Wiedeń przed nami

inne Praktycznie

Czasem jakieś zdanie usłyszane w podróży jest dla mnie tym, czym dla wielu ludzi pamiątkowe zdjęcie zrobione w słynnym miejscu, pośród zabytków. Ja nie robię zdjęć. Zbieram ważne myśli – opowiada dyrygent i kompozytor Jerzy Maksymiuk.

MAGDA BRZEZIŃSKA: – To prawda, że przejechał Pan kiedyś 300 km tylko po to, by sprawdzić jedną adnotację w rękopisie Mozarta?
JERZY MAKSYMIUK: – Tak, pojechałem do Grünstadt, do Niemiec, bo nie byłem pewny, czy Mozart napisał w jednym miejscu dwa forte czy forte – bardzo głośno czy głośno. Niekiedy jadę kawał drogi, żeby sprawdzić,
jakie wartości nut są w rękopisie, bo dla mnie najważniejsza jest muzyka i to, co z nią związane. Kiedyś, gdy miałem wystawić operę Mozarta Don Giovanni, solista mający śpiewać jedną arię przyjechał ze Szwajcarii tylko po to, by zaśpiewać ją przede mną, żebym zaakceptował tempo wykonania. Jechał z tak daleka, a śpiewał tylko przez trzy minuty! Podobne doświadczenie miałem w Szkocji, gdy tam nagrywałem płytę. Przyjechał do mnie z Londynu producent programu telewizyjnego – przyjechał na 15 minut. Zapytałem go potem, dlaczego przyjechał z tak daleka na kwadrans. Odpowiedział: „To mi wystarczy, żeby zobaczyć pański temperament, na to nie trzeba wiele czasu”. Wystarczy takie 15 minut, żeby wiedzieć o drugim człowieku, co potrzeba. Nie wszystko, ale to wystarczy. I ja takie spotkania, takie kwadranse zbieram. Bo generalnie życie codzienne jest takie samo, dzień jak co dzień, ale nagle zdarza się coś, co zmienia nas, co pozwala na jakieś sprawy spojrzeć inaczej.

Ważne są właśnie takie kwadranse?
– Mnie nie interesuje dzień jak co dzień, choć w tych zwykłych dniach padają różne zdania, które niezwykle cenię. Pewnego razu na próbie grał pianista, bardzo zdolny, ale utwór był trudny i on nie mógł wygrać nut jak potrzeba. I na swoje wytłumaczenie powiedział tak: „To nie Carnegie Hall”. To zdanie pamiętam do tej pory, bo co ono znaczy? Pianista robił błędy, ale sądził, że to dopuszczalne, bo przecież przygotowywany był spektakl na warszawską scenę, a nie do londyńskiej Covent Garden, nie do Carnegie Hall w Nowym Jorku. Powiedział innymi słowy: proszę dostosować swoje wymagania do naszych możliwości. On nie mógł więcej, bo nikt nie może więcej. Tak jest u nas, tak jest w Hiszpanii, we Francji. Tylko w jednym kraju muzycy mogą więcej: w Anglii.

No właśnie, Anglia. W Polsce był Pan już sławnym człowiekiem, gdy przeniósł się Pan do Ang[-]lii. Co znaczyła dla Pana ta podróż?
– Zawsze byłem bardzo uparty, po ojcu, więc doprowadziłem Polską Orkiestrę Kameralną do światowego
poziomu. To była mała orkiestra. Zwykle dzieje się tak, że dyrygent zaczyna z małą orkiestrą, żeby dojść do dużej. U mnie było wszystko odwrotnie. Bo jestem inny, nie taki jak wszyscy, „jednorazowy” – jak mnie kiedyś nazwała pani dyrektor katowickiej filharmonii. W każdym razie chciałem osiągnąć najwyższy poziom. Nie tylko byliśmy zdolni, ale mieliśmy też szczęście, sukces, mnóstwo koncertów w ważnych miejscach. Anglicy się o tym dowiedzieli i zaangażowali mnie do BBC Scottish Symphony Orchestra. I znowu zdarzyło się coś niecodziennego, znowu taki niezwykły kwadrans. Spotkanie z szefem wytwórni EMI. W gabinetach szefów, w których ja wcześniej bywałem, był rozgardiasz, ludzie rozmawiali, kawę pili, a tu... cisza kompletna. Przez pięć minut nikt nie odezwał się słówkiem, wszyscy czekali, aż odezwie się szef. Chodziło o nagranie jakiegoś koncertu Bacha. Wymieniano dwóch solistów i zastanawiano się, czy oni się lubią. Tam zetknąłem się z innym porządkiem wszystkiego. Najbardziej niesamowitym dla mnie odkryciem było to, że orkiestra angielska od razu gra wszystko. Robi program w ciągu czterech godzin, na co w Hiszpanii orkiestry potrzebują dwa tygodnie. Znalazłem się
w innym świecie, angielskim świecie niezwykłej precyzji.

Jak Słowianin, w Grodnie urodzony, z duszą nieuporządkowaną, odnalazł się w tym poukładanym świecie?
– Matka mi powiedziała: „Jurek, słuchaj ludzi, a wszystkiego się nauczysz”. Ale ja lubię uczyć ludzi i przez to bardzo się narażam. A jak się odn...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI