Symbiotycznie połączeni

Rodzina i związki Praktycznie

Bycie od kogoś zależnym i bycie autonomicznym to dwie strony medalu, dwa końce kija. Całkowita niezależność niestety zwykle wiąże się z pustką i samotnością. Istnieje też patologiczna zależność. Na przykład od życiowego partnera.

Gdy mąż zagroził Aleksandrze rozwodem, postanowiła poszukać pomocy u terapeuty. Panicznie bała się porzucenia. Trzydziestosześcioletnia mama dwójki dzieci do tej pory zajmowała się przede wszystkim domem. Nie miała wielu przyjaciół, w ciągu dnia spotykała się jedynie z matką i starszą siostrą. Kiedy wieczorem mąż wracał z pracy, Aleksandra spędzała z nim każdą chwilę. Gdy między małżonkami pojawiała się sporna kwestia, od razu stawała się potulna. Ustępowała, pozwalała mężowi przejąć inicjatywę, podejmować wszelkie decyzje.

Takie jej zachowanie nie uszczęśliwiało męża. Czuł się obarczony odpowiedzialnością za całą rodzinę, za każdy aspekt wspólnego życia. To, że potulna żona „starała się go zagłaskać na śmierć”, wcale mu nie pomagało. Zasugerował jej, by poszła na kurs, podniosła swoje kwalifikacje, znalazła coś, w czym mogłaby się spełniać. Czuł, że w przeciwnym razie nie zniesie już ich relacji.

Chcę być przy tobie

Słownik języka polskiego podaje, że określenia zależny(a) używa się, by opisać zjawisko lub sytuację „występującą pod pewnymi warunkami” albo „pod czyjąś władzą
lub dużym wpływem”. Wyraz zależny(a) można również zastąpić innymi określeniami: uwarunkowany, uzależniony, niesamodzielny.

Z kolei czasownik zależeć oznacza zarówno „być uwarunkowanym czymś”, jak i „potrzebować, pragnąć”. Gdy zatem mówimy: „Zależy mi na tobie”, wyrażamy z jednej strony więź z odbiorcą komunikatu, pewnego rodzaju podporządkowanie, ale także pragnienie, by być blisko niego.

Osoba uzależniona od partnera lub kogoś innego pozostaje z nim w silnym związku i potrzebuje z jego strony nieustannego wsparcia, rad i aprobaty. Jeśli potrzeba zależności przyjmie patologiczną formę, mówimy o osobowości zależnej, osobowości symbiotycznej. Stephen M. Johnson, amerykański filozof i psychoterapeuta, pisze w swojej książce (pt. Osobowość symbiotyczna), że mamy z nią do czynienia, gdy granica między „ja” a obiektem przywiązania ulegnie zatarciu, gdy tożsamość osoby pragnącej ciągłego oparcia w innym człowieku „przesiąka” opiekunem.

Człowiek o osobowości symbiotycznej podobnie jak Aleksandra kurczowo trzyma się osoby, która otacza go nieustanną opieką, podporządkowuje się wszystkim jej życzeniom, chcąc zapobiec w ten sposób porzuceniu. W głębi duszy takie osoby uważają się za bezradne, głupie i niezdolne do samodzielności. Co więcej, towarzyszy im ciągły lęk, że zostaną przez swojego „opiekuna” opuszczone. A w sytuacji, gdy obawa ta wydaje się bardziej realna, zamykają się w sobie, ogarnia je przygnębienie i napięcie, a ich samoocena dramatycznie spada. Osoby z osobowością zależną mówią: „Zależy mi na tobie”, a tak naprawdę krzyczą: „Bez ciebie zginę!”.

Nadopiekuńczy rodzice

Robert F. Bornstein, profesor psychologii z Gettysburg College, autor książki The Dependent Personality, główną rolę w rozwoju osobowości zależnej przypisuje nadopiekuńczości i nadmiernej troskliwości rodziców, zaspokajaniu przez nich wszelkich potrzeb dziecka i aktywnemu zniechęcaniu go do samodzielności. Podczas pierwszych kilku miesięcy życia dziecko przywiązuje się do osób, które dostarczają mu jedzenie i usuwają źródła niemiłych doznań. Jeśli opieka sprawowana jest prawidłowo, między dzieckiem a opiekunami rodzi się więź, której podstawą jest zaufanie. W dziecku rozwija się też przekonanie, że świat jest bezpiecznym miejscem, które zaspokaja jego podstawowe potrzeby – także emocjonalne. Potem, gdy...

Ten artykuł jest dostępny tylko dla zarejestrowanych użytkowników.

Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się.

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI