Moja koszula króla nie uzdrowi

Praca i pieniądze I

Wmawia się nam, że mamy być ludźmi sukcesu. A sukces jest wtedy, kiedy mamy zdrowe dzieci, dobrą pracę, brylujemy jak celebryci... podczas gdy tak naprawdę do życia należy też cierpienie, samotność. I nie możemy na nie zamykać oczu.


MAGDA BRZEZIŃSKA: – Czy zna Pan bajkę o szczęśliwym człowieku? Opowiem... Gdy władca pewnego królestwa zapadł na nieuleczalną chorobę, słynący z wielkiej mądrości lekarz orzekł, że króla może uratować tylko jedno: nałożenie koszuli szczęśliwego człowieka. Rycerze króla rozjechali się więc po całym świecie w poszukiwaniu szczęśliwego człowieka. Okazało się, że bardzo trudno go znaleźć. Dopiero rolnik, który cały dzień orał swój kawałek ziemi, odpowiedział na ich pytanie: „Tak, jestem szczęśliwy”. Ale pojawił się problem, bo on nie miał koszuli.

TADEUSZ GADACZ: – A my mamy dzisiaj chyba inny problem: na rogu każdej ulicy są markety z koszulami dla „szczęśliwych ludzi”...

Mam wrażenie, że tych koszul jest strasznie dużo i wszyscy sprzedawcy doskonale wiedzą, jakiej ja potrzebuję koszuli, żebym była szczęśliwa. A ja w tych marketach z koszulami dla szczęśliwych ludzi czuję się zagubiona. I już nie wiem, czy jestem szczęśliwa, i nie wiem, czy chcę taka być.
– Ja też dostrzegam we współczesnym świecie takie zagubienie, rozdwojenie. Z jednej strony pojęcie szczęścia jest nieobecne w myśleniu – przynajmniej filozoficznym, bo przecież ostatnim dziełem na ten temat jest wybitny traktat Władysława Tatarkiewicza O szczęściu z 1947 roku. I właściwie od tego czasu nie ma żadnych poważnych prac, z wyjątkiem pracy włoskiego filozofa i socjologa Francesco Alberoniego, ale to tylko przypadek potwierdzający regułę. Z drugiej strony wszędzie w sferze publicznej jest pełno szczęścia. Zastanawiam się jednak, czy szczęścia, czy raczej sukcesu...

Sukces sprzedaje się jako szczęście? Sprzedaje się wizję szczęśliwych ludzi sukcesu, a przynajmniej wyglądających na szczęśliwych?

– To jest trochę tak, jak w stwierdzeniu: „bądź sobą, pij colę”, czyli tylko wtedy będziesz sobą, albo będziesz szczęśliwy, gdy będziesz kupował nasze produkty, albo będziesz się zachowywać tak, jak powinieneś się zachowywać. Tymczasem paradoks sytuacji polega na tym, że szczęścia nie da się osiągnąć wprost. Już Arystoteles mówił, że droga do szczęścia prowadzi poprzez dobra, zatem szczęście jest tylko pochodną dobra, które realizujemy. Gdybyśmy toczyli wałek metalowy na tokarce, to naszym celem byłoby wytoczenia wałka, osiągnięcie jakiegoś dobra. Przy okazji wydziela się ciepło, ale ono nie jest celem i trudno powiedzieć, że toczymy wałek, żeby się ogrzać. To byłoby absurdalne. Podobna relacja jest między dobrem i szczęściem. Jeśli realizujemy jakieś dobra, mamy cele, realizujemy siebie i własną miarę życia, to odczuwamy pewien dobrostan, czujemy się szczęśliwi, czujemy, że jesteśmy na swoim miejscu. Wtedy szczęście jest tylko potwierdzeniem samorealizacji, pochodnym tego dobra. Gdy natomiast poszukujemy szczęścia wprost – popadamy w paradoksy, o których pani mówiła. W ten sposób co najwyżej możemy rozbić sobie głowę o sufit, ale szczęścia nie osiągniemy.

W książce O ulotności życia napisał Pan, że trudno nam rozpoznać szczęście, bo mylimy je z sukcesem, a ich nie można łączyć, bo to są dwie odrębne logiki. Jak Pan definiuje logikę szczęścia i logikę sukcesu? Gdzie jest największy roz[-]dźwięk między nimi?
– Przede wszystkim w tym, że człowiek jest istotą dialektyczną. Jak to genialnie odkrył Blaise Pascal w XVII wieku: jesteśmy syntezą sprzeczności, bo jesteśmy jednocześnie istotami materialnymi i duchowymi. Działamy w świecie, pracujemy, ale też potrzebujemy namysłu i kontemplacji. Potrzebujemy życia czynnego i kontemplatywnego, samotności i wspólnoty jednocześnie. Życie ludzkie jest jednocześnie pozytywne i negatywne, człowiek jest „chlubą i zakałą wszechświata”, jak to określił Pascal. Tymczasem ideologia sukcesu próbuje nam wmówić, że realizujemy się tylko pozytywnie. A zatem musimy osiągnąć sukces, a sukces jest wtedy, kiedy mamy zdrowe dzieci, dobrą pracę, jesteśmy doceniani, brylujemy jak celebryci, podczas gdy tak naprawdę do życia należy też cierpienie, samotność, poczucie opuszczenia. To nie są i nie powinny być dominujące doznania, ale one występują i nie możemy na nie zamykać oczu.

Zatem do szczęścia należą też sytuacje, kiedy jesteśmy nieszczęśliwi?
– Oczywiście. Nie ma szczęścia absolutnego, czystego. Mój ulubiony bard i poeta Jacques Brel śpiewa, że tylko piwo jest pełne, szczęście nigdy nie jest pełne. Natomiast mój mistrz, ks. prof. Józef Tischner, pisał – parafrazując Leśmiana – że człowiek jest modlitwą, która nigdy nie może się spełnić. Dzieje się tak, bo nigdy nie mamy pewności, czy droga, jaką zmierzamy, jest tą, którą powinniśmy pójść. Dlatego na drodze, którą idę, kładą się cieniem drogi niewybrane. Mogę sobie wyobrazić matkę chorego czy niepełnosprawnego dziecka, która – pomimo wielkiego wysiłku i poświęcenia, jakich wymaga opieka nad nim – ma pewne chwile szczęśliwe.

Przypomina mi się piękna korespondencja Julii Kristevej i Jeana Vanier w wydanej niedawno książce (Bez)sens słabości. Dialog wiary z niewiarą o wykluczeniu. Ona – matka niepełnosprawnego chłopca, on – towarzysz cierpiących, chorych, wykluczonych. Nie rozmawiają o szczęściu, jednak czuje się, że wiodą życie szczęśliwe, choć na co dzień towarzyszą cierpieniu. Czy my z lęku rugujemy cierpienie z życia?

– Oczywiście że z lęku, ale też dlate...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI