Diagnoza na życie

Ja i mój rozwój Laboratorium

Dość powszechnie uważa się, że terapia jest panaceum na wszystkie psychologiczne problemy i choroby. Tymczasem życie jest ciężkie niezależnie od tego, czy i jak intensywnie uczestniczymy w terapii - mówi prof. Nancy McWilliams.


Dorota Krzemionka: – W Polsce wchodzi na ekrany serial „In treatment” – „Bez tajemnic”. Będziemy się przeglądać w historiach pacjentów i przy okazji dokonywać autodiagnozy. Co możemy w sobie odkryć?
Nancy McWilliams: – Na przykład pewne tendencje psychologiczne: depresyjne, obsesyjne, narcystyczne albo paranoiczne. Każdy z nas je miewa. Dlatego prawdopodobnie oglądając serial, będziemy je dostrzegać i diagnozować u siebie. I możemy się w tej autodiagnozie nie mylić. Ale dostrzeżenie takich tendencji u siebie nie oznacza jeszcze, że powinniśmy szukać pomocy u terapeuty. Dopiero gdy ten aspekt „ja” jest nasilony lub sztywno osadzony w naszej osobowości, gdy wyrządza krzywdę nam lub innym ludziom – wtedy potrzebujemy fachowej pomocy.

Zwykle częściej niż siebie skłonni jesteśmy diagnozować innych ludzi, mówimy: „on jest narcystyczny”, „masz obsesję”, „to paranoik”...

– Często takie amatorskie diagnozy zawierają założenie, że my jesteśmy zdrowi psychicznie, natomiast ten, kogo diagnozujemy, jest „chory” albo „zaburzony”. Dostrzeganie wspomnianych tendencji psychologicznych wyłącznie u innych przyczynia się do ich dysocjacji – odcinamy się w ten sposób od pewnych powszechnych cech.

Czasem nie ma wątpliwości, że ktoś jest zaburzony. Pojawia się pokusa zdiagnozowania: kim jest Anders Breivik, który zabił blisko 100 osób? Czy jest psychopatą? Dlaczego Amy Wine[-]house dążyła do samounicestwienia? Czy miała osobowość borderline? Czy takie diagnozy mają sens?
– Nadawanie innym ludziom takich etykiet ułatwia nam zrozumienie różnych, czasem katastrofalnych, zdarzeń społecznych lub indywidualnych tragedii. Mówimy: „to psychopata”, i to daje nam poczucie, że rozumiemy i panujemy nad przerażającym światem. Trudno się przed tym powstrzymać. Ale nie ulegajmy złudzeniu, że takie etykiety coś naprawdę wyjaśniają. Specjaliści wiedzą, że nie można na odległość zdiagnozować, ocenić, co powodowało kimś, kogo nawet nie spotkali. Trzeba też mieć świadomość, że nawet jeśli Anders Breivik jest psychopatą, a Amy Winehouse miała osobowość borderline – obie tezy są możliwe, choć niekoniecznie prawdziwe – to na świecie żyją tysiące osób z psychopatią lub borderline, które nie mordują ludzi ani nie nadużywają substancji psychoaktywnych. Etykieta o niczym nie przesądza.

Wielu ludziom diagnoza źle się kojarzy...
– To prawda, zdarza się bowiem, że wiele uprzedzeń, takich jak rasizm czy heteroseksizm, bywa czasem umacnianych przez klasyfikację zaburzeń. Przede wszystkim zaś diagnoza źle się kojarzy, gdy jest niewłaściwie zastosowana. Bywa, że terapeuta próbuje karykaturalnie uprościć złożoną osobowość pacjenta, bo sam nie radzi sobie z wieloznacznością. A ten, który nie może unieść czyjegoś bólu, podchodzi z dystansem do osoby przeżywającej kryzys. Ale kiedy diagnoza prowadzona jest z wyczuciem przez osobę w tym kierunku wyszkoloną, to nie tylko nie kojarzy się źle, lecz spełnia wiele ważnych funkcji –...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI