Jak nie tracić przyjaciół

Na temat

Czy to przypadek, że im więcej czasu spędzamy na Facebooku, im więcej mamy tam znajomych, tym mniej przyjaciół, na których zawsze możemy liczyć? Zajęci lansowaniem siebie, zabiegający o lajki, nie dbamy o przyjaźnie, trwonimy je, czasem bezpowrotnie. Nie można mieć bowiem nowych „starych przyjaciół”. Jak budować przyjaźń, gdy wszystko się zmienia? Jak zyskać przyjaciół i ich nie stracić?

„Nie potrafimy żyć bez człowieka, który nas lubi, dla którego jesteśmy warci wielu zachodów, który dzieli z nami radości i ból, w sercu którego mamy zapewnione trwałe miejsce. Bez człowieka, któremu możemy zaufać, który się o nas troszczy, u którego jesteśmy zawsze serdecznie witani. (…) Przez całe życie, świadomie lub mniej, szukamy drugiego człowieka” – pisze flamandzki pisarz i zakonnik Phil Bosmans. Szukamy przyjaciela.

Przeprowadziłam kiedyś w grupie psychoterapeu­tycznej eksperyment. Poprosiłam uczestników, żeby opowiedzieli na przykładzie, jakie uczucia żywią do swego przyjaciela lub przyjaciółki, czego od niej lub od niego potrzebują, na czym polega ich przyjaźń i czy chcieliby ją jakoś zmienić. Wynik był zdumiewający: ta dotąd żywo reagująca i gotowa do dzielenia się grupa, nagle oniemiała. A potem zaczęła się żmudna nauka, jakie słowa i jakie prawidłowości zachowania pasują do przyjaźni. Nigdy wcześniej o tym nie myślałam – stwierdziła Gosia – i chyba z nikim nie rozmawiałam. Czuję się na tym polu tak, jakbym pierwszy raz w życiu założyła łyżwy i wyszła na lód – żadnej wprawy i zaraz się przewrócę.*

POLECAMY

Rzadkością są pozytywne doświadczenia, o jakich opowiadała Ania: Minęło 35 lat, mam dzieci, rozwiodłam się, a ciągle pamiętam, jak w ósmej klasie nauczycielka polskiego na przerwie zaczęła z nami rozmawiać o przyjaźni i miłości, o zaufaniu do ludzi, o wartości otwierania się. Staliśmy wokół jej stolika całą lekcję, rozmawiając. Dostałam wtedy ważne wskazówki na całe życie. Inne osoby mówiły, że bardzo jej zazdroszczą, bo zawsze brakowało im takich rozmów z kimś doświadczonym i życzliwym, tego rodzaju przewodnictwa.

Niejedno ma imię

Wielu mówi o przyjaźni, niekoniecznie myśląc o tym samym. Są różne odmiany przyjaźni.

Vera amicitia to przyjaźń prawdziwa.

Za przykład może służyć przyjaźń na śmierć i życie Achillesa i Patroklesa, bohaterów Iliady. Występuje w stanie idealnym, bez żadnej skazy. Kultywuje się ją ze względu na nią samą. W realnym życiu występuje dość rzadko. 

Amicitia americana to odmiana przyjaźni o słabszym zaangażowaniu emocjonalnym, popularna wśród Amerykanów, którzy po paru kontaktach towarzyskich uznają partnera za przyjaciela, a określenie friend of mine służy często przedstawianiu nowo poznanej osoby wcześniejszym znajomym. Takie rozumienie przyjaźni jest wygodne w mobilnym społeczeństwie.

Aspera amicitia to z kolei szorstka przyjaźń. Występuje ona w dwu odmianach. Pierwsza dotyczy sytuacji, gdy dwoje zaprzyjaźnionych ludzi zwalcza się nawzajem – z powodu odmiennej wizji świata albo rywalizując o dobra – ale nie zrywa bliskich więzi. Druga odmiana zdarza się natomiast, gdy dwójka nielubiących się ludzi utrzymuje ze sobą pozornie przyjacielską więź i zawiera przymierze, realizując ważny dla nich cel. Występuje ona najczęściej w sytuacjach zagrożenia – wspólny wróg jednoczy; ta zasada znana jest w polityce. 

Falsivicata amicitia to przyjaźń udawana, pozorna. Ktoś wkrada się w ten sposób w łaski innej, ważnej osoby, by wykorzystać jej przychylność do realizacji swego celu. Taka „przyjaźń” jest podobna do mimikry, występującej u owadów. Richard Dawkins opisuje przypadek żuka, łudząco podobnego do mrówki, który całe życie pasożytuje w mrowisku, korzysta z żywności i opieki. Ludzie również ulegają złudzeniu przyjaźni.

Ciekawe, dlaczego natura nie wyposażyła nas w mechanizm obronny przed tego typu oszustwem. 

Czesław Matusewicz

 

Trochę na oślep

Przewodnikami po przyjaźni dla mojego pokolenia nie byli rodzice ani nauczyciele – może wśród młodszych jest lepiej? Z reguły nie uczyliśmy się też jedni od drugich. Dlaczego? Bo karmiono nas licznymi stereotypami w rodzaju: „ludzie tylko czekają, żeby cię oszukać”, „jak umiesz liczyć, to licz na siebie”, „każdy sam powinien radzić sobie ze swoimi problemami”. Nie mieliśmy klarownych wyobrażeń o tym, jakie wartości są dla nas ważne w relacjach z ludźmi i czego od nich potrzebujemy. W naszym otoczeniu nie było zbyt wielu dobrych przykładów. Czasami komuś udało się trafić do pozytywnej „paczki”, do drużyny skautowej albo grupy oazowej i stamtąd zaczerpnąć konstruktywne wzorce, ale nie jest to doświadczenie powszechne. 

Do dziś przekazuje się dzieciom już od piaskownicy zalecenie, że warto i należy przyjaźnić się z osobami (lub dziećmi osób) z tej samej klasy ekonomicznej, o podobnym wykształceniu, w obrębie własnej grupy narodowościowej czy religijnej. Pracowałam z wieloma dorosłymi dziećmi alkoholików, które jako jedną z udręk swojego dzieciństwa wspominały, że rodzice koleżanek i kolegów nie pozwalali się z nimi bawić, argumentując: „Nie będziesz mieć nic wspólnego z dziećmi tego pijaka”. Jak nowocześnie brzmi w tym kontekście wezwanie Elreda z Rievaulx, opata zakonu cystersów w Anglii, z jego XII-wiecznego traktatu Przyjaźń duchowa: „Istnieje taka moc oddziaływania przyjaźni, która sprawia, iż «niższy jest równy wyższemu». Często bowiem ludzie wysoko postawieni zawierają przyjaźń z człowiekiem o niższej pozycji, statusie, godności czy wykształceniu. Powinni (…) zawsze mieć na względzie piękno przyjaźni, które nie polega na strojeniu się w jedwabie czy szlachetne kamienie, na powiększaniu posiadłości, opływaniu w rozkosze ani obfitowaniu w bogactwa, na wynoszeniu w zaszczytach i na nadymaniu się godnościami. (…) Muszą ze szczególną troską mieć na względzie równość, która jest darem natury, a nie dodatki, które pożądliwość podsunęła śmiertelnikom”. 

Mam wrażenie, że jednym ze skutków tych stereotypów i braku umiejętności postępowania z przyjaźnią jest zbyt częste i bolesne rozpadanie się przyjacielskich związków. Opowiada Hanka: Pracowałam w organizacji pozarządowej, która pomagała repatriantom z Ukrainy i Kazachstanu zaaklimatyzować się w polskiej rzeczywistości. Moja najbliższa przyjaciółka, Ola, miała znajomą z Ukrainy, dla której nie mogliśmy załatwić bezpłatnie pewnego zabiegu medycznego. Zadzwoniła do mnie wściekła, oskarżając całą organizację o lenistwo i bezduszność. Tak mnie to rozzłościło, że rzuciłam słuchawkę i przestałam się do niej odzywać. Trwało to prawie dwa lata. I pewnie by już było po naszej wieloletniej przyjaźni, gdyby nie przyjazd z zagranicy kolegi, który zapowiedział, że jak się nie spotkamy we trójkę, to żadnej z nas nie chce znać.

Oczywiście po paru minutach skrępowania wszystko zaczęło być jak dawniej. 

Wielu innym tak się nie udało. A szkoda, bowiem niezwykle trafne wydaje mi się stwierdzenie psychoterapeuty Irvina Yaloma, parafrazujące biblijną mądrość (Syr 9, 10): „Nie można mieć nowych starych przyjaciół”.

Odczytuję te słowa jako apel, żeby do przyjaźni o dużym stażu podchodzić ze szczególną uważnością i troską. 

Siostrzeństwo

Staram się nie nadużywać słowa „przyjaźń”, bo jest ono zarezerwowane dla szczególnie bliskich mi osób, które nie tylko są dla mnie miłe, ale sprawdziły się w bojach. Uwielbiam za to sformułowanie „siostrzeństwo” – jako odpowiednik do znanego braterstwa, czyli szczególnych więzów między mężczyznami.

Takie szczególne więzy mam z kobietami i dziewczynami. Od kiedy pamiętam, otoczona byłam koleżankami. Przed czasami internetu korzystałam z Telegazety i tam znajdowałam w całej Polsce znajomych, którzy słuchali podobnej muzyki i czytali te same książki. Łączyły mnie też silne relacje z dziewczynami z KLAN-u, czyli grupy artystycznej prowadzonej przez nieżyjącą już poetkę Danutę Wawiłow. Do tej pory utrzymuję kontakty z kilkoma osobami i jest to relacja szczególna.

Mam też kilka przyjaciółek, takich, które ratują mnie z opresji. Nie wymagają ode mnie stuprocentowego kontaktu, meldowania się i przytuleń. Jesteśmy i wiemy, że w razie czego jedna drugą obroni. Godziny przegadane, prześmiane i przebeczane. Wspólne podróże, gaszenie pożarów i wsparcie. I, co bardzo ważne, wspólne kłótnie, które zawsze kończą się chęcią zrozumienia drugiej osoby i wybaczenia. Mieć kogoś do wspaniałego kłócenia się – to jest dopiero skarb!

 

Jeden drugiego ciężary noście

Wszyscy znamy historie przyjaźni, których rozpad wiązał się z dużym rozczarowaniem: zawsze ci pomagałem (pożyczałem pieniądze; odkładałem swoje sprawy i zjawiałem się, kiedy miałeś dołek albo leżałeś chory; siedziałem z tobą w nocy, jak nie dawałeś sobie rady z pilną pracą itp., itd.), a kiedy ja byłem w potrzebie, ty mi nie pomogłeś. Chodzi nie tylko o to, że „prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie”, ale o coś gorszego: twoja bieda była moją troską, a moja okazała się dla ciebie nieważna. 

Mniej oczywiste są sytuacje, kiedy przyjaciel lub przyjaciółka nie chce pomocy, nie przyjmuje jej, wręcz ukrywa swoje kłopoty. To też może zniszczyć przyjaźń. Doświadczyła tego Zosia: Przyjaźniłyśmy się z Adrianną od kilku lat bardzo blisko, cokolwiek działo się ważnego...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI