Uwaga na wnuczka

Na temat manipulacja

Metoda „na wnuczka” wciąż zbiera żniwo. Choć większość już o niej słyszała, to kolejne osoby padają jej ofiarą. Ostatnio w ten sposób oszczędności życia stracił emerytowany ksiądz z Torunia - zadzwoniła do niego kobieta, podając się za... jego wnuczkę. Dlaczego dał się nabrać? Jak działa ta metoda?

W czerwcu tego roku u 82-letniej mieszkanki Tomaszowa zadzwonił telefon. Podniosła słuchawkę. Ktoś przedstawił się jako jej syn. Właśnie spowodowałem wypadek samochodowy – szlochał. – Potrzebuję 25 tysięcy złotych na kaucję, inaczej pójdę siedzieć. Staruszka przejęła się, nie miała jednak w domu całej kwoty. Zadzwoniła więc do zięcia, a ten przytomnie skontaktował się z policją. Oszusta ujęto. Mieszkanka Tomaszowa cudem nie stała się kolejną ofiarą metody „na wnuczka”. Tysiące ludzi, głównie w podeszłym wieku, nie miało takiego szczęścia. Przez „wnuczka” stracili nierzadko dorobek swego życia. Łączna kwota skradzionych w ten sposób pieniędzy przekracza 60 milionów złotych – to dziesiąta część sumy, jaką rząd przeznaczy w tym roku na dożywianie dzieci i ludzi najuboższych, budżet roczny ok. 20-tysięcznego miasta (np. Łańcuta).
Jak działa ta metoda manipulacji? Dlaczego jest tak skuteczna?

Ofiara się zdradza

Najczęściej zaczyna się tak, jak w przytoczonej historii. Do starszej osoby ktoś dzwoni i przedstawia się jako jej wnuczek lub osoba z najbliższej rodziny.
Numer telefonu bierze z książki telefonicznej lub innych ogólnodostępnych baz danych. Wybiera osoby, których imiona są charakterystyczne dla starszych pokoleń, takie jak Henryk czy Stefania. Kluczowe znaczenie ma pierwsze kilkanaście sekund rozmowy, podczas których ofiara identyfikuje nieznajomego jako kogoś bliskiego i „połyka haczyk”.
W jaki sposób oszuści zyskują wiedzę, dzięki której mogą podszyć się pod rodzinę? Przerażające, ale ofiary same ją wyjawiają. Początkowo rozmowa przypomina chaotyczną próbę nawiązania kontaktu – babcia lub dziadek słyszą w słuchawce zrozpaczony głos młodej osoby. Czasem zaczyna się pytaniem: „zgadnij, kto dzwoni?” albo rozmówca wprost zwraca się: „mamuśka”, „babciu!”. I to zwykle wystarcza, by seniorka sama wypowiedziała imię kogoś z rodziny.
Co ważne, oszust nie pozostawia ofierze zbyt wiele czasu na myślenie. Sprytnie kieruje jej uwagę na to, co się właśnie zdarzyło – groźny wypadek, groźba więzienia albo umykająca sprzed nosa „transakcja życia”. I podsuwa „jedyne możliwe” w tej sytuacji rozwiązanie problemu... czyli pożyczenie znacznej kwoty pieniędzy.
Czasami po przedstawieniu prośby wnuczek rozłącza się, a po chwili oddzwania i informuje, że sam nie jest w stanie odebrać pieniędzy, dlatego zamiast niego po pieniądze zgłosi się kolega. I choć niekiedy „kolega” słabo mówi po polsku, ofiary przekazują mu oszczędności życia. Na domiar złego oszustwo rzadko od razu wychodzi na jaw. Zazwyczaj babcia czy dziadek nie dopytują rzekomego wnuczka o szczegóły zdarzenia, zdając sobie sprawę z powagi sytuacji, w jakiej się znalazł. A kiedy w końcu podstęp zostaje odkryty, zwykle jest za późno, by trafić na ślad złodziei.
Niekiedy okoliczności kradzieży wydają się tak absurdalne, że aż trudno wyobrazić sobie, jak do niej doszło. Znany jest przypadek obrabowania 82-letniego księdza. Młoda kobieta ukradła mu 50 tysięcy złotych, podając się za jego... wnuczkę. Jak to możliwe? Dlaczego ofiary nie nabierają podejrzeń? Badania psychologiczne pozwalają zrozumieć, dlaczego metoda „na wnuczka” jest tak s...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI