Niewolnicy Europy

inne I

Staram się budować od nowa porozumienie między ludźmi. Nie chodzi o to, by dali pieniądze bezdomnym Romom, ale by umieli spojrzeć im w oczy. Bo gdy zostają zerwane więzi między ludźmi, kiedy już nie sposób dojrzeć człowieka w odartym z człowieczeństwa kształcie, dzieją się potworne rzeczy - mówi Fernand Melgar.

Fernand Melgar urodził się w Tangerze, w rodzinie hiszpańskich uchodźców, którzy wyemigrowali do Szwajcarii. Reżyser samouk i producent niezależnych filmów eksperymentalnych i reportaży. Autor ponad dwudziestu cenionych dokumentów,
takich jak „Twierdza”, nagrodzona Złotym Lampartem, czy „Lot specjalny”, który otrzymał Nagrodę WATCH DOCS 2011. W tym roku jego najnowszy film „Schron” będzie pokazywany w różnych miastach Polski w ramach festiwalu WATCH DOCS.

PAULINA PAJĄK: – Szacuje sie?, z?e od roku 2000 do dziś aż 23 tysiące osób zginęło, próbując przekroczyć granice Unii Europejskiej. Żyjemy w „Twierdzy Europa” – tak jak zatytułował Pan jeden ze swych wstrząsających dokumentów.
FERNAND MELGAR:
– W moich dokumentach staram się pokazać prawdziwą twarz migrantów. Chcę być świadkiem, który przekazuje to, co widzi, tak wiernie, jak to możliwe.
Sam jestem synem migrantów. Moi rodzice przyjechali do Szwajcarii w latach sześćdziesiątych, w czasie ogromnie trudnym dla przybyszów. Nie pozwolono im migrować z dziećmi – oczekiwano, że będą pracować, a potem wrócą do swoich krajów. Oczywiście wielu nie miało innego wyjścia, jak tylko nielegalnie przekroczyć granicę wraz dziećmi. Tak było też z moją rodziną. Przybyłem do Szwajcarii jako nielegalny migrant – należę do „pokolenia z szafy”. Całe dzieciństwo spędziliśmy, ukrywając się w rozmaitych kryjówkach…
Często myślę o tym, jak żyło się moim rodzicom w Szwajcarii. Niechęć do hiszpańskich i włoskich migrantów była dawniej niezwykle silna. Na co dzień Szwajcarzy omijali migrantów wzrokiem, nie odzywali się do nich słowem. Oczekiwania społeczne były jasne: migranci mieli ciężko harować. I tak moja matka pracowała siedem dni w tygodniu, a ojciec wciąż dostawał nadgodziny. Prawie ich nie widywałem. I wciąż pamiętam mój dziecięcy paraliżujący lęk, że pewnego dnia policja znajdzie mnie i zabierze rodzicom. Gdy słyszałem kroki na schodach, natychmiast chowałem się w kryjówce…
Potem sytuacja poprawiła się, migranci zyskali więcej praw. Przestałem być „nielegalny” i nareszcie mogłem pójść do szkoły. Rodzice nadal ciężko pracowali, ale poczuliśmy się bezpiecznie. I właśnie wtedy nacjonalistyczna partia zaczęła populistyczną kampanię przeciw migrantom.

Jak to wpłynęło na wasze życie?
– Zorganizowano referendum, w którym pytano Szwajcarów, czy chcą, aby wszyscy imigranci opuścili ten kraj. Nigdy nie zapomnę tego dnia. Gdy wróciliśmy wieczorem do domu, pod drzwiami znaleźliśmy starą, kartonową walizkę. W ten sposób sąsiedzi pokazali nam, że nie jesteśmy mile wdziani w tym kraju… To było porażające: „Żyjemy tu od dziesięciu lat, moi rodzice ciężko pracują – ale i tak jesteśmy dla nich obcy, i tak czeka nas walizka”.
Znaczące jest to, że większość migrantów z pokolenia moich rodziców wróciła do swych ojczys­tych krajów.

Tak jak Pana rodzice.
– Tak, wyjechali ze Szwajcarii na początku lat dziewięćdziesiątych. Mieli złamane serca.

Dlaczego Pan został i zdecydował się naturalizować swoje dzieci?

– Jestem dumny z tego, że jestem obywatelem Szwajcarii, choć nigdy nie zapominam, że jestem także migrantem. Nie czuję, że jestem gdzieś „pomiędzy” tymi tożsamościami. Kocham naszą bogatą tradycję praw człowieka, z której wyrasta i Czerwony Krzyż, i Konwencja Genewska. Kocham moją Szwajcarię, demokratyczny kraj i ziemię migrantów. Wierzę, że nie utraciliśmy tego humanitarnego dziedzictwa i staram się
je ocalić.

Czarne owce, kruki, buty maszerujące po narodowej fladze czy zamaskowane postacie w czadorach – takie portrety migrantów można od lat zobaczyć na szwajcarskich ulicach. Biało-czerwone plakaty populistycznych partii wiszą w każdym zakątku kraju. Pana filmy pokazują, że migranci to ludzie tacy jak my, z codziennymi marzeniami i dramatami.

– Żywo interesują mnie kwestie migrantów, a zwłaszcza możliwość przywracania im twarzy i podmiotowości. Moje kino jest gestem na rzecz demokracji: próbuję wiernie sportretować rzeczywistość, a nie przekonać ludzi do moich poglądów. Chodzi o to, by społeczeństwo mogło zobaczyć inny obraz tych, których przedstawia się na plakatach jako czarne owce czy kruki. W moich filmach konfrontuję ich z istotami ludzkimi, żyjącymi w nędzy i cierpieniu w samym środku jednego z najbogatszych krajów na świecie.
Portretuję ukryty świat i „niewidzialnych ludzi”, których nie spotyka się na co dzień. Kiedy romska rodzina śpi w samochodzie, zaparkowanym przy jednej z bocznych ulic, ludzie mijają ich obojętnie. Większość przechodniów nie zdaje sobie sprawy z tego, że ta rodzina śpi w tym samochodzie niemal każdej mroźnej zimowej nocy. W naszym kraju nadal są dzieci, dla których jedynym domem jest stary samochód…

W przejmujący sposób pokazuje Pan, że romskie dzieci „z samochodu” próbują żyć zwyczajnie. Chłopcy grają na automatach, dziewczynki eksperymentują z makijażem. Wracają wspomnienia z Pana dzieciństwa?

– Wszystkie moje filmy to próby zmierzenia się z własną biografią. Fascynują mnie inni ludzie, ale usiłuję też znaleźć odpowiedzi na ważne dla mnie osobiście pytania. W „Schronie”, moim najnowszym filmie, portretuję Rosę i Cesara, hiszpańską parę. W ostatnim kryzysie oboje stracili pracę i nie byli w stanie spłacać kredytu, więc bank zabrał ich dom. Kiedy kręciliśmy film, zdałem sobie sprawę, że widzę w nich własnych rodziców.

W tym filmie pokazuje Pan ukryte życie, które toczy się w schronisku dla bezdomnych imigrantów w Lozannie.
– Przed wejściem do betonowego bunkra co noc rozgrywa się ten sam dramatyczny rytuał. Tylko kilkadziesiąt osób „wybranych” spośród oczekującego tłumu zostanie wpuszczonych do środka, by za niewielką opłatą otrzymać ciepły posiłek i łóżko do spania. Pracownicy schroniska mają trudne zadanie – to od nich zależy, kto znajdzie schronienie, a kto spędzi zimową noc na bruku, nie mogą przekroczyć wyznaczonych limitów miejsc. Najpierw wpuszczają kobiety i dzieci, dla mężczyzn pozostaj...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI