Syrakuzy Iwaszkiewicza

inne I

Podróż jest jak „położenie dłoni na dwóch skrzydłach rzeczywistosści”: na tym, co wozimy wszędzie ze sobą jako nasz świat wewnętrzny, i na tym, co odkrywa przed nami droga. Potem wystarczy patrzeć, „jak się te dwie rzeczywistości przeplatają”.

Panny z Wilka – tajemnicze opowiadanie Iwaszkiewicza o śmierci i życiu – przeczytałam pierwszy raz wiele lat temu, w tym samym mniej więcej czasie, kiedy obejrzałam film Wajdy. Jednak co było najpierw, a co potem, tego już nie pamiętam – obraz i tekst zrosły się we mnie tak ściśle, że jedno bez drugiego nie istnieje: pięć kobiet z Wilka i ta szósta, nieżywa, noszą twarze Anny Seniuk, Mai Komorowskiej, Stanisławy Celińskiej, Krystyny Zachwatowicz i Christine Pascal, jak antyczne maski. Zapamiętałam natomiast tajemniczą inskrypcję, która kończyła tekst Iwaszkiewicza wtedy przeze mnie czytany: „Syrakuzy, kwiecień 1932”.

Syrakuzy... Dlaczego? To słowo zapadło we mnie, choć z pozoru o nim zapomniałam. Wypłynęło dopiero niedawno – w pensjonacie na przedmieściach Taorminy. Na horyzoncie dymiła Etna – to mitologiczny olbrzym Tyfon, przerażający syn Gai i Tartara, wzdychał ciężko spod góry, którą przywalił go Zeus; pragnął uwolnienia. W cytrynowym gaju na wyciągnięcie ręki dokazywały rozćwierkane wróble, kosy i jaskółki. Płynęła, szemrząc, słoniowoszara rzeka Alkantara. Elżbieta miała ze sobą Iwaszkiewicza Książkę o Sycylii – egzemplarz profesora Rysia Przybylskiego, wydanie pierwsze z 1956 roku, z jego notatkami – i w ciepły dzień czerwcowy nad Morzem Jońskim czytała mi z niej o Syrakuzach. O Syrakuzach, czyli o Pannach z Wilka i Karolu Szymanowskim.
Osobliwa jest ta książka Dziadziusia (tak czule nazywa Iwaszkiewicza profesor Przybylski) – nieśpieszna i jak stare serce pojemna. Pełna sztuki greckiej, kwiatów Południa, muzyki Szymanowskiego, smutku i miłości; jest w niej również zaskakująco wiele Polski. Obejmuje wszystkie podróże Iwaszkiewicza na Sycylię od lat 30. do 50., dotykając nieraz po wielekroć tych samych miejsc – jak fala, która głaszcze morski brzeg. Pisana w kilku podejściach, sztukowana fragmentami listów, wierszy i notatek, a wszystko zrobione tak, że nie widać szwów – warstwy wspomnień i uczuć stapiają się tu w całość, której formę stanowi sam ogromny, przestronny Iwaszkiewicz.

***

Na Sycylię przywiódł go Szymanowski – „dziwny, wielki artysta” i daleki krewny, przed którym ostrzegały Jarosława ciotki, obawiając się uwiedzenia. To Szymanowski w czasie pierwszej wojny światowej opowiadał zasłuchanemu w „Maski”, „Mity” i „Metopy” kuzynowi z Kalnika urzekające historie o dalekiej wyspie, która oczarowała młodego Iwaszkiewicza na równi z Karolem i jego muzyką. Do Syrakuz przyjechał więc śladem dawnego kochanka i mentora, a właściwie przyjechał tu do niego, Sycylia jest bowiem dla Iwaszkiewicza wyspą Szymanowskiego, jego drugim domem i duchową własnością. Tutaj umieścił Szymanowski (wraz z Iwaszkiewiczem ja...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI