Łatwopalni

Na temat Ja i mój rozwój

Gniew bardzo często jest wtórną emocją, która przykrywa niepokój czy lęk. A te dwie emocje są dzisiaj powszechne. Niejeden człowiek patrzy w lustro i mówi: „Boję się, czy sobie poradzę, czy zarobię tyle, by spłacić kredyty, czy nie zostanę wyrzucony z pracy, czy dobrze wychowam dzieci…”. Dominuje niepokój o przyszłość, brakuje poczucia bezpieczeństwa - uważa Piotr Fijewski.

Paulina Pająk: – „Jeden gniewny Charlie” to tytuł sitcomu, który w USA bije rekordy popularności, kolejne odcinki ogląda po pięć milionów ludzi. W każdym z nich kontrowersyjny terapeuta spotyka się z pacjentami, którzy mają problemy z okazywaniem gniewu, nie radzą sobie z agresją – wobec innych i samych siebie. Charlie ma tym ludziom pomóc, choć... sam ma kłopoty z opanowaniem złości. Czy rzeczywiście złość i gniew to coś, z czego ludzie muszą się dziś leczyć?
Piotr Fijewski: – Nie wydaje się, aby do terapeutów zgłaszało się obecnie więcej osób z problemem agresji – czy to biernej, czy czynnej, słownej czy fizycznej. Natomiast myślę, że jest coraz więcej osób „z za krótkim lontem”, a więc impulsywnych, drażliwych, wybuchowych. Ludzie ci nieoczekiwanie – często także dla siebie – eksplodują, a potem mają wyrzuty sumienia. Widzą, że złość wpływa destrukcyjnie na ich relacje z dziećmi i partnerami. Boją się, że za takie zachowanie w pracy otrzymają negatywne oceny.

Skąd ta „łatwopalność”? Co nam „skraca lont”?
– Źródła są różne. Jeśli dorastaliśmy w domu, w którym wybuchowość była sposobem manifestowania własnych potrzeb, to w dorosłym życiu także ją stosujemy. Innym ważnym źródłem gniewu jest poczucie krzywdy, a więc stan, w którym czujemy się wykorzystywani przez innych.
W kontekście społecznym powodem „krótkiego lontu” wydaje się powszechne dziś poczucie krzywdy. Wielu ludzi jest skrajnie przeciążonych pracą i zadaniami
– przy pełnej świadomości, że są wykorzystywani, bo często mamy do czynienia z systemem korporacyjno-niewolniczym. Poszukując alternatywy, wyjeżdżamy do pracy za granicę, i tam także jesteśmy bezlitośnie eksploatowani. Polscy pracownicy potrafią być niezwykle wydajni – tyle że kosztem swojego życia. Zestresowani i przeciążeni – są ogromnie wybuchowi, podatni na gniew.

Po pracy wracają do domu i wszystko ich irytuje?
– Zacznijmy od tego, kiedy wracają: po kilkunastu godzinach! A przecież w domu czekają na nich obowiązki, zwłaszcza na kobiety. Po kilkunastu godzinach pracy na pełnych obrotach, iluś tam wykonanych służbowych zadaniach, każda kolejna aktywność – nawet prośba dziecka – staje się czymś nie do wytrzymania. Osoba skrajnie wyczerpana ma ogromną łatwość w przejawianiu agresji.

Przeciążenie, o którym Pan wspomina, jest tematem filmu „Źródła gniewu”. Indyjska reżyserka Vandana Kohli zauważa, że system, w którym żyjemy, kładzie nacisk na szybkość, wydajność i technologię. Jej zdaniem do wzrostu obciążenia emocjonalnego przyczynia się także nadmiar napływających do nas bodźców.
– Żyjemy w stanie nieustannej nadstymulacji. Dociera do nas tak wiele informacji, że nie mamy nawet chwili odpoczynku. Nasza świadomość przeciążona jest ilością znaczeń, jaka do niej dociera. Nasza uważność jest w stanie nieustannego kryzysu. Świat wokół nas wygląda jak niewielki pokój, szczelnie zastawiony istotnymi dla nas przedmiotami, które wszystkie naraz próbują opowiadać swoją historię. Nasza uwaga jest wciąż przy tym, co było kiedyś, albo tym, co będzie, albo tym, co jest w innym miejscu. Nie jesteśmy tu i teraz. Czas szybko wtedy płynie. I tak właśnie żyjemy…

Czy można zmniejszyć negatywny wpływ takiego systemu na pracownika? Co Pan doradza menedżerom i pracodawcom?
– Jest duże zapotrzebowanie na szkolenia dla menedżerów, które obejmują głębszy rodzaj pracy nad sobą: nad stresem, niepokojem, wewnętrznym krytykiem czy poczuciem winy. Służy to zrozumieniu, pokonywaniu barier, szukaniu sensu w pracy i równowagi między nią a życiem prywatnym. Częsta jest forma indywidualnego life-coachingu, w którym staramy się, aby człowiek zbliżył się do samego siebie oraz w tym właśnie szukał energii i sensu czy odkrywał swoje możliwości i potencjały.
Takie szkolenia są potrzebne, ponieważ z jednej strony mamy biznes, który egzekwuje swoje interesy bezwzględnie, a z drugiej – pracowników, zwłaszcza młodych ludzi, którzy przychodzą do pracy z potrzebą znalezienia autorytetu i spełnienia jego oczekiwań, czyli przyjęcia dużych obciążeń. Tymczasem za autorytetami w biznesie nie stoją żadne wartości mogące uczynić czyjeś życie pełniejszym sensu i znaczenia. I tak oto pracownicy zaczynają się opierać nie na wartościach uniwersalnych, ale względnych, które proponuje dana korporacja – tworzonych na użytek produkcji suszarek do włosów czy cukierków. W ten system wchodzą rzesze młodych, nieraz wybitnie zdolnych ludzi i toną w „rozpędzeniu zadaniowym”, w którym jedyną wartością jest pokonywanie kolejnych poprzeczek, choć tak naprawdę nie wiadomo, kto i po co je postawił. Te młode osoby bardzo szybko wtedy zapominają o sobie i odchodzą – od siebie, od swoich potrzeb i wewnętrznej prawdy, od sen...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI