Odczep się od siebie, a świat cię przytuli

Na temat

Świat nie jest taki zły, świat nie jest wcale mdły, niech no tylko zakwitną jabłonie – pisała poetka z Saskiej Kępy. Niektórzy widzą świat jako groźny, nawet gdy kwitną jabłonie, innym wydaje się jasny, nawet gdy szaro.

Co zrobić, by dobrze się poczuć w swoim świecie? Jak sprawić, by inni czuli się z nami dobrze?
 

MAGDA BRZEZIŃSKA: Nie ma Pani wrażenia, że coraz trudniej o blok bez płotu? Podobno nawet 90 procent budynków deweloperskich strzegą ogrodzenia i kamery. Ogradzają się też mieszkańcy starych bloków...

ANNA SREBRNA: Można w tym dostrzec coś niepokojącego – coraz bardziej się alienujemy, odgradzamy od świata. Dzielimy świat na lepszy i gorszy, wprowadzamy rozróżnienie między tym, co moje, a co już nie.

POLECAMY

Jest w tym jakiś wyraz nieufności wobec obcych, których postrzegamy jako zagrażających. Ale można też w grodzeniu się zobaczyć coś pozytywnego – granice są potrzebne, byle były elastyczne. By była to postawa: owszem, jestem ogrodzona, ale to nie znaczy, że nikt nie może do mnie przyjść, że nie jestem otwarta na gości. Myślę, że każda sztywność w myśleniu i działaniu jest niebezpieczna. Im wyższe i solidniejsze mury stawiamy – metaforycznie i dosłownie – tym większe ryzyko, że napotkamy zagrażający, niebezpieczny świat. I w naszych relacjach będzie dominować nieufność, lęk.

A w dobrych relacjach ze światem – czy są jakieś płoty? Czy człowiek, który ufa światu, w ogóle się nie zamyka, nie ma żadnego ogrodzenia i furteczki?

Wręcz przeciwnie. Myślę, że ktoś, kto nie stawia żadnych granic, nie ma szansy na dobre relacje z innymi, bo dałby się „zajechać” – sobie i innym. Świat działa trochę tak, że jeśli nie ma jasnego komunikatu o granicy, to czemu nie wejść i nie wziąć? Sensowne granice – uważnie wyznaczane i na bieżąco oglądane, a nie wytyczone sztywno, raz na zawsze – pomagają uporządkować rzeczywistość i układać się światu z nami oraz nam ze światem. Ważne, by to grodzenie nie było przesadzone – ani za małe, ani za duże.

Czym dla Pani są dobre relacje ze światem? Co to takiego?

Moim pierwszym skojarzeniem jest myśl: co wewnątrz, to na zewnątrz. Jeżeli mamy dobrą relację ze sobą, to świat o tym wie i odpowiednio rezonuje. To działa na zasadzie sprzężenia zwrotnego – gdy mamy dobre relacje ze światem, a chwilowo jakoś nam jest źle ze sobą, to możemy skorzystać z zasobów zewnętrznych i relacji z innymi ludźmi. Świat przytuli. Z kolei jeśli dobrze jest nam ze sobą, to mamy do dania innym dużo dobrych rzeczy, które potem do nas wracają. Przy czym jeśli chcemy poprawić relacje ze światem, to zacząć trzeba od siebie, bo tylko siebie możemy zmieniać. Warto spojrzeć, co wnosimy do świata i jak sami go tworzymy. Przypomina mi się znaczący tytuł książki Wojciecha Eichelbergera – Pomóż sobie, daj światu odetchnąć. Często gdy przestajemy się kopać z samym sobą, to relacje z otoczeniem też na tym zyskują.

Jak sugerował zmarły niedawno profesor Wiktor Osiatyński: „wstań rano, spójrz w lustro, zrób przedziałek i odczep się od siebie”. Nie dokładajmy sobie. Jeśli źle myślimy o sobie, to i o świecie źle, i o tym, co nas może w nim spotkać.

Mamy wtedy do czynienia z tak zwaną triadą depresyjną, opisaną przez psychoterapeutów Aarona Becka i Alberta Ellisa. Negatywny obraz własnej osoby sprawia, że pojawiają się negatywne myśli na temat tego, czego doświadczamy aktualnie, a i w przyszłości niczego dobrego się nie spodziewamy. Nasze relacje z samym sobą przekładają się również na relacje z ludźmi i ze światem. Te trzy kręgi: Ja–Ja, Ja–Ty, Ja–świat zbudowane są w gruncie rzeczy z tej samej gliny. Jeśli relacja z samym sobą jest zakleszczona w dostrzeganiu tylko mankamentów i przewidywaniu najgorszego, to podobnie dzieje się w pozostałych kręgach.

Tam, gdzie jedni widzą wyłącznie braki, inni dostrzegają możliwości i szanse. Wydaje się, że zależy to od nadziei podstawowej, czyli przeświadczenia, że otacza nas sensowny i przychylny nam świat. Amerykański psychoanalityk Erik Erikson twierdził, że kształtuje się ona w pierwszym roku naszego życia.

Narodziny i okres niemowlęctwa to według koncepcji Eriksona podstawowy moment kryzysowy, kryzys rozwojowy. Pozytywne rozwiązanie go stwarza szansę na wytworzenie się w dziecku poczucia, że świat jest mu przychylny, co rodzi gotowość do wchodzenia z nim w relacje. Wiele zależy od pierwszych ważnych ludzi w naszym życiu – rodziców, opiekunów, osób znaczących. Jeśli ten konflikt w pierwszym roku nie zostanie rozwiązany pozytywnie, mamy potem trudność z przyjęciem proaktywnej perspektywy, czyli takiej, gdy wychodzimy do innych z inicjatywą i bierzemy odpowiedzialność za swoje działanie. Przeciwnie, żyjemy w przekonaniu, że świat jest zły, a ludzie nieprzyjaźni. Jeśli nie zadamy sobie pytania, jak współtworzymy ten zły świat, to jesteśmy na niego skazani. Uważamy, że życie nam się wydarza, więc możemy je tylko obserwować, a nasze działanie nie ma żadnego znaczenia. Dopiero gdy uznamy, że jesteśmy współtwórcami naszego życia, możliwa jest zmiana w relacjach ze światem. Zaczynamy wtedy poszukiwać tego, co nam służy, mamy lepszy kontakt ze swoimi potrzebami i swoją kreatywną częścią, która podpowiada nam różne drogi przez życie, różne sposoby nawiązywania kontaktu ze światem. Dzięki temu traktujemy świat jako „dobrą pierś” – jak powiedzieliby psychoanalitycy – która może nas karmić.

Co sprawia, że niekiedy trudno uznać świat za „dobrą pierś”? Niektórzy z nas widzą go raczej jako miejsce obce lub wręcz wrogie...

Duże znaczenie mają nasze pierwsze w życiu doświadczenia. Im więcej na początku doświadczaliśmy deprywacji, lęku, smutku, strat, tym mniejsze szanse, że wejdziemy w ufne relacje ze światem. Wyobraźmy sobie, że ktoś jako dziecko ciągle był ignorowany przez najbliższych albo za wszystko karcony. Cały czas mu dokuczano, wciąż wymagano od niego, by zrobił coś lepiej i był perfekcyjny. Ten ktoś dorasta, ale nadal czuje się niewidziany, krytykowany – przenosi dziecięce doświadczenia do swego dorosłego życia. Myśli sobie: jak bym się nie starał i tak mi się nie uda. Taki ma filtr relacji z innymi i tego spodziewa się od świata.

Bo w wyniku mechanizmu przeniesienia, projekcji i identyfikacji projekcyjnej to, co w nas bolesne i trudne, lokujemy często w innych osobach. Jeśli jesteśmy nieufni, to zaczynamy podejrzliwie patrzeć na innych, kontrolować ich, a oni odbierają to i oddają nam. W ten sposób znajdujemy dowód, że ludzie nam nie ufają i że im też nie można ufać. Tymczasem tak naprawdę dostajemy to, co dajemy.

Dlatego tak ważne jest ufanie dzieciom. Znany duński terapeuta Jesper Juul podkreśla, że nasza ufność pozwala im potem budować dobre relacje ze światem i z samym sobą. Mówi: nawet kiedy dziecko kłamie, ufajcie mu.

Zaufanie rodzica to największy kapitał na przys...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI