Posłuszni bez przymusu

Ja i mój rozwój Laboratorium

W wielu oddziaływaniach społecznych nikt nas do niczego nie zmusza. Dobrowolnie podążamy we wskazanym kierunku.

Na każdym kroku widzimy przejawy wpływu społecznego. Bez większego problemu jesteśmy w stanie dostrzec jego efekty nie tylko w reklamie i polityce, ale także na co dzień – w szkole, pracy, rodzinie. Wiemy, że ten wpływ działa, ale, jak sądzimy, głównie na innych ludzi. Na nas mniej albo wcale. Jak wyjaśnić ten paradoks?

Są przynajmniej dwa tego powody. Pierwszy, to nasze „ja”. Z trudem dopuszczamy do świadomości, że możemy być ulegli, sterowani i manipulowani. Sądzimy, że jesteśmy niezależni, samosterowni i racjonalni. Wierzymy, że zazwyczaj wiemy, dlaczego robimy to, co robimy. Kupujemy to, co się nam podoba albo jest nam potrzebne. Przyłączamy się do grupy, bo podzielamy jej cele i wartości. Wspieramy te działania, które uznajemy za słuszne. Jeśli komuś dzieje się krzywda, to mu pomagamy. A jeśli nie pomagamy, to dlatego, że nic złego się nie dzieje. I nikt nas raczej nie skłoni do zachowań niezgodnych z naszymi zasadami, do poniżania innych lub wystawiania siebie na pośmiewisko.

Taki obraz własnej osoby chcemy zachować. Paradoksalnie, to dążenie czyni nas podatnymi na różne taktyki wpływu społecznego (czytaj „Co? Ja nie dam na dzieci?”, s. 50). Wiele danych wskazuje,...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI