Misja: pomagacz

Ja i mój rozwój Praktycznie

Wciąż przyciągasz do siebie osoby z problemami? Angażujesz się w naprawianie życia innych do tego stopnia, że twoje własne zeszło na dalszy plan? To może być znak, że w ratowaniu innych... gubisz siebie.

„Nie mogę spać, straciłam apetyt” – tak swoją długą opowieść rozpoczyna 32-letnia Kaja. Opowiada jednak nie o sobie, a o Agnieszce – kuzynce zakochanej do szaleństwa w żonatym mężczyźnie. On od kilku lat obiecuje, że się rozwiedzie z żoną, ona wciąż karmi się nadzieją. Ostatnio Kaja widziała go w parku z żoną: szli uśmiechnięci, wtuleni w siebie. Miała ochotę zrobić awanturę i przerwać tę małżeńską sielankę. Serce jej się kraje, gdy widzi, jak Agnieszka cierpi przez tego mężczyznę: zamyka się w sobie, izoluje się, popłakuje. Chciałaby w końcu zobaczyć ją szczęśliwą. Tyle że dziewczyna nie chce żadnej pomocy, kategorycznie odmawia.

„Muszę zrobić coś, żeby nie zaprzepaściła sobie życia” – mówi Kaja. Zastanawia się, czy powinna porozmawiać z tym mężczyzną. Jak mantrę powtarza: „Tylko ja mogę pomóc Agnieszce”.

Jeśli podobnie jak Kaja najchętniej wziąłbyś czyjeś sprawy w swoje ręce, rozwiązał za kogoś problem, zatrzymaj się na chwilę, usiądź i spokojnie pomyśl: co we mnie tak naprawdę tego potrzebuje?

Walka o aprobatę
Bez empatii świat byłby z pewnością ponurym miejscem. Bywa jednak, że chcemy kogoś ratować z niewłaściwych powodów. Problem, o którym opowiada Kaja, z pozoru nie dotyczy jej samej.

Jak twierdzi, to nie jej życie jest źródłem jej trosk. Ona sama ma stałą pracę i partnera, nie ma powodów do narzekania. Jak się jednak okazuje, partner coraz częściej ubolewa nad tym, że oddalili się od siebie. W pracy Kaja też ma trudniejszy czas – nie może się skupić, kilka razy pomyliła się, wpisując dane do faktury. Nie zauważa, że jest na skraju depresji. Żyje cudzym życiem, a jej własne toczy się w zasadzie siłą rozpędu.

POLECAMY

Zawsze brała na siebie problemy innych ludzi. Niczym radar namierza cudze smutki i bóle, nie umknie jej żaden grymas twarzy. Nauczyła się tego jako mała dziewczynka – przy mamie, która latami zmagała się z zaburzeniami nastroju. Od najmłodszych lat próbowała ją uzdrowić, starając się odgadnąć przyczyny jej smutku lub złości i zaradzić im. Uwierzyła, że to jest jej rola. Teraz szuka innych osób, przy których mogłaby się w tej roli realizować.

Wątpliwe, aby Kaja zdołała uratować kuzynkę, jeśli Agnieszka nie zechce uratować samej siebie. Tymczasem Kaja uzależniła swoją samoocenę od tego, czy krewna podąża za jej wskazówkami i radami. Gdy tak się dzieje, jest z siebie dumna. Gdy Agnieszka nie realizuje wskazanego scenariusza, Kaja obwinia się, a jej samoocena drastycznie spada.

Wewnętrzny przymus zajmowania się problemami innych ludzi często jest przykrywką dla zaniedbywania siebie i swoich potrzeb. Opuszczę siebie i będę troszczyć się o ciebie – taka postawa staje się sposobem na uzyskanie aprobaty otoczenia i uniknięcie odrzucenia. Jakie są źródła takiej postawy, co się za nią kryje?

– Cierpienie dorosłego człowieka dotyczy zwykle uczuć, które zostały zranione we wczesnym okresie życia. Niekoniecznie za sprawą złych, wyrodnych matek. Czasem nawet dobry opiekun nie jest w stanie zaspokoić subiektywnie odczuwanych potrzeb emocjonalnych dziecka. Niekiedy źródłem zranienia są trudne okoliczności, na przykład choroba – tłumaczy Anna Bal, psychoterapeutka humanistyczno-egzystencjalna, współorganizatorka ogólnopolskiej akcji psychoedukacyjnej „RE:akcja w depresji”. Zaznacza przy tym, że dzieci dorastające przy chorującej na depresję matce uczą się rozpoznawać czyjeś potrzeby i budować poczucie własnej wartości w oparciu o to, czy są w stanie kogoś uratować. – Dziecko dochodzi do wniosku – oczywiście na poziomie nieświadomym – że skoro zostało opuszczone, to musi być w nim coś bardzo złego, bo inaczej mama byłaby zawsze przy nim. Dlatego cały czas, również jako osoba dorosła, podejmuje intensywny wysiłek w celu naprawienia rzekomego defektu w sobie – wyjaśnia terapeutka.

Iluzja siły
Często bywa tak, że osoby, które całe swoje życie ukierunkowują przede wszystkim na pomoc bliskim, przyjaciołom, znajomym i nieznajomym, realizują wobec innych to, czego same najbardziej potrzebują, robią innym to, co same chciałyby otrzymać. – W psychoterapii Gestalt taki mechanizm nazywa się profleksją i bardzo silnie wiąże się z doświadczeniem depresji w życiu dorosłym – tłumaczy Anna Bal. Dodaje, że często osoby takie jak Kaja nie doświadczyły w wystarczającym stopni...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI