Miłość on-line

Rodzina i związki Praktycznie

Eksperci szacują, że w 2040 roku nawet 70 procent par pozna się... przez internet. Już dziś branża randek on-line to biznes, który rocznie przynosi miliardy dolarów zysku. Co zyskują, a co tracą wirtualni kochankowie?

„Drogi przyjacielu… Lubię zaczynać te listy tak, jakbyśmy przed chwilą przerwali rozmowę. Jak starzy kumple, a nie ludzie, którzy nawet nie znają swoich imion, bo przypadkiem poznali się na czacie. Ciekawe, co dziś napiszesz. Włączam komputer. Niecierpliwie czekam na połączenie. Wchodzę do sieci i wstrzymuję oddech, aż usłyszę te dwa słowa: Masz wiadomość… I już nic nie słyszę, nawet ulicznego gwaru, tylko bicie swojego serca. Bo mam wiadomość. Od ciebie” – tak pisała Kathleen Kelly, bohaterka hitowej komedii romantycznej „Masz wiadomość”.

Filmowa para ostatecznie umówiła się na prawdziwą randkę – tak jak co piąty mężczyzna i co piąta kobieta, którzy poznali się w internecie. Według sondażu Chadwick Martin Bailey, bostońskiej firmy badania opinii i rynku, internet jest obecnie jednym z najpopularniejszych miejsc, w których ludzie poszukują partnera (tuż za miejscem pracy lub szkołą/uczelnią i spotkaniami aranżowanymi przez kogoś z rodziny i przyjaciół). Zdaniem badaczy w niedalekiej przyszłości większość ludzi będzie utrzymywać trzy rodzaje kontaktów. Będziemy mieć grono znajomych, przyjaciół i kochanków poznanych osobiście, takich, których najpierw poznamy on-line, by potem kontakt rozwijać w „realu” oraz takich, z którymi znajomość nigdy nie wyjdzie poza sieć.

Naukowcy zastanawiają się, dlaczego część par nie dąży do spotkania twarzą w twarz. Z badań wynika, że dotyczy to osób, które wolą żyć fantazją, jaką – świadomie lub nie – wykreowały. Tacy netowi partnerzy „współpracują” przy tworzeniu i rozbudowywaniu satysfakcjonującej ich fantazji, znacząco odbiegającej od rzeczywistości. Krytycy wirtualnych romansów uważają, że takie spotkania są równie ekscytujące, jak... zjedzenie wydruku restauracyjnego menu, jednak wiele osób chętnie puszcza wodze wyobraźni – tak jak podczas czytania książek czy oglądania filmów. Romans rozgrywający się w cyberprzestrzeni to podobny rodzaj „ucieczki w marzenia”, tyle że gwarantujący interaktywność w sferze emocjonalnej i seksualnej.

Bo fantazja jest od tego

Termin cyberprzestrzeń (oraz wirtualna rzeczywistość i matrix) na długo przed powstaniem cybertechnologii wymyślił amerykański pisarz SF, William Gibson. W powieści Neuromancer z 1984 roku główny bohater, haker Case, uzależnia się od hiperrealnej sfery umożliwiającej realizację marzeń – w tym intensywnych erotycznych doznań. W porównaniu do wrażeń, jakich ona dostarcza, codzienne doświadczenia z realnego życia wydają się bohaterom powieści nudne i przyziemne. Fikcyjny świat stworzony przez Gibsona to miejsce do zabawy dla dorosłych.

Donald W. Winnicott, słynny brytyjski pediatra i psychoanalityk, autor Playing and Reality, uznawał zabawę za ważną aktywność wieku dojrzałego: „Cokolwiek powiem o dziecięcej zabawie, tak naprawdę odnosi się również do dorosłych”. Jego zdaniem zabawa – w przeciwieństwie do codziennej aktywności – „rozgrywa się w określonym miejscu i podlega pewnym ograniczeniom, dotyczącym czasu trwania, choć może też mieć własną jakość ponadczasowości. Zabawę od zwykłego życia odróżniają także »reguły gry«: zabawy mają swoje zasady, odnoszące się do tymczasowego świata, w którym wszystko się dzieje. W rezultacie zasady obejmują pewną przestrzeń, gdzie iluzje mogą się rozwijać”.

Zgodnie z przewidywaniami Williama Gibsona wirtualny świat stał się miejscem, gdzie ludzie czują się wolni i mogą być kimkolwiek...

Ten artykuł jest dostępny tylko dla zarejestrowanych użytkowników.

Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się.

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI