Echa eksperymentu więziennego

Ja i mój rozwój Praktycznie

Pierwszego dnia prof. Zimbardo powiedział do swoich współpracowników: „To chyba będzie bardzo nudne badanie”. Mylił się. Eksperyment nudny nie był. Zdemolował przy okazji kilka obowiązujących powszechnie założeń dotyczących wolności człowieka oraz źródeł zła.

Więzienny eksperyment prof. Philipa Zimbardo (Stanford Prison Experiment, SPE) określany jest jako jeden z najlepiej znanych i najbardziej kontrowersyjnych badań w dziedzinie psychologii. Był tak kontrowersyjny, że właściwie... nie doczekał się replik. Wstrząs, jaki spowodował w środowisku psychologów, sprawił, że w wielu krajach zaostrzono przepisy dotyczące eksperymentów z udziałem ludzi (choć z drugiej strony w 1973 roku American Psychological Association uznało, że eksperyment spełniał ówczesne standardy etyczne). Sam autor SPE powiedział, że żaden eksperyment behawioralny stawiający człowieka w takiej pozycji jak stanfordzki eksperyment nie powinien być nigdy więcej przeprowadzony w Ameryce.

Szokujący był przebieg eksperymentu oraz wnioski, jakie z niego płynęły: człowiek w określonym środowisku wciela się w rolę i, jeśli nikt i nic mu się gwałtownie nie przeciwstawia, jest gotów czynić zło, nawet największe. Może też, wskutek wpływu środowiska, łatwo stać się ofiarą.

Specyficzny dobór badanych

Thomas Carnahan i Sam McFarland, badacze z University of Pittsburgh, przeprowadzili w 2007 roku badania, których wyniki wskazują, że już sama treść ogłoszenia mogła wpłynąć na wynik eksperymentu więziennego. Badacze ci zamieścili w prasie ogłoszenie identyczne jak to, które w 1971 roku sformułował Zimbardo („Studenci poszukiwani do psychologicznego badania nad życiem więziennym…”) oraz drugie, bardziej lakoniczne („Studenci poszukiwani do badania psychologicznego…”).
Jak się okazało, ochotnicy, którzy zgłosili się do badania „więziennego”, uzyskiwali wyższe wyniki w skalach badawczych opisujących natężenie przemocy (agresja, autorytaryzm, makiawelizm, narcyzm, społeczna dominacja) oraz niższe w skali altruizmu i empatii – w porównaniu z ochotnikami, którzy zgłosili się do drugiego badania.

Na tej podstawie Carnahan i McFarland uznali, że jeden z najważniejszych wniosków płynących z oryginalnego eksperymentu – o wpływie sytuacji na przeciętnego człowieka – jest nieuprawniony. Ich zdaniem nie można mówić o tym, co prof. Zimbardo metaforycznie nazwał „dobrymi jabłkami w bardzo złej beczce”, bo „jabłka” w stanfordzkim eksperymencie nie zostały wybrane losowo.

Zimbardo nie zgodził się z tymi wnioskami, ale przyznał się do szeregu innych błędów. Potwierdził, że w 1971 roku dał się ponieść sytuacji – że niepotrzebnie przyjął, a potem wszedł w rolę naczelnika więzienia: – Nawet moja postawa się zmieniła. Po „więzieniu” chodziłem z rękami zaplecionymi z tyłu, czego w życiu nie robiłem, jak jakiś generał na zbiórce – stwierdził w jednym z wywiadów.

POLECAMY

Ale nie tylko on. Craig Haney, psycholog biorący udział w eksperymencie, przyznał po latach, jak szybko przyzwyczaił się do tego, co robili „strażnicy”. – Kiedy w trakcie eksperymentu postanowiliśmy przenieść więźniów w inne miejsce, pojawiła się obawa, że zobaczą zwykłe uczelniane korytarze i wyjdą ze swoich ról. Więc postanowiliśmy, że założymy im na głowy torby, żeby nic nie widzieli. Kiedy pierwszy raz ujrzałem mężczyzn z torbami na głowach, to...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI