie-ja. Zdaniem twórcy teorii, potrafimy w sposób naturalny przyjmować różne punkty widzenia. Posiadamy także zdolność personifikowania przyjmowanych perspektyw.

POLECAMY

W efekcie powstają tzw. pozycje Ja, z których każda jest w stanie dać wyraz określonym przekonaniom, uczuciom i motywom znamiennym dla danego punktu widzenia, jak również stworzyć wokół niego narracje i wejść w dialog z inną pozycją Ja. Pozycja Ja zyskuje „głos” dzięki naszej intencji, czyli wtedy, gdy Ja jako ośrodek intencjonalności przyjmie dany punkt widzenia. Ponieważ niektóre punkty widzenia są stricte osobiste, inne natomiast reprezentują poglądy wyrażane przez osoby z otoczenia, pozycje dialogowego Ja można podzielić na wewnętrzne i zewnętrzne. Pierwsze odbieramy jako część siebie (np. ja buntownicze, ja zsocjalizowane, ja entuzjastyczne, ja sceptyczne), drugie zaś są odc...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI