Opowieść Kłapouchego

Na temat Ja i mój rozwój

Przekonanie, że jestem fajtłapą, tworzy moją opowieść o świecie i o sobie. Jest jak filtr w okularach, który nie przepuszcza pastelowych barw. Jeśli coś mi się nie uda, to mam najlepszy dowód, że jestem do niczego, a jeśli jednak się uda, to uznaję, że to przypadek - mówi Bogdan de Barbaro.

Prof. dr hab. Bogdan de Barbaro jest psychiatrą i psychoterapeutą. Kieruje Zakładem Terapii Rodzin Katedry Psychiatrii Collegium Medicum UJ. Jest przewodniczącym Sekcji Naukowej Psychoterapii Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego.

Dorota Krzemionka: – Mogę budować chatkę na skraju lasu, ale i tak wiem, że wiatr mi ją przesunie – mówi Kłapouchy, jeden z bohaterów opowieści Alana Alexandra Milne’a. Osiołek mieszka w Ponurym Zakątku i spodziewa się najgorszego. Spotyka Pan zapewne takich Kłapouchych w swoim gabinecie. Skąd się bierze ich pesymistyczna opowieść?
Bogdan de Barbaro:
– Uogólnienia na temat tego, jakim się jest i będzie, powstają we wczesnym dzieciństwie. To efekty procesów wychowawczych, w których dziecko dostaje miłość uwarunkowaną wymaganiami i tych wymagań jest więcej niż miłości. Nieraz rodzice wyobrażają sobie, że krytykując dziecko, mobilizują je i sprawią, że stanie się lepsze: przyniesie lepsze oceny, będzie miało lepsze wyniki w sporcie, będzie mądrzejsze itp. Zapominają, że czymś innym jest krytykowanie dziecka za konkretne zachowanie, a czymś innym ogólna krytyka osoby. Takie uogólnienia sprawiają, że w umyśle i sercu dziecka pojawia się przekonanie: „Jestem nie taki jak trzeba, jestem nie w porządku”. A owo „jestem nie OK” jest także zapowiedzią: „będę nie OK”. Powstaje coś, co terapeuci narracyjni nazywają – za twórcą tego podejścia, Michaelem Whitem – negatywną ramą narracyjną.

Czym ona jest?
– Rama narracyjna to rodzaj okularów, przez które patrzymy na siebie, na świat, na to, co będzie jutro. I tworzy się coś w rodzaju autobiografii. Ta „opowieść” ma swój tytuł, swoje motto. Autobiografia, z którą ludzie trafiają do gabinetu terapeuty, ma na ogół tytuł pesymistyczny, autodeprecjonujący.

Na przykład: jestem beznadziejny, do niczego się nie nadaję…
– Za cokolwiek się wezmę – zepsuję, bo jestem fajtłapą. Takie przekazy, początkowo pochodzące na przykład od rodziców, zaczynają się utrwalać. Już nie są recenzją z ostatniej klasówki, z której dostałem dwóję, ale stają się przekonaniem, że jestem dwójarzem. Tymczasem, obiektywnie rzecz biorąc, między „dostałem dwóję” a „jestem dwójarzem” jest olbrzymia różnica.

A kolejna dwója tylko potwierdza przekonanie, że jestem dwójarzem.
– Mało tego, jeśli dostanę piątkę lub czwórkę, a wiem, że jestem dwójarzem, to powiem: „Trafiło się ślepej kurze ziarno”, „Nauczycielka się pomyliła”, albo: „Nieważne, co dostałem, bo następnym razem i tak będzie dwója” itd. A więc przekonanie, że jestem dwójarzem lub fajtłapą, ma moc redagującą albo organizującą moją opowieść o świecie. To przekonanie jest jak filtr w okularach, który nie przepuszcza pastelowych barw, tylko pozostawia odcienie szarobure. Dlatego jeśli coś mi się nie uda, to mam najlepszy dowód, że jestem do niczego, a jeśli jednak się uda, to uznaję, że to pomyłka, przypadek. Zdarzało mi się słyszeć, jak ktoś mówi: „Moje życie to pasmo dwój”, a zarazem kończył pisanie ciekawego doktoratu.

Czyli nawet gdy znajomi przekonują takiego Kłapouchego, że wiele osiągnął, i tak nie zmieni to jego emocji?
– Nie, ponieważ motto jego opowieści, wspomniana autodestruktywna rama narracyjna, pełni rolę cenzora i nie wpuszcza do historii życia niczego dobrego.

I nawet jeśli w życiu Kłapouchego zdarzy się coś szczęśliwego, jakaś kobieta go pokocha…
– To on będzie się zastanawiał: o co jej chodzi, co ona kombinuje?

Ślepa jest, nie widzi, jaki jestem?
– Albo, co gorsza, zacznie się zachowywać jak osoba niepewna siebie i podejrzliwa, czym skokowo obniży swą atrakcyjność i w efekcie powstanie samospełniająca się przepowiednia. Zamiast oczarować, uwieść partnerkę, będzie swym zachowaniem dowodził, że nie zasługuje na miłość. Niekiedy taka osoba może znaleźć opiekunkę, która się zajmie ofiarą, ale nie będzie to dobry związek, nie spełni wielu potrzeb. Co więcej, opiekunka podtrzyma go jedynie w roli ofiary, niepewnej siebie i potrzebującej pielęgniarki.

Kłapouchy narzeka na wszystko, ale w głębi duszy jest mądry i koleżeński.
– Ta postać budzi sympatię, bo w środku ma jakieś ciepło. Nie jestem jednak pewien, czy tak jest z ludźmi, którzy mają negatywną autonarrację. Przypuszczam, że przez swoją podejrzliwość nie dopuszczają do siebie innych ludzi i to ich ciepło jest głęboko schowane. Być może tak głęboko, że nawet oni nie mają z tym ciepłem kontaktu.

Przyłącz się do poszukiwania zaginionego krewnego lub znajomego, ale nie zdziw się, jeśli znowu nikt nie pofatyguje się powiedzieć ci, że odnalazł się przed dwoma dniami, które ty spędziłeś na poszukiwaniach – mówi zrezygnowany Kłapouchy.
– Uderza mnie wyraz „znowu” w tym zdaniu. Bohater jest zanurzony w pesymistycznej narracji, która zasysa tylko to, co pasuje do motta jego opowieści. Znowu, czyli jest tak źle, jak było. I będzie nadal źle. Mamy tu do czynienia ze sztywnością wzorca narracyjnego – i w efekcie ze sztywnością spojrzenia na świat i siebie. Optymalna, chyba najbardziej realistyczna narracja brzmi: „raz na wozie, raz pod wozem”. Bywa różnie. Ani przekonanie „jestem beznadziejny, nic mi się nie udaje”, ani opowieść: „jestem geniuszem, wszystko mi się uda” nie uwzględniają te...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI