Nie płacz po mnie

Ja i mój rozwój I

Dwanaście lat milczałam. Nie chciałam z ludźmi rozmawiać. No bo co powiedzieć? Że matka mnie porzuciła? Odeszła, ot tak, rzucając mi w twarz jednego SMS-a?

Tego dnia, gdy przychodzi ostatni SMS od matki, Monika wysiada z samolotu we Frankfurcie nad Menem. Wieczorem, na urodzinowej imprezie, dostaje od przyjaciół 29 róż. Pije wino reńskie, spotyka dawno niewidzianych znajomych – zapomina o wiadomości od matki. Gdy następnego dnia dzwoni do niej, słyszy niepewny głos nagrany na sekretarce: „Nie mogę w tej chwili rozmawiać. Oddzwonię”. Nie oddzwania.

Po powrocie do kraju Monika wpada w wir pracy. Korporacja żąda pełnego zaangażowania, a Monika odpowiada za wizerunek firmy na rynku. Wszystko w jej pracy jest pilne, sprawy prywatne muszą czekać. Wieczorami wydzwania do matki, ale ona wciąż nie odbiera. Któregoś dnia dzwoni koleżanka z Gliwic: – Wiesz, twoja mama chyba nie żyje. Sprawdź. I rozłącza się, nie dając Monice dojść do głosu.

– Zadzwoniłam na policję, na pogotowie. Ciągle mnie przełączali. Kiedy już miałam nadzieję, że to był tylko głupi żart, usłyszałam: „proszę przyjechać jak najszybciej, zabraliśmy ciało z mieszkania” – opowiada Monika.
Nie zna dokładnej daty śmierci matki, nie próbuje jej ustalić. Boi się, że gdy zacznie dociekać, okaże się, że matka popełniła samobójstwo w dzień jej urodzin. W akcie zgonu wpisano 29 lipca, bo tego dnia sąsiedzi zadzwonili na pogotowie. Było gorąco. Ciało zaczęło się rozkładać. Możliwe, że mama leżała w mieszkaniu kilka dni.

Niczego nie wymagała
Trzy miesiące po urodzeniu Moniki matka zawozi ją do Kielc, do babci. Odbierze ją po dwóch latach, gdy skończy studia w Gliwicach. – Nie mam z tego okresu żadnych wspomnień – mówi Monika. Gdy w końcu zamieszka z rodzicami, ci postanawiają się rozejść. Zostaje z matką. Trudno im się porozumieć.
– Odnajdywała się doskonale, gdy trzeba było interweniować w przedszkolu czy szkole, zawsze wtedy stawała w mojej obronie – mówi Monika. – Nie pilnowała mnie, tylko pomagała, jeśli tego potrzebowałam. Niczego ode mnie nie wymagała. Nie miałam żadnych obowiązków w domu. Troszczyła się, żebym miała ciuchy, jeździła na wakacje, uczyła się języków. Dbała o mnie, ale brakowało w tym uczuć. Mam tylko parę przebłysków, że razem coś zrobiłyśmy. Gdy wygrała podczas wakacji dużą sumę w totolotka, zamieniłyśmy kwaterę na hotel w Sopocie i miałyśmy tydzień życia w wielkim mieście. Fajnie było. Odwiedzałyśmy kawiarnie, sklepy. Z fantazją! – wspomina.

Matka nie utrzymuje kontaktów z najbliższą rodziną. Na święta wysyła córkę do dziadków. Sama woli zostać w domu. Jej przeszłość jest dla Moniki tajemnicą. Wie, że po maturze mama zdała na studia w Lublinie, a jednak, prawdopodobnie na skutek nieszczęśliwej miłości, wstąpiła do klasztoru. W zamykanej na kluczyk szufladzie biurka przechowywała listy pełne uczucia i obietnic. Po roku jej mama zmusiła ją, by porzuciła klasztor i rozpoczęła studia na politechnice. Potem był ślub, narodziny Moniki, rozwód.

Byłaś dla mnie najcudowniejszym darem
Z Warszawy do Gliwic jest około trzystu kilometrów. Ten dystans nagle wydaje się Monice nie do pokonania. Boi się tej podróży i stale ją odkłada. Ciągle pojawia się coś pilniejszego do zrobienia. Ma wymówkę – musi chodzić do pracy, prawo gwarantuje tylko jeden dzień na pogrzeb bliskich. Przychodzi więc do roboty, włącza komputer i gapi się w monitor. Któregoś dnia szef prosi ją do gabinetu. Nie patrząc jej w oczy, daje kilka dobrych rad: „Bądź dzielna. Jesteś młoda, wszystko przed tobą”... oraz półroczną odprawę.
Kiedy po dwóch tygodniach zbiera się w sobie i jedzie do Gliwic, na kuchennym stole czeka na nią list. Dziesięć lat później, gdy w końcu odważy się go otworzyć, przeczyta: „Byłaś dla mnie najcudowniejszym darem, jak...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI