Krzywdy nasze powszednie

Ja i mój rozwój Praktycznie

Kochamy narzekać. To nasza kulturowa norma. Za życiowe porażki skłonni jesteśmy winić innych, w szczególności rząd. Ale nie tylko. Przeciętnego Kowalskiego, w jego mniemaniu, gnębi przynajmniej dwóch, trzech krzywdzicieli.

ARTYKUŁ UKAZAŁ SIĘ W NUMERZE 5/1999

Przyjrzyjmy się wynikom dwóch prawie identycznych badań, które przyniosły jednak bardzo odmienne wyniki. W pierwszym z nich 30 osób przez 65 kolejnych dni oceniało swój bieżący nastrój w porównaniu ze swoim typowym samopoczuciem.

Badani mieli do dyspozycji 11-stopniową skalę od -5 „czuję się tak depresyjnie, jak nigdy dotąd” do +5 „niemal nigdy nie czułem się tak odprężony” ze środkiem 0, oznaczającym typowy nastrój, tj. taki, w jakim badany zwykle się znajduje. Po uśrednieniu wszystkich ocen otrzymano wartość 1,2 oznaczającą nastrój wyraźnie lepszy od typowego. W 60 lat później inne 24 osoby oceniały swój nastrój przez 100 dni, korzystając z 7-stopniowej skali: (1) wyraźnie gorszy niż zwykle; (2) gorszy; (3) raczej gorszy; (4) taki sam; (5) raczej lepszy; (6) lepszy; (7) wyraźnie lepszy niż zwykle.

Po uśrednieniu wszystkich ocen otrzymano wartość 3,41 oznaczającą nastrój wyraźnie gorszy od typowego. Badanie pierwsze wykonał w latach trzydziestych B.W. Johnson na próbie amerykańskich studentów i jest ono doskonałą, choć nieco zapomnianą, ilustracją jednego z najbardziej rozpowszechnionych zniekształceń zachodzących w procesie przemieniania wrażeń zmysłowych w sądy i opinie. Zwykle nie można czuć się lepiej niż zwykle, a więc w procesie interpretacji wrażeń zmysłowych doszło do zawyżenia pozytywnych ocen, stąd też zniekształcenie to zwykło nazywać się efektem pozytywności.

Takie błędne czy „nieadekwatne” spostrzeganie rzeczywistości jest bardzo rozpowszechnione w formułowaniu sądów na temat siebie, innych ludzi i świata w ogóle, o czym przekonują liczne wyniki zebrane i podsumowane w swoim czasie przez Janusza Czapińskiego. Efekt pozytywności jest też z wielu powodów korzystny dla samej osoby formułującej sądy - na przykład wzmaga motywację do podejmowania różnych działań (ponieważ nasila subiektywne prawdopodobieństwo sukcesu), a nawet sprzyja zdrowiu psychicznemu, jak dowodzą Shelley Taylor i jej współpracownicy.

POLECAMY

Co jednak począć z wynikami badania drugiego, którego uczestnicy zwykle uważali, że ich nastrój danego dnia jest gorszy niż zwykle? Wynik ten jest na tyle rzadki i z psychologicznego punktu widzenia dziwny, że mógł się przydarzyć tylko badaczowi w „dziwnym” kraju, w którym mieszkają „dziwni” ludzie, kierujący się jakimiś niezwykłymi normami i wartościami. Krajem tym jest Polska lat dziewięćdziesiątych, a badanie drugie wykonał Dariusz Doliński na studentach Uniwersytetu Opolskiego. Doliński wiąże uzyskany wynik z typową dla Polski „kulturą narzekania”, w której obowiązuje norma skarżenia się i powszechna akceptacja ekspresji niezadowolenia. Kultura narzekania jest niewątpliwym źródłem problemów dla psychologów-badaczy (z czego można się tylko cieszyć), ale jest również źródłem kłopotów dla jej uczestników i tu cieszyć się nie ma z czego, gdyż konsekwencje są poważne zarówno dla poszczególnych jednostek, jak i dla całego społeczeństwa.

Jedną z poważniejszych konsekwencji kultury narzekania wydaje się być szeroko rozpowszechnione wśród Polaków poczucie krzywdy. W dwóch badaniach na reprezentatywnych próbach dorosłych Polaków uzyskaliśmy potwierdzenie dla tej diagnozy. Badanie pierwsze odbyło się późną jesienią 1994 roku i wzięło w nim udział 1050 osób, badanie drugie przeprowadzono w grudniu 1998 roku na 1067 respondentach.

W obu próbach wskaźnikiem poczucia krzywdy była odpowiedź na pytanie: Czy czuje się Pan(-i) osobiście skrzywdzony(-a) przez... - tu następowało wyliczenie 15 potencjalnych krzywdzicieli począwszy od przełożonych z pracy, a kończąc na nowym porządku społeczno-politycznym w Polsce po 1989 roku (patrz wykres, każdorazowo możliwe były odpowiedzi: tak i nie).

W badaniu z 1994 roku respondenci wskazali od 0 (16 proc. badanych) do 13 krzywdzicieli (0,2 proc. badanych), w badaniu 1998 roku zupełnie nie skrzywdzonych było niemal dwukrotnie więcej (30 proc.), natomiast najbardziej skrzywdzone 0,4 proc. badanych również ograniczyło się do wskazania 13 źródeł krzywdy na 15 możliwych.

Cztery lata dzielące oba badania zaowocowały obniżeniem ogólnego poziomu poczucia krzywdy, choć porządek krzywdzicieli w zasadzie nie uległ zmianie. Pierwsze dwie pozycje zajmują: rząd (50 proc. wskazań w badaniu pierwszym, a 34 proc. w drugim) oraz ci, którzy się aktualnie bogacą (odpowiednio 46 i 29 proc.). Przesunięcia na dalszych miejscach są nieznaczne, poza jednym wyjątkiem w postaci prezydenta kraju. Osoba prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego wzbudza w ludziach poczucie krzywdy o wiele rzadziej niż osoba prezydenta Lecha Wałęsy. W oglądzie „mikro”, na poziomie odpowiedzi na pojedyncze pytania, poczucie krzywdy jawi się jako zjawisko dość stabilne, w okresie 4 lat zachowana została kolejność krzywdzicieli, a dla większości z nich zachowany został również odsetek „skrzywdzonych” Polaków.

Tylko 16 proc. badanych z roku 1994 i 30 proc. z 1998 zdecydowanie nie czuje się skrzywdzonymi przez kogokolwiek, a przeciętny Polak (lub Polka) jest „ofiarą” 2-3 „krzywdzicieli”. Jak już wcześniej wspominaliśmy, przyczyn takiego stanu rzeczy upatrujemy w kulturze narzekania.

Najbardziej rozpowszechnioną czynnością społeczną w kulturze narzekania jest... narzekanie. Ludzie narzekają, wyrzekają i utyskują na rząd, młodzież, sąsiadów, ceny, własne teściowe i własne dochody oraz tysiące innych spraw (choć nie na własne dzieci i żony czy mężów). Zgodnie z danymi Czapińskiego (z roku 1992), więcej jest Polaków, którzy uważają, że w naszym kraju „nie wypada mówić głośno o swoim szczęściu” (28 proc.) niż uważających,...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI