Skąd wiemy, co jest dobre

Ja i mój rozwój Praktycznie

Jak postąpić? Co wybrać? Co jest dobre, a co złe? Nieraz zadajemy sobie podobne pytania. Staramy się nie działać pochopnie. Długo zastanawiamy się, ważymy alternatywy. Jesteśmy przekonani, że wybieramy to, co dobre i właściwe. Czy na pewno?

Codziennie stajemy przed wieloma dylematami: powiedzieć partnerowi o zdradzie czy zachować to w tajemnicy? Ściągnąć na egzaminie czy uczciwie wypełniać test? Stanąć w obronie koleżanki, niesprawiedliwie atakowanej przez szefa, czy udać, że tego nie widzimy? Zatrudnić Jana Kowalskiego czy Abdula Haschemidabdula, który ma nieco większe kompetencje? Dać zaliczenie studentce, która ma kłopoty rodzinne, czy potraktować ją zgodnie z regulaminem? Wyjechać na emigrację w nadziei na lepsze zarobki czy zostać w kraju? Z jednej strony troska, współczucie i lojalność, z drugiej – sprawiedliwość, wolność. Która wartość zwycięży? Niebo gwiaździste nade mną, prawo moralne we mnie – ta najsłynniejsza bodaj sentencja Immanuela Kanta mówi, że w ocenie moralnej sami musimy rozstrzygać, co dobre, co złe.
Cokolwiek wybierzemy, będzie dobre. Naszym zdaniem. Jesteśmy przecież prawi, uczciwi i cnotliwi. A im bardziej tkwimy w tym poczuciu, tym bardziej czujemy się upoważnieni, by oceniać innych, jakże często krytycznie.

Dzieło szatanów czy bogów?
Z ocenami moralnymi wiąże się niemały paradoks. Odgrywają wielką rolę, są najważniejszą przesłanką naszego stosunku do drugiego człowieka, znacznie ważniejszą niż przymioty jego intelektu czy osiągnięcia. Na co dzień wyznaczają, z kim przestajemy, od kogo stronimy, a w sytuacjach krańcowych mogą decydować o życiu lub śmierci ocenianej osoby. Chciałoby się, by były bezsporne, zasadne, oparte na obiektywnych i powszechnie akceptowanych kryteriach. Ale z tym jest problem. Przecież w ocenach moralnych zgody nie było, nie ma i zapewne nigdy nie będzie. Ludzkie kultury bowiem niezmiernie się różnią wyznawanymi wartościami i sposobami ich realizacji. Oto kobieta poszła sama do kina. Syn zwraca się do ojca po imieniu. Wdowa jada ryby trzy razy w tygodniu. Wszystkie te czyny są w naszej kulturze neutralne moralnie, ale dla Hindusów – jak dowodzi Jonathan Haidt, amerykański badacz moralności, autor książki Prawy umysł – pociągają negatywne oceny moralne.

Współcześni Europejczycy uważają, że pójście za głosem serca w wyborze partnera jest czymś pożądanym, zaś ofiarom gwałtu należy się moralne wsparcie. Pakistańscy mężczyźni co roku zabijają setki córek i sióstr, jeżeli te padły ofiarą gwałtu (!) albo wybrały męża, idąc za głosem serca, a nie za nakazem rodziny. Oba te zdarzenia wydają się im moralnie naganne, wstrętne i zasługujące na najwyższą karę. Karę dla kobiety rzecz jasna.

Nawet wewnątrz tej samej kultury różnimy się wartościami i interesami, a w konsekwencji ocenami moralnymi. Przeciwnicy zapłodnienia in vitro widzą w tej metodzie dzieło szatanów, „zabijających” niewykorzystane zarodki, zwolennicy zaś – dzieło bogów, pozwalających nam powołać człowieka do życia. Takie spory z lubością są wykorzystywane do moralnego pognębienia przeciwników politycznych. Pokazują zarazem, że problem tendencyjności ocen moralnych nie sprowadza się ani do relatywizmu moralnego (nigdy i nigdzie nie jest tak, że wszystko wolno), ani do samego zróżnicowania wartości wyznawanych przez grupy czy jednostki. Problem w tym, że oceny moralne są zawsze wytworem ludzkich umysłów – to, co dla nas jest moralne, dla kogoś innego może być obojętne lub naganne.

Mniejsze zło?
Moralność – podobnie jak język – stanowi zapewne biologiczną adaptację naszego gatunku. Powstała choćby po to, by wiązać ludzi. Każde społeczeństwo dysponuje jakimś systemem moralności, choć zarazem systemy te ogromnie różnią się treścią nakazów i zakazów etycznych, które kierują tak postępowaniem, jak i ocenami moralnymi. Jak są formułowane?
W drugiej połowie XX wieku psychologię moralności zdominowało podejście racjonalistyczne (nawiązujące do filozofii Immanuela Kanta). Zakłada ono, że oceny moralne mają charakter przemyślany i racjonalny, wymagają więc czasu, wysiłku, intencji oraz zdolności umysłowych. Czołowym zwolennikiem takiego podejścia był Lawrence Kohlberg, który badał rozwój moralny dzieci w zależności od rozwoju ich myślenia. Zakładał, że wydając oceny moralne, postępujemy niczym uczony poszukujący prawdy – jedna z jego wczesnych prac nosi znamienny tytuł „Dziecko jako filozof moralności”.

Opierając się na podobnym założeniu, również inni badacze stawiali ludzi w obliczu dylematów przeciwstawiających sobie różne przesłanki ocen moralnych, aby sprawdzić, na których z nich faktycznie opierają swe oceny. Oto jeden z takich dylematów. Wyobraź sobie, że wagon odczepił się od lokomotywy i stacza się szybko na pięciu robotników pracujących na torach. Z pewnością ich zabije. Stoisz przy zwrotnicy, za pomocą której możesz skierować rozpędzony wagon na inny tor, gdzie zginąłby tylko jeden pracujący tam robotnik. Stając przed takim wyborem, większość (85 proc.) ludzi uznaje za właściwe przełożenie zwrotnicy, wybiera mniejsze zło (lepiej, by zginęła jedna osoba zamiast pięciu). Kiedy jednak w innej wersji dylematu jedynym sposobem ocalenia pięciu robotników jest zepchnięcie z mostu jednego dużego mężczyzny, którego ciało zatrzyma wagon, tylko 12 proc. badanych zgadza się to zrobić. Choć z logicznego punktu widzenia oba dylematy są identyczne, to wybory, jakich dokonują ludzie – radykalnie odmienne. Dlaczego?

Z powodu emocji, które są znacznie silniejsze przy dylematach osobistych: zepchnięcie mężczyzny wydaje się bardziej odrażające niż przełożenie zwrotnicy. Co więcej, Joshua Greene z Uniwersytetu Harvarda wykazał za pomocą fMRI (jednej z technik neuroobrazowania), że rozważaniu dylematów osobistych towarzyszy silniejsza aktywizacja tych obszarów kory móz[-]gowej, które są zwykle zaangażowane w przetwarzanie silnie emocjonalnej informacji – chodzi o brzuszno-przyśrodkową część kory przedczołowej.

Moralne osłupienie
Gdyby nasze oceny moralne były racjonalne, to jak wyjaśnić fakt, że często nie potrafimy ich uzasadnić? Przyjrzyjmy się następującej historyjce: studenci Julia i Marek, rodzeństwo, podróżowali po Francji podczas letnich wakacji. Pewnego razu nocowali na odludziu w wynajętym domku nieopodal plaży. Doszli do wniosku, że przyjemnie byłoby uprawiać ze sobą seks – poszerzyłoby to zakres ich doświadczeń. Julia zażyła tabletki antykoncepcyjne, ale Marek na wszelki wypadek założył prezerwatywę. Przygoda sprawiła im przyjemność i jeszcze bardziej ich do siebie zbliżyła. Oboje zdecydowali jednak już tego nie powtarzać w przyszłości.

POLECAMY

Co o tym myślisz? Czy postąpili właściwie, uprawiając seks? W badaniach Jonathana Haidta większość uczestników bez wahania i namysłu stwierdziła, że Julia i Marek postąpili niewłaściwie, ale wszyscy mieli kłopot z uzasadnieniem swego potępienia. Wielu wskazywało na możliwość genetycznych powikłań. Kiedy zwracano im uwagę, że rodzeństwo zastosowało antykoncepcję, badani mówili o zgorszeniu innych. A kiedy przypominano, że nikt tego nie widział, mówili o możliwej traumie psychicznej bohaterów. Jakiej traumie, skoro stali się sobie bliżsi...

Po wyczerpaniu wszystkich prób racjonalnego objaśnienia swoich ocen, badani wpadali w tzw. osłupienie moralne. Po czym stwierdzali: „nie potrafię tego uzasadnić, ale czuję, że postąpili źle”. Mamy tu przykład intuicji moralnej – przeświadczenia, że coś jest dobre lub złe, przy czym pojawia się ono nagle i bez namysłu, jako oczywista prawda, którą „każdy” (podobny do mnie) widzi. Haidt w swoim intuicjonistycznym modelu ocen moralnych zakłada, ż...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI