Kochanie jak sztuka

Rodzina i związki Praktycznie

Seks to radość, a nie kara czy ponury obowiązek. Doświadczanie orgazmu uczy nas miłości rozumianej jako wrażliwość i odpowiedzialność za i wobec partnera. Zbigniew Izdebski

Dorota Krzemionka: Czterdzieści lat temu w siermiężnych czasach PRL-u ukazała się Sztuka kochania Michaliny Wisłockiej. Kochania, nie uprawiania seksu...

POLECAMY

Zbigniew Izdebski: Gdy mówiono, że jest to książka o seksie, Michalina bardzo się denerwowała. Zawsze mówiła: „Ty się zajmujesz seksem, a ja miłością”. Techniki seksualne były dla niej tylko dopełnieniem miłości. Kiedyś poprosiłem studentów, by w bibliotekach popatrzyli, które strony w jej książce są najbardziej zaczytane. Okazało się, że te dotyczące technik seksualnych. Powiedziałem jej o tym. A ona: „Wiesz, jak ludzie już się o technikach naczytają, to zrozumieją, że seks jest czymś więcej niż tylko wykonaniem kilku ruchów frykcyjnych”. Sama była przykładem niespełnionej miłości, nieustająco jej szukała.

Jej książka pokazuje kobiece spojrzenie na seks.

Pisała ją przede wszystkim dla kobiet, ale – jak mówiła – nie zaszkodzi, jeśli przeczytają ją mężczyźni, by zrozumieć kobiety. Była lekarzem ginekologiem, kto lepiej niż kobieta zna kobiety? Mężczyzna może mieć tylko wiedzę teoretyczną o seksualności kobiety. A ona czuła biologię kobiety.

W rozdziale „Jak rodzi się rozkosz” dowodziła, że jest to złożony proces, szczególnie u kobiet. Jak twierdziła – nie ma kobiet oziębłych, tylko nierozbudzone.

To pewne uproszczenie, ale podkreślała, że reakcje seksualne kobiet są bardziej złożone. Mężczyzna „w obsłudze” jest znacznie prostszy. Do czasu opublikowania Sztuki kochania nie wszystkie kobiety zdawały sobie sprawę, że istnieje kobiecy orgazm. Badania Hanny Malewskiej dotyczące społeczno-kulturowych uwarunkowań seksualności kobiet pokazały, że wiele z nich w ogóle go nie przeżywało. A jeśli go doświadczały, nieraz nie wiedziały, że to orgazm. Niektóre zaś – jak mówiła Michalina – martwiły się, że jest im tak dobrze, wstydziły się tego. Po ukazaniu się jej książki zaczęła się „narodowa walka o orgazm”. Czy to tkaczka, szwaczka czy profesorka uniwersytetu – kobiety zaczęły mówić o prawie do przeżywania orgazmu. A jeśli go nie przeżywały, to próbowały udawać, bo miały poczucie, że powinien być.

Nadal to robią – jak wynika z Pana badań, aż 42 procent kobiet przyznaje, że czasem udają orgazm. Co więcej, 29 procent mężczyzn ma tego świadomość.

To pokazuje, jak wiele mamy jeszcze do zrobienia. Sztuka kochania wciąż jest aktualna.

Czemu udajemy, zamiast wspólnie poszukiwać możliwości przeżycia rozkoszy?

Bo wciąż mamy trudność w porozumiewaniu się w sferze seksualności. Jak pow...

Ten artykuł jest dostępny tylko dla zarejestrowanych użytkowników.

Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się.

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI