W poszukiwaniu sprężystości

Na temat Ja i mój rozwój

Od małego jesteśmy przyzwyczajani do tego, że bolesne doświadczenia usprawiedliwiają nasze niedociągnięcia czy słabości, zwalniają nas z odpowiedzialności. Zamiast tego w dzieciach powinno się wykształcać sprężystość emocjonalną - dzięki niej łatwiej będą radziły sobie ze stresem i trudnymi chwilami - przekonuje profesor Jacek Bomba.

PAULINA PAJĄK: – Kiedy myślę o sile wewnętrznej, to mam przed oczami znane mi osoby: wychowanka domu dziecka, który jako dorosły współtworzy szczęśliwą rodzinę, czy mamę osoby zmagającej się z poważnymi problemami psychicznymi, która zachowała w sobie życzliwość i ciepło. Czy można powiedzieć, że te osoby posiadają siłę wewnętrzną?
JACEK BOMBA: – Według mnie siła wewnętrzna ujawnia się w sytuacji, w której człowiek może zmierzyć się z tym, co w nim samym jest nie w porządku. Innymi słowy, jest w stanie udźwignąć to, że nie jest najmądrzejszy, najpiękniejszy czy najlepszy. Jestem jednak przeciwnikiem terminu siła wewnętrzna, ponieważ uważam, że kiedy potocznie mówi się o sile, to ma się na myśli kogoś, kto się rozpycha i uderzy, dążąc do zapewnienia przetrwania sobie, swojej rodzinie i genomowi – mamy tu zatem wpływ darwinizmu.
Natomiast osoby, o których pani wspomina, znalazły się w bardzo trudnej sytuacji, a jednak zachowały ciepło, wytrwałość, zrozumienie. Jest to niezgodne z wiedzą potoczną – spodziewamy się raczej, że będą okaleczone. Jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że doświadczenia bolesne, takie jak pobyt w domu dziecka, choroba psychiczna w rodzinie czy utrata rodziców, usprawiedliwiają nasze niedociągnięcia czy słabości. Takie myślenie jest powszechne w codziennym życiu i wynika z tego, że jeśli jesteśmy z czegoś niezadowoleni, to sami chętnie uciekamy od odpowiedzialności
– i lokujemy ją na zewnątrz. „Winny” jest zatem dziadek, matka, komunizm, wojna czy kryzys ekonomiczny. A gdyby nie ten „winny” – zdobylibyśmy wszystko. Unikamy w ten sposób dyskomfortu złego zdania o sobie, poczucia winy czy wyrzutów sumienia. Co więcej, czujemy się usprawiedliwieni.
A przecież nasza historia i kultura pełne są przykładów tego, że przez trudne sytuacje można przejść zwycięsko – od Heraklesa, poprzez Mojżesza na pustyni, po Hioba. Popularne przysłowie mówi, że „cierpienie uszlachetnia”, a za tym idzie cała romantyczna tradycja, w której jesteśmy wychowywani: cierpienie i przeciwności losu są źródłem twórczości. Gdyby Maryla Wereszczakówna odwzajemniła uczucie Mickiewicza, to nie mielibyśmy narodowego poety, ale przecież z jakiegoś powodu nikt nie chce być niekochany!

Wspomniał Pan przysłowie, do którego odwołali się zarówno Józef Tischner, jak i Barbara Skarga, kiedy mierzyli się z poważną chorobą. Wyszli z tej próby bardzo godnie, mówiąc jednak, że cierpienie nie uszlachetnia.
– Ależ ja również się z tym zgadzam! Tyle tylko, że nie ma tutaj prostej zależności. Cierpienie przede wszystkim człowieka upokarza. Utrata sprawności
– taka, gdy człowiek z powodu parkinsonizmu nie jest w stanie zapiąć guzika – i ograniczenia narzucone z zewnątrz zawsze godzą w podstawowy wymiar, jakim jest ludzka godność.

Koncepcja resilience stara się wyjaśnić fenomen osób, które pomimo choroby, niekorzystnych warunków życia czy przeciwności losu dobrze radzą sobie w życiu. Na czym ona polega?
– Termin resilience, czyli „sprężystość emocjonalna”, pochodzi stąd, że człowiek sprężysty może się ugiąć pod naciskiem sytuacji trudnej, a potem znów powstać, a nawet rozwinąć się. To obrazowo pokazuje, że nie chodzi o jakiś mój statyczny zasób, taki jak cechy charakteru, ale o sposób, w jaki zachowuję się w sytuacji trudnej. Ten sposób zaś oczywiście zależy również od zasobów, jakimi dysponuję, będąc w opresji. Sprężystość emocjonalna jest zatem czymś więcej niż siła wewnętrzna.

Czy fenomen pozytywnej adaptacji dzieci i młodzieży narażonych na sytuacje trudne, czy wręcz traumatyczne, ma również biologiczne podstawy?
– Sprężystość emocjonalna zależy od interakcji między wyposażeniem genetycznym a okolicznościami, które ekspresję pewnych genów ułatwiają. Cokolwiek przeżyjemy – w naszym mózgu syntetyzuje się białko, które tworzy synapsę. Bez tego procesu nie może zajść ani zapamiętywanie, ani nawet skojarzenie – poza świadomością – emocji z bodźcem. Geny warunkują aktywność enzymów, które te białka syntetyzują. Dlatego oddziaływanie środowiska na nic się nie przyda, jeżeli nie ma genu – dziecko może być otoczone staranną opieką, nie wywoła to jednak oczekiwanych skutków, jeśli ono nie ma specyficznej konstelacji genów. Problem polega na tym, że pomimo ogromnej wiedzy z zakresu genetyki, nie wiemy, jakie to geny. W dodatku większość badań koncentruje się na genach odpowiadających za metabolizm neurotransmiterów. Teorie neurotransmisji dominują w badaniach nad powstawaniem zaburzeń psychicznych, a tutaj potrzebne byłyby badania genów, odpowiedzialnych za budowę synaps.
To zjawisko bardzo złożone: mamy bliżej nieokreśloną masę genów, które siedzą w chromosomach i wiszą w mitochondriach – trochę od ojca i trochę od matki. Większość z nich jest – pewnie na szczęście – niewykorzystana, ale i tak wiele z nich stanowi tło. Mamy zatem akompaniament tej szczególnej orkiestry, który usprawnia lub hamuje działanie zespołu genów, który miałby odpowiadać za budowę synaps.

W jaki sposób te genetyczne czynniki oddziałują na sprężystość?
– Mniej więcej od 10 lat są tak zwane...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI