Płynny świat

inne I

Wirtualna rzeczywistość to taka spauperyzowana metafizyka. Kiedyś człowiek posiadał - wirtualną rzecz jasna - duszę i dbał o jej potrzeby, dostarczając piękna i dobra. Teraz ma awatary i tyle tożsamości i profili, ile sobie winszuje - mówi Ignacy Karpowicz.

PIOTR BRYSACZ: – Ości kojarzą się z resztkami, pozostałościami po czymś, ale to także szkielet, konstrukcja, fundament, bez którego nie da się niczego zbudować. Czym są tytułowe ości w Twojej najnowszej powieści?
IGNACY KARPOWICZ:
– Jeden z bohaterów powieści, chyba Krzyś, mówi, że ości to nagie prawo każdego człowieka do bycia tym, kim chce być. Ości to także końcówka wielu słów. Ości wreszcie, przez to, że są elastyczniejsze od kości, w jakiś sposób lepiej dostosowują się do płynnej rzeczywistości.

Lepiej byłoby dla nas, uczestników tej „płynnej rzeczywistości”, gdybyśmy byli zbudowani z ości? Łatwiej by nam było?

– My już jesteśmy zbudowani inaczej niż na przykład pokolenie moich rodziców. Płynna współczesność to nie tylko plusy: łatwiej jest wybrać, kim chce się być, albo być tym, kim się jest. Płynna współczesność to także brak punktów stałych: etat, kariera, ubezpieczenie zdrowotne – to zaczyna coraz bardziej brzmieć jak bajka z poprzedniego świata. Płynny świat jest dużo bardziej wymagający od świata statycznego, ale też ma więcej do zaoferowania.
Czego od nas wymaga ten płynny świat?
– Chyba większej czujności i ostrożności. Ale też życia równocześnie na kilku poziomach. Młodzi ludzie równocześnie esemesują, grają w coś na tablecie, sprawdzają pocztę na laptopie, słuchają muzyki i oglądają film. Zdolność do obsługi takiej ilości ciągów informacji jest imponująca, choć przyznam, że mnie też przeraża.

Ale nie masz wyjścia, musisz się dostosować. Nie masz konta, nie robisz przelewów przez internet, nie masz poczty mailowej – nie ma cię, nie istniejesz...
– Człowiek zawsze musiał się dostosowywać. Człowiek jest plastyczny. Potrafi przetrwać głód, plagi i wojny, przetrwa pewnie i rzeczywistość cyfrową. Poza tym chciałbym zwrócić uwagę, że rozmawiamy sobie teraz z punktu widzenia sytej i starej Europy. Tymczasem większość ludzi żyje poza nią, poza Europą i współczesną technologią. Większość ludzi na Ziemi nie ma konta w banku i na Facebooku. Świat więc pędzi, jednak nie wszędzie i z różnymi prędkościami.

Człowiek zawsze musiał się dostosowywać, ale po raz pierwszy musi w wirtualnym świecie udowadniać, że istnieje... Owszem, nie wszyscy mają konta w banku, ale z Facebooka korzysta miliard osób. To jedna siódma mieszkańców Ziemi..
.
– Przyszło mi teraz do głowy, że wirtualna rzeczywistość to taka spauperyzowana metafizyka. Kiedyś człowiek posiadał – wirtualną rzecz jasna – duszę i dbał o jej potrzeby, dostarczając piękna i dobra. Teraz ma awatary i tyle tożsamości i profili, ile sobie winszuje.

Na portalach społecznościowych szuka metafizyki?
– Nie. Nie szuka, ale znajduje tam jakąś ubogą odmianę metafizyki. Coś, co nie jest materialne ani do końca uchwytne. Tak myślę, ale mogę się mylić.

Coś, co zastępuje mu religijne praktyki i rytuały, coś, co wymyka się racjonalności?
– Chyba tak. Coś co jest mną, a równocześnie mnie przekracza. Wynika ze mnie, jednak wynika też samo z siebie. Jakaś transgresja lub jej biedniejsza kuzynka.

Dlaczego nie wystarczają już „stare” rytuały i praktyki? Nie przystają do współczesnego świata? Zużyły się?
– To jest kłopot z tradycją i zmianą. Nie tak dawno kobiety nie miały prawa głosu w wyborach. Jeszcze w połowie XX wieku w wielu krajach samobójstwo było przestępstwem, to znaczy nieudane samobójstwo. W średniowieczu nieudane samobójstwo karano śmiercią. Czy powrót do tych obyczajó...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI