Wciąż ten sam, choć inny

Na temat Ja i mój rozwój

Zmienić się na lepsze? Wydaje się, że nic prostszego. Nic bardziej mylnego. Zmiana siebie to nie przemeblowanie pokoju. Meble nie będą nam się przeciwstawiać, a nasze Ja tak - mówi Grażyna Wieczorkowska-Wierzbińska.

Dorota Krzemionka: – Jedyną rzeczą niezmienną w człowieku jest jego chęć zmieniania – twierdził Julio Cortazar. Chcemy zmieniać, ale zazwyczaj innych ludzi, nie siebie. Rodzice chcą zmienić dzieci, dzieci – rodziców, szefowie – podwładnych, podwładni – szefów.
Grażyna Wieczorkowska-Wierzbińska: – Wykładowcy narzekają na studentów, a studenci na wykładowców. Postulaty dotyczące zmiany zgłaszamy zazwyczaj wobec grupy obcej. Tak samo było u nas po 1989 roku. Wierzyliśmy, że zmieni się system, wszyscy będą lepiej pracować, ale my zostaniemy tacy sami, nas to nie dotyczy. Przed paru laty z grupą kilkunastu osób zwiedzałam Meksyk. Przejechaliśmy 4 tysiące kilometrów i nie było hotelu, w którym nie mielibyśmy pomysłu, jak można by go ulepszyć.

Dlaczego tak się dzieje?
– Jesteśmy zaprogramowani na zmienianie świata, nie siebie. Warunkiem koniecznym, choć niewystarczającym, zmiany siebie jest zdolność autorefleksji. Jak twierdzi Maria Jarymowicz, żeby przyjrzeć się sobie i dokonać autorefleksji, trzeba mieć różne mentalne umiejętności – zdolność decentracji, spojrzenia na siebie z perspektywy obserwatora, umieć zobaczyć siebie, jak mnie widzą inni. A na dodatek chcieć się sobie w ten sposób przyglądać. Często w ogóle tego nie robimy. Z mojej praktyki diagnostycznej wiem, jak trudno skłonić większość mężczyzn do analizowania siebie. Uważają oni, że przyglądanie się sobie jest czymś chorym. Inni zakładają, że emocje czy preferencje są tym, co ich definiuje, elementem ich tożsamości, odrzucają więc nawet myśl o ich zmianie. Wielu ludzi nie czyni siebie obiektem poznania. W efekcie wciąż popełniają te same błędy. Nienawidzą luster.

Być może boją się tego, co mogą w nich zobaczyć. Lustro bowiem, zgodnie z teorią Roberta Wicklunda, uzmysławia nam, jak niedoskonali jesteśmy. Postanawiamy więc zmienić się. A każde takie postanowienie, jak twierdzi Julius Kuhl, niemiecki psycholog, może nas unieszczęśliwiać. Może?
– Tak, bowiem to oznacza, że coś nam się w sobie nie podoba. Pojawiają się negatywne emocje, specyficzne, bo ich obiektem jest własna osoba. Takie emocje nazywamy endocentrycznymi, inaczej intrapunitywnymi – w odróżnieniu od emocji egzocentrycznych. Jeśli zdenerwuje nas szef, możemy zaatakować go lub wyjść z pokoju, oddalić się. Od siebie oddalić się nie możemy, jesteśmy z tymi emocjami 24 godziny na dobę. Ekstrapunitywne emocje – jak gniew – zazwyczaj powodują wzrost energii, intrapunitywne – jak wstyd lub poczucie winy – osłabiają nas i pożerają energię. Zwykle są słabe i nie uświadamiamy ich sobie, ale mogą wywoływać przewlekły stres. Niektórzy z nas potrafią każdą emocję egzocentryczną zmienić w endocentryczną. Przykładem może być Wojciech Mann, który na pytanie, co robi, gdy jest wkurzony, mówi: Nie rzucam sprzętami, nie awanturuję się. Raczej zamykam się w sobie. Jestem zły na siebie, że jestem zły.

Po co sobie tak dowalamy...
– Choć trudno to zrozumieć, część ludzi zachowuje się tak, jakby podświadomie szukali emocji negatywnych i stwarzali sytuacje zagrożenia dla samooceny. Na przykład odwlekają wykonanie zadania. Ignorują informacje o sukcesach, skupiając się wyłącznie na porażkach. Ja też należę do osób, które – gdy coś skończą, to przestają się tym interesować; zamiast czerpać satysfakcję z tego, co zrobiłam, myślę o tym, czego nie zrobiłam!

Można to jednak zmienić. Postanowić, że się zmienię, to nic trudnego. Wiem, bo jak Bridget Jones postanawiałam wiele razy. Wydaje się nam, że siebie zmienić łatwiej niż kogoś innego...
– To iluzja, której ulegamy z kilku powodów. Po pierwsze, aby kogoś zmieniać, trzeba wpierw dobrze go poznać, a nam się wydaje, że siebie znamy lepiej niż kogokolwiek innego. Działa tu zasada uprzywilejowanego dostępu. To prawda, mamy non stop dostęp do własnych stanów wewnętrznych, myśli i uczuć, ale zarazem nieświadomi jesteśmy wielu mechanizmów, które rządzą naszymi reakcjami, chronią samoocenę, ale sprawiają, że mamy bardzo zniekształcony obraz siebie.

I wierzymy, że jesteśmy lepsi niż inni, co więc mielibyśmy w sobie zmieniać?...
– Nie zawsze tak jest. Pojawiają się dwie skrajności: albo zbytnio przeceniamy siebie (jestem chodzącym ideałem), albo deprecjonujemy siebie (jestem beznadziejna). Nasz psychiczny układ odpornościowy musi znaleźć taką interpretację, która pozwoli nam poczuć się wystarczająco dobrze, by poradzić sobie z sytuacją, i wystarczająco źle, by chcieć ją zmienić. Tu pojawia się druga iluzja. Wydaje nam się, że jeśli ten, kto wprowadza zmiany, i t...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI