Ukradziony spokój

Na temat Ja i mój rozwój

Aby uwolnić się od lęku, potrzebujemy dowiedzieć się, kim naprawdę jesteśmy. A to może stać się w ciszy i spokoju. Choć za jednym i drugim bezbrzeżnie tęsknimy, jednocześnie robimy wszystko, aby ich uniknąć. Pomagają nam w tym smartfony, komputery, Facebook, telewizja, głośna muzyka, nowe wyzwania, zadania i plany. Uciekamy w nie, bo słusznie podejrzewamy, że cisza i spokój obnażą pustkę i bezsens naszej gry w narcystycznym spektaklu.

Depresyjny niedowiarek i malkontent za radą przyjaciół – ufających, że majestat, cisza i piękno gór uzdrowią jego chorą duszę – udał się na samotną górską wędrówkę. Oczywiście nic mu się nie podobało. Utyskiwał, że droga wyboista, że ciągle pod górę, że zmęczenie, że za wysoko, że niebezpiecznie, że za cicho, samotnie i nudno. Oddał się więc przyjemności myślenia o tym, jak po powrocie wygarnie przyjaciołom, co za głupi mieli pomysł. Nim tak się stało, potknął się, zachwiał i niechybnie spadłby w przepaść, gdyby nie krucha roślinka, której uchwycił się w ostatniej chwili. Widząc, że długo nie utrzyma jego ciężaru, po raz pierwszy w życiu zwrócił się do Boga: „Boże, uratuj mnie, uratuj!”. Bóg odpowiedział mu: „Chętnie, ale jestem bezradny, bo we mnie nie wierzysz”. Malkontent w krzyk: „Wierzę! I zawsze będę wierzył, tylko mnie uratuj”. Na co Bóg z ulgą: „Skoro tak, to nie ma problemu. Jeśli we mnie naprawdę uwierzyłeś, możesz się puścić”.

Wielki didżej

Oto prawdziwa próba odwagi, determinacji i charakteru – jak pokazuje w swojej opowieści Anthony de Mello, hinduski jezuita. Oto droga prowadząca ku sobie: wiedzie ona nie przez kontrolę, walkę i bunt, lecz przez poddanie się i zgodę na to, by porwał nas strumień życia. Stąd płynie spokój i pogoda ducha – z głębokiego poczucia, że wszystko, co się dzieje w naszym życiu, jest dokładnie takie, jakie powinno być. Że skoro się dzieje, to widać ma się dziać.

Pracuję od lat z ludźmi nad ich problemami i widzę, że trudne momenty, kryzysy, nawet te, które uznają za nieszczęścia, z czasem wpisują się w twórczy proces samopoznania i samowyzwolenia. Pogoda ducha to wewnętrzna zgoda na siebie prawdziwego i na swoje życie takie, jakim ono jest. Spokój i pogoda ducha przychodzą, gdy uświadamiamy sobie, że w istocie nie musimy się starać, by cokolwiek zmieniać. Samo życie jest nieustającą zmianą. Jest jak czarodziejski superzmieniacz płyt na niekończącej się imprezie. Zmienia nam nastroje, melodie, okoliczności i ludzi obok nas, zmienia pory dnia i roku, pory życia.

Oblicze Facebooka

Gdy w pogoni za sukcesem i statusem próbujemy poddać swoje życie egoistycznej nad-kontroli, tracimy spokój i pogodę ducha. Wcześniej czy później (raczej wcześniej) dopada nas poczucie bezsensu i wewnętrznej pustki, a zarazem – paradoksalnie – przepełnia nas lęk, rozpacz lub złość. Gonitwa chaotycznych myśli i skrajnych emocji sprawia, że narasta stres. W pośpiechu gubimy priorytety i kierunek. Rośnie bezmiar niezałatwionych spraw, który wikła naszą uwagę i energię w to, co było.

Chcielibyśmy więc uciec przed przeszłością, ale nie bardzo mamy gdzie, bo przyszłość też nie rysuje się różowo. Wyobrażamy sobie bolesne następstwa naszych zaniedbań i uchybień. Żyjemy w torturze wiecznie napiętego ciała, które nie odróżnia realnego zagrożenia od wytworów umysłu. Szukamy ucieczki w alkoholowych odlotach albo podążając za syrenim zewem materialnego i wizerunkowego sukcesu. Gorączkowo próbujemy zaspokajać nasze neurotyczne pseudopotrzeby – w nadziei, że znieczulimy ból egzystencji. Daremnie.

POLECAMY

Większość ludzi sukcesu, których spotykam, skarży się na objawy depresji, lęku i poczucia bezsensu. Ich biografie potwierdzają, że droga do materialno-wizerunkowego sukcesu prawie zawsze okupiona jest jakimś nieszczęściem. Nic dziwnego, że taki sukces, gdy zostanie osiągnięty, często rozczarowuje. Rezultat okazuje się niewspółmierny do skali poświęceń.

W pogoni za nim bezwiednie zamieniamy to, co trwałe i bezcenne: przyjaźnie, miłości, wartości, czas i obecność, na to, co nietrwałe i podatne na bankructwo. W efekcie wielu z nas żyje w lęku przed utratą tak zdefiniowanego dorobku życia. To podskórne poczucie zagrożenia prowadzi do depresji, lęku i wypalenia – i to w czasach, gdy żyje nam się z pozoru zasobniej i spokojniej. Paradoksalnie, gdy bieda i upokorzenie podzielone były równo między wszystkich, mniej było stresu, napięcia, pośpiechu i frustracji.Nie było się z kim porównywać, komu zazdrościć ani z kim rywalizować.

A dziś mamy Facebook. Wyniki badań pokazują, że w krajach, gdzie stał się on popularny, rosną wskaźniki depresji. Najbardziej bowiem aktywni na portalu są ludzie, którzy chcą i mają czym się pochwalić, wrzucają tam zdjęcia nowych domów, samochodów i najlepszych chwil życia....

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI