Oni mówią, że ja jestem...

Ja i mój rozwój Laboratorium

Każdy jest panem swojego losu i wie, co jest dla niego w życiu ważne. Tyle teoria, bo w praktyce okazuje się, że więcej o nas wiedzą inni niż my sami. Co więcej, to spotykani przez nas „oni” decydują - czy nam się to podoba, czy nie - co jest dla nas ważne, czy zapalimy w życiu pierwszego papierosa i czy w przyszłości zostaniemy na przykład obrońcami praw mniejszości seksualnych. Bo to nie my sami, lecz zachowania innych i ich reakcje na nas decydują o tym, co uważamy za istotę naszej tożsamości.

Co jest w życiu ważne? O co dbają ludzie? Na czym im w życiu zależy? Oto fundamentalne pytania, z którymi nauki humanistyczne i społeczne zmagają się od swojego zarania. Odpowiedź na nie jest kluczem do zrozumienia ludzi, do zrozumienia ich preferencji i przywiązań, a w konsekwencji do przewidywania ich przyszłych zachowań oraz – jeśli ktoś byłby na tyle zuchwały – wpływania na nie. Niestety, póki co, znajdujemy się wciąż na początku drogi do rzetelnej, naukowej odpowiedzi na te egzystencjalne pytania, bowiem większość badaczy przyjęła mylne założenie na temat źródeł wiedzy o tym, co jest dla ludzi ważne.

Kto pyta, ten błądzi
Otóż większość z nich przyjęła, że aby się dowiedzieć, na czym ludziom zależy w życiu, wystarczy ich o to po prostu zapytać, bowiem to, co ludzie uważają za ważne, jest naprawdę ważne. Przy takim założeniu można by równie dobrze nie prowadzić żadnych badań i oprzeć się na własnych uprzedzeniach; co niektórzy robią. Tymczasem prawda jest taka, że ludzie nie wiedzą, co jest dla nich ważne z co najmniej dwóch powodów. Po pierwsze, jak wykazali Timothy Wilson i Richard Nisbett, nie mamy introspekcyjnego dostępu do procesu myślenia i podejmowania decyzji. Możemy co prawda zwerbalizować nasze myśli i decyzje, ale poza szczególnymi przypadkami czysto technicznych analiz, nie potrafimy powiedzieć niczego prawdziwego o tym, jak do nich doszliśmy. Naprawdę nie potrafimy. To, co zwykle bierzemy za opis naszego dochodzenia do decyzji, to nic więcej jak tylko racjonalizacje – takie sobie historyjki, którymi wprowadzamy rozsądek i ład w chaos pojawiających się „znikąd” myśli i decyzji.

Nie mając dostępu do procesu podejmowania decyzji, nie mamy też dostępu do informacji o powodach podjęcia takiej a nie innej decyzji. Oznacza to, że nie wiemy, co jest dla nas ważne. Po drugie, wartość różnych obiektów i rozwiązań zmienia się w zależności od kontekstu sytuacyjnego. Zapytany w I akcie Szekspirowski Ryszard III nie wymieniłby kwestii posiadania konia jako najważniejszej sprawy w życiu. Jednak w akcie V dobitnie deklaruje swoje preferencje, pada słynne „Konia! Konia! Królestwo za konia!”. Innymi słowy, to co mnie angażuje dziś, jutro mogę uważać za własny błąd.
Nie potrafimy zatem powiedzieć, do czego przywiązujemy wagę, co nas angażuje, co cenimy, a w najlepszym razie nasze odpowiedzi nie są w niczym lepsze od odpowiedzi postronnego obserwatora, przyglądającego się naszym zachowaniom. Ideę tę najpełniej wyraził Daryl Bem w swojej koncepcji autopercepcji postaw, w myśl której ludzie wnioskują o własnych postawach, upodobaniach i własnym zaangażowaniu na podstawie własnych zachowań. Jednak te odpowiedzi są raczej mało satysfakcjonujące, bo w istocie niczego nie wyjaśniają. Wygląda to mniej więcej tak: czytam książki, bo lubię czytać książki, bo czytałem książkę. Pomimo że odpowiedzi są mało satysfakcjonujące, wynika z nich jedna z najbardziej życiowych nauczek, jakie może zaproponować psychologia: między zerem a pierwszym razem jest różnica jakościowa, zaś pomiędzy kolejnymi razami – już tylko ilościowa. Innymi słowy, nic nas tak nie zmienia jak rozstrzygające myśli, uczucia i zachowania, w myśl których robimy coś pierwszy raz.

Jak ci grają, tak tańczysz
Ale dlaczego właściwie ktoś robi coś ten pierwszy raz? Dlaczego ustawia na półce pierwszy ekspo...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI